Nowy Sącz. Chcą go zamknąć na miesiąc, bo ma chorą kostkę i próbował wejść do domu?

Nowy Sącz. Chcą go zamknąć na miesiąc, bo ma chorą kostkę i próbował wejść do domu?

Programista, podróżnik Kamil Dudkowski niegdyś pierwszy w Polsce założyciel kantoru kryptowalut, ma trafić na cztery tygodnie do Szpitala Aresztu Śledczego na Oddział Psychiatrii Sądowej w Krakowie, znajdującego się przy ul. Montelupich. Powód? ,,Chciałem wejść do domu i leczę się neurologicznie… Brzmi absurdalnie? A jednak tak się dzieje” – wyznaje.

[O Kamilu pisaliśmy na naszych łamach w 2019 roku. Informatyk został podróżnikiem. Ma za sobą podróże do krajów na całym świecie. Zazwyczaj zabiera ze sobą namiot i śpi pod gołym niebem. Czasem korzysta z hosteli, a od czasu do czasu z noclegów znalezionych w sieci. Skąd ma na pieniądze na realizację swojej pasji? Przeczytasz w artykule: couchsurfing-czyli-tani-sposob-na-zwiedzanie-swiata]

Kamil nie leczył się psychiatrycznie, ani odwykowo. Od 2023 roku zmaga się z chorobą Mortona w prawej stopie. Dolegliwość jest zespołem bólowym stopy spowodowanym przez ucisk i podrażnienie nerwu podeszwowego. Zwykle choroba spowodowana jest stanem zapalnym lub zwyrodnieniem. Prokurator uznał, jak czytamy w uzasadnieniu, że skoro mężczyzna leczy się neurologicznie, to ,,ujawniły się uzasadnione wątpliwości co do poczytalności podejrzanego”. W związku z tym prokuratura zdecydowała o poddaniu go badaniom psychiatrycznym.

,,Sąd, prokuratura i biegli psychiatrzy w Nowym Sączu chcą mnie zamknąć przymusowo w „psychiatryku”. Za co? Za to, że mam guz na nerwie w prawej stopie, cały czas podróżuję, nie mam jednego adresu, kilka lat temu zajmowałem stanowiska kierownicze w kilku firmach, a od kilku lat nie pracuję, bo zamiast wszystko przepuścić, jak koledzy, żyję sobie z oszczędności (skromnie, ale na takim poziomie, by już nigdy nie musieć pracować” – relacjonuje w rozmowie z naszą redakcją Kamil Dudkowski.

Mężczyzna opisuje, że badanie, któremu go poddano dotychczas, trwało pięć minut, a pytania dotyczyły jedynie tego gdzie mieszka, co robi, czy ma dzieci itp.

Jednocześnie zaznacza, że prokuratura nie chce go skierować na tradycyjne badanie u psychologa i psychiatry, tylko zamknąć na minimum cztery tygodnie z możliwością dowolnego przedłużania. Nie w szpitalu psychiatrycznym, a na terenie aresztu śledczego na Montelupich w Krakowie.

48 godzin

Wszystko zaczęło się od umowy najmu części domu w Nowym Sączu,  którą zawarł ze swoim znajomym. Kamil został wpisany przez właściciela domu do księgi wieczystej, podpisał z nim również umowę najmu. Dom, do którego miał się wprowadzić,  został ,,zakupiony” w 2009 roku przez mieszkankę regionu – na kredyt.

Spłaciła jedynie kilka rat i nie płacąc reszty należności wyjechała do Stanów Zjednoczonych.

Do budynku wprowadziła się jej siostra z rodziną. W październiku ubiegłego roku Kamil podpisał ugodę z lokatorami, z której wynika, że dostanie od nich klucze do domu i zamieszka w jednym lub dwóch pokojach, a oni są zobowiązani nie blokować mu dostępu do lokalu. Obiecali również nie zmieniać zamków. Mężczyzna miał wprowadzić się kilka dni później, by dać im czas na przygotowanie pokoju. Kiedy przyjechał, zamki były wymienione. Nie mógł wejść.

– Przyjechałem na miejsce z wiertarką i rozwiercam zamki, by móc się wprowadzić zgodnie z ugodą. Na miejsce została wezwana policja, która po tym, jak pokazałem dokumenty (akt notarialny, pełnomocnictwa, umowę najmu i naszą ugodę) stwierdziła, że wszystko jest w porządku i nie mają zastrzeżeń. Wtedy z domu wyszła nielegalna lokatorka i krzyknęła, żeby poczekali, bo ona mi “załatwiła aresztowanie”. Policja się zdziwiła, ale potwierdzili u dyżurnego, że mają czekać, bo zaraz będzie wydany nakaz zatrzymania i doprowadzenia przed prokurator Dominikę Weredyńską. Zostałem zatrzymany na 48 godzin”- relacjonuje w rozmowie z naszą redakcją Kamil Dudkowski.

Skarży się, że podczas zatrzymania i osadzenia robiono mu dotkliwe trudności. Kiedy zgłosił, że nie je mięsa i cukru, karmiono go właśnie tym, czego nie spożywa. Kiedy jego dziewczyna przyszła, aby dostarczyć mu bieliznę i książki, powiedziano jej, że nie może nic przekazać. Po zakończeniu dwóch dni odsiadki został przewieziony do prokuratury.

Usłyszał tam cztery zarzuty z art:

190 a1 kk “Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej
wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie
narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

191 1a kk Tej samej karze podlega, kto w celu zmuszenia innej osoby do
określonego działania, zaniechania lub znoszenia stosuje przemoc innego rodzaju
uporczywie lub w sposób istotnie utrudniający innej osobie korzystanie z
zajmowanego lokalu mieszkalnego.

193kk “Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo
ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie
opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia
wolności do roku.”

288 1kk “Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega
karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.”

– Dowiedziałem, że jeśli przychodzę do własnego domu, a ktoś, kto tam jest nielegalnie nie wpuszcza mnie, to go uporczywie nękam. Niedługo będziemy siedzieć za nękanie, jeśli ktoś będzie siedział w naszym samochodzie, a my również będziemy chcieli tam wejść. Dowiedziałem, że ja przychodząc po klucze, ale nie zmieniając zamków, nie blokując dostępu do toalety, nie blokując dostępu do sypialni czy garażu “istotnie utrudniam korzystanie z zajmowanego lokalu mieszkalnego”, ale osoby, które są w moim domu nielegalnie, zmieniając mi zamki, blokując dostęp do domu, wzywając na mnie ochronę i policję dostają status “pokrzywdzonych” – komentuje mężczyzna.

Równocześnie zaznacza, że wchodził do własnego domu i rozwiercał swoje zamki (właściciel dał mu pełnomocnictwo na piśmie do zarządzania domem z wpisem do księgi wieczystej), za co może teraz trafić do więzienia na 5 lat. Ponadto mężczyzna dostał dozór policyjny i raz w tygodniu musi stawiać się w Nowym Sączu na komendzie, co jemu, jako podróżnikowi, utrudnia życie. Kamil ma także zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych i nieruchomości na odległość 500 metrów.

– Dostaję zakaz zbliżania się do nieruchomości, w której jestem wpisany do księgi wieczystej oraz do ludzi, którzy nielegalnie przebywają w domu, do którego mam przypisane konkretne prawa! Oznacza to, że mam „wyłączoną” nie tylko całą dzielnicę Nowego Sącza, a jeszcze nie wolno mi legalnie jeździć na południe do Krynicy, na Słowację czy Węgry – gdzie jestem kilka razy w miesiącu, bo jedyna droga z Nowego Sącza w tamtą stronę przebiega jakieś 400m od tego nieszczęsnego domu – opisuje Kamil Dudkowski.

Mężczyzna podkreśla, że nie zrobił nic nielegalnego, ale sprawa zaczęła robić się poważna, kiedy podczas przesłuchania zadano mu pytanie, czy leczy się neurologicznie. Odpowiedział, że tak, bo ma guz na nerwie w prawej stopie. Jak relacjonuje, wówczas prokurator uznała, że w takim razie istnieje uzasadnione podejrzenie, że jest niepoczytalny i skierowała go na badanie psychiatryczne do biegłych sądowych.

Nie wiemy, czy jest pan zdrowy, czy chory

– Mimo tego, że mówiłem, że jestem przewodniczącym Komisji Wyborczej Nr 1 w Nowym Sączu, a wybory są w niedzielę 15 października, to pani wysłała mnie na badanie na godzinę 8:00 na 16 października, co oznacza, że nie mam możliwości nie złamać prawa. Z jednej strony muszę być na badaniu na 8:00 rano i mam być wyspany i wypoczęty, a z drugiej – muszę przez całą noc liczyć głosy i odpowiadam za to karnie aż do momentu oddania głosów do ratusza, a ze względu na wyjątkową frekwencję w tych wyborach udaje mi się oddać głosy do ratusza dopiero około godziny 11:00 – relacjonuje Kamil.

16 października zgłosił się na badanie psychiatryczne, podczas którego psychiatrzy zadawali mu pytania o życie: z czego się utrzymuje, gdzie mieszka, jaki ma zawód. Wyjaśnił, że nie ma stałego adresu (z ostatniego zabrała go policja), jest podróżnikiem i odwiedza kilkadziesiąt krajów rocznie. W młodości zajmował kierownicze stanowiska w kilku firmach, a od lat żyje z oszczędności. Zapytano go również, czy kiedykolwiek zalecono mu leczenie psychiatryczne.

– Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że czasem, w luźnych rozmowach ktoś dla żartu może zasugerować, że mam ADHD, albo Aspergera (ale nie mam żadnego z tych schorzeń – nie pasują objawy). Psychiatrzy napisali opinię, z której wynika, że mi “nie uwierzyli” i uważają, że całe moje życie wymyśliłem, że wydaje mi się, że jestem na nieformalnej emeryturze, że wydaje mi się, że pełniłem stanowiska kierownicze w różnych firmach…  Przypominam, że przed badaniem prawie nie spałem i prawie nie jadłem, bo byłem zamknięty w więzieniu, przesłuchiwany, a później brałem udział w szkoleniach i całą dobę byłem w lokalu wyborczym. Gdy tłumaczyłem, że mieszkałem w 13 krajach, a odwiedziłem 91 i gdy tłumaczyłem, że pracowałem w różnych krajach i robiłem różne rzeczy, zostało to zinterpretowane jako chaotyczne i niespójne. Mój dobry humor i szybki tok mówienia odebrano jako „podwyższony nastrój i napęd”. Psychiatrzy zinterpretowali moją pewność siebie jako “wielkościowość”. W związku z tym napisali, że nie mogą wykluczyć procesu psychotycznego hebefrenicznego (pochodna schizofrenii hebefrenicznej), albo zaburzeń afektywnych, bo mam zbyt dobry humor jak na Polaka.  Zawnioskowali o poddanie mnie obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Jeszcze raz, żeby to było jasne – oni nie podejrzewają, że jestem chory, ale chcą mnie zamknąć, bo nie są pewni, że jestem zdrowy” – zaznacza Kamil Dudkowski.

Podróżnik zwraca uwagę, że prokurator nie zawnioskowała o ponowne zbadanie go podczas godzinnej, rzetelnej rozmowy u specjalisty, aby potwierdzić lub zaprzeczyć ewentualne zaburzenia.

– Skorzystała z zapisu w kodeksie, z którego wynika, że można mnie zamknąć w takim przypadku na cztery  tygodnie, więc po co się ograniczać? Zgodnie z zasadą, że skoro jest obywatel, to znajdzie się i paragraf, zawnioskowała do sądu o cztery tygodnie pobytu w areszcie śledczym na Montelupich w Krakowie, bo skoro jestem groźnym przestępcą i śmiałem wejść do domu,  w którym miałem prawo przebywać, to oni już mi pokażą, gdzie moje miejsce – kontynuuje sądeczanin.

Zwraca także uwagę na fakt, że kiedy będzie w zakładzie, a psychiatrzy stwierdzą, że nie są pewni, czy nie ma schizofrenii, to mogą mu tam pobyt przedłużać, a jeśli zastosują zasadę, że nie ma ludzi zdrowych, a jedynie niedostatecznie zdiagnozowani i coś znajdą, to mogą mnie trzymać i „leczyć” w zasadzie bezterminowo.

Co czwartek

W każdy czwartek, od października ubiegłego roku, Kamil musi stawiać się na nowosądeckiej komendzie. Jak twierdzi, od 12 października próbuje uzyskać wgląd do dokumentów i zapoznać się z nimi.

– To akurat dokumentów nie ma, a to ktoś jest na urlopie, albo na szkoleniu, albo przeniesiono je do innego budynku. W końcu, gdy 1 grudnia ub. roku, podczas dozoru, okazuje się, że dokumenty są i mogę je skopiować, gdy tylko wyciągam telefon, policjant pokazuje mi dokument z prokuratury, że właśnie akurat teraz muszą mi go zatrzymać, kiedy za 6 godzin wylatuję do Egiptu, bo tak ustawiam sobie wyloty, żeby w czwartki zawsze być w Sączu. Nie życzę tego nikomu. Utrata kart pokładowych, adresów, map i wszystkiego tuż przed wylotem, bo muszą zabezpieczyć mi telefon, bo możliwe, że właściciel nieruchomości mnie nagabywał do złamania prawa. Zaznaczam: nie złamałem go – relacjonuje Kamil.

Tuż przed Wigilią mężczyzna trafił do sądu, gdzie usłyszał dwa pytania: czy zgadza się na zamknięcie w areszcie śledczym na minimum cztery tygodnie – odmówił. Drugie dotyczyło tego, czy chce się odnieść do zarzutów i opinii biegłych. W tym przypadku zgodził się i opowiedział swoją wersję wydarzeń, licząc, że w końcu ktoś ,,pójdzie po rozum do głowy i zacznie podejmować decyzje zgodne z logiką i zdrowym rozsądkiem”.

– Jakież było moje zdziwienie, kiedy sąd postanowił zamknąć mnie w areszcie na miesiąc, mimo że nic nikomu nie zrobiłem, jestem niekarany, powinienem zostać uniewinniony, a jeśli nawet uznano by mnie winnym, to dostałbym grzywnę, prace społeczne lub zawiasy. W moim przypadku zamyka się mnie za wchodzenie do własnego domu, za guz w nodze i za to, że nie pracuję na etacie i to w zasadzie bez wyroku i prawa do obrony, bo jest to na ten moment tylko postępowanie przygotowawcze, a nie rozprawa właściwa – zaznacza Kamil.

Równocześnie zaznacza, że pobyt w areszcie nie będzie liczył się do potencjalnej kary, ani nie dostanie za niego odszkodowania, jeśli będzie niewinny, bo jego status to obserwacja psychiatryczna, a nie więzienie.

– W uzasadnieniu znajdujemy takie kwiatki jak: „oskarżony przyznał, że rozwiercał zamki, więc zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych mu czynów”. Oskarżony zeznał, że był zmęczony podczas badania, dlatego koniecznym jest obserwowanie oskarżonego w warunkach szpitalnych, w których będzie można wykluczyć wpływ stresu i zmęczenia na diagnozę”. I najlepsze: pokrzywdzeni, ci, co mieszkają w moim domu nielegalnie zeznali, że wg. nich zachowywałem się nieracjonalnie. Nikogo nie interesuje moja wersja, nikogo nie interesują przedstawione przeze mnie dowody i nagrania. Nikt się nawet nie zająknął na temat faktów, że mam umowę najmu, wpis do księgi wieczystej, ugodę z nielegalnymi lokatorami, klucze od domu i że naprawdę byłem managerem w kilku spółkach, podróżuję po świecie i żyję z oszczędności – podkreśla Kamil Dudkowski.

W tej sprawie skontaktowaliśmy się z Prokuraturą Rejonową w Nowym Sączu. Przez szefową prokuratury zostaliśmy poproszeni o przesłanie pytań drogą mailową. Kiedy nasza redakcja będzie w posiadaniu stanowiska prokuratury, opublikujemy je w kolejnym materiale.

Czytaj także: Kupili samochód po przeglądzie. Awaria na środku drogi i pytania kto go dopuścił do ruchu?

Reklama