Nieopodal Nowego Sącza, w Woli Marcinkowskiej od dwustu lat stoi dom, którego ściany i stropy w każdej chwili mogą runąć. Nie ma w nim bieżącej wody, ani kanalizacji. Ciepło o tej porze roku jest tam zjawiskiem nieczęstym i ulotnym. Dlaczego? Wystarczy popatrzeć na dziury w suficie, ścianach i podłodze i na nieszczelne okna. Wiatr hula po kątach. Jest za to mnóstwo ciepła bijącego od ludzi, którzy tam mieszkają. Uśmiechają się mimo wszystko. Są życzliwi dla siebie i dla innych, gościnni, skromni.
Jest ich troje: 23 – letni Szymon, jego mama i schorowana babcia. Młody chłopak wziął na siebie ciężar odpowiedzialności za najbliższych. Jest jedynym mężczyzną w domu. On i jego mama ciężko pracują. Codzienność w Polsce jest coraz bardziej kosztowna, a co dopiero przyszłość… Pieniędzy nie wystarcza na to, aby istniał choć cień szansy na nowy, malutki, bezpieczny dom.
– Miałem 9 lat, gdy zmarł dziadek, a trzy lata później tragicznie zginął wujek, który był ostatnim mężczyzną i żywicielem rodziny. Babcia Bogusia ma 72 lata, a mama – Kinga – 42 lata. W tej sytuacji musiałem bardzo szybko dorosnąć i sprostać wymaganiom głowy rodziny. Zamiast myśleć jak większość nastolatków, myślałem żeby było co do gara włożyć. Kiedy coś zostało – oszczędzałem na czarną godzinę. Mama też dorabiała, ale to nie była kwota, za którą można się utrzymać – opowiada Szymon.
Jego najważniejsze marzenie? Spokojna starość dla babci i uśmiech dla mamy. Bezpieczny dach nad ich głowami. O sobie chłopak myśli najmniej.
Gdy przekonał się, że ciężka praca to za mało aby móc myśleć o nowym lokum dla rodziny, zdecydował poprosić życzliwych ludzi o pomoc. Uruchomił zbiórkę na portalu finansowania społecznościowego.
„Nie mamy kanalizacji ani bieżącej wody. Mimo poprowadzonego nieopodal gminnego wodociągu, my go nie otrzymaliśmy. Najprawdopodobniej dlatego, że dom może runąć podczas wkopywania rur. Z prądem również obchodzimy się bardzo ostrożnie, gdyż jest to około 20-letnia prymitywna instalacja na byle jakich cienkich kablach. Obawiamy się zwarcia i pożaru. Elektryk oświadczył, że przy kolejnej wizycie odłączy nam całkowicie prąd z uwagi na zagrożenie życia. Ogrzewamy dom dwoma piecykami typu „koza”. Przy większych mrozach ciężko nagrzać, a w dodatku nie ma możliwości pozostawienia ognia w piecu ani podczas wyjścia z domu, ani na noc. Już dwukrotnie doszło do pożaru. Na szczęście byliśmy w domu i zdołaliśmy szybko ugasić ogień. Ostatnim razem zimą szkody były na tyle duże, że nocowaliśmy poza domem, a w dzień naprawialiśmy… Chcemy móc spokojnie zasnąć nie obawiając się, że strop się zawali i zostaniemy bez dachu nad głową nie mając gdzie pójść. Chcemy wybudować malutki domek, który zapewni bezpieczeństwo moim kobietom. Wierzymy, że dobro zawsze wraca i z góry bardzo Państwu dziękujemy.” – pisze Szymon.
Jego apel przeczytał młody człowiek ze Śląska – Mateusz . Poruszony losem ludzi z podsądeckiej wioski, postanowił pomóc, uprzednio sprawdzając na miejscu jak wygląda sytuacja rodziny Szymona. W podróż zabrał swoją dziewczynę. Pokonali 200 kilometrów, żeby spotkać się z Szymonem i przekonali się, że pomoc potrzebna jest niezwykle pilnie. Za chwilę tę pewność możesz mieć również Ty. Obejrzyj film, który trwa zaledwie osiem minut. A później – jeśli możesz – pomóż.
Można dokonać szybkiej wpłaty przelewem, lub blikiem. Można i koniecznie trzeba, aby ten apel dotarł jak najdalej w świat. Do przedsiębiorców, polityków, celebrytów, do organizacji pozarządowych, do Twoich bliskich, o których wiesz, że nie są obojętni, gdy ktoś potrzebuje wsparcia.
Link do zbiórki TUTAJ.
Można też wziąć udział w licytacji, z której dochód przeznaczony jest na pomoc Szymonowi i jego bliskim.
Nie czekaj, aż będzie za późno.
Ja nie czekałam.
Iwona Kamieńska
Czytaj też: