Kupili samochód po przeglądzie. Awaria na środku drogi i pytania kto go dopuścił do ruchu?

Kupili samochód po przeglądzie. Awaria na środku drogi i pytania kto go dopuścił do ruchu?

Łukasz z żoną postanowili, że będą dochodzić swoich spraw na drodze prawnej i jak zaznaczają, chcą ostrzec innych klientów firmy, których może spotkać taka sytuacja.

Kilkaset samochodów

– Miesięcznie przez nasz warsztat i stację diagnostyczną przewija się kilkaset samochodów. Wszystkie rzetelnie sprawdzamy, przechodzą profesjonalną i wnikliwą diagnozę przez wyspecjalizowany personel (10 osób). Może się zdarzyć w niektórych przypadkach, że przez zabłocenie podwozia, śnieg, konserwację podwozia czegoś nie dostrzegłem, ale ten samochód był sprawny technicznie na tamten czas. Badanie było przeprowadzane w listopadzie, a mamy połowę stycznia… Stanowczo zaprzeczam, aby dokonywał się jakiś proceder w którym wykonuje przeglądy okresowe z niedopełnieniem wszelkiej staranności, które sprzedaje pan Rafał – stwierdził w rozmowie z naszą redakcją Dariusz pracujący w stacji diagnostycznej.

Równocześnie zaznacza, że nie zwraca uwagi, kto jest właścicielem samochodów, które przyjeżdżają na badania, czy to właściciel małego, czy dużego komisu samochodowego, czy zupełnie inna osoba niezwiązana z transakcją samochodową.

– Pani kupiła u nas 18-letni samochód w dobrym stanie technicznym. Przegląd był robiony dwa miesiące temu. Ta pani powinna iść do sądu, bo jeśli ma zastrzeżenia, to jest to sprawa cywilna. Nie sztuka kogoś oczernić. Co do braku rejestracji, ci państwo złożyli sprawy do ministerstwa, gdyż był problem z krótkim numerem Vin. Dostali odpowiedź, że nie musieli składać dokumentów do ministerstwa, bo wydział komunikacji normalnie powinien zarejestrować – odnosi się do zarzutów sprzedawca pojazdów.

Faustyna zaznacza, że dostała propozycję od właściciela komisu, że zwróci jej część kosztów, które poniosła za naprawę, czyli 1500 zł.

– Za te pieniądze nie opłaciłabym nawet naprawy samych wahaczy. Ja sobie sama wolałam zapłacić, niż podpisać zaproponowaną ugodę. Czegoś takiego na pewno nie podpiszę. Mechanik skomentował, że mam dziękować Bogu, że nie stało się to na autostradzie, tylko przy prędkości 40km/h. Kiedy nam je pokazywał, rozlatywały się w rękach – dodaje Faustyna.

Po naszej rozmowie z braćmi odpowiedzialnymi kolejno za przegląd i sprzedaż samochodu i po wysłaniu ich wypowiedzi do autoryzacji, otrzymaliśmy trzy wiadomości mailowe o treści: ,,w nawiązaniu do rozmowy telefonicznej informuję, że nie wyrażam zgody na publikację moich danych osobowych, wizerunku oraz danych firmy”.

Jak poinformowała nas Faustyna, dzisiaj odezwał się do niej sprzedawca i zasugerował, że za ,,zniesławienie i pomówienie” firmy może zostać zasądzonych kilkaset tysięcy odszkodowania, dodał również, że nie pozwala, aby ujawniała dane jego firmy i jego.

Czytaj także: Zaginął 42-letni Rafał z gminy Korzenna. Potrzebna pomoc

Fot. arch. Faustyny Z.

Reklama