Śnietnica: wielki cud w małej wiosce. Od proroczego snu do budowy kościoła

Śnietnica: wielki cud w małej wiosce. Od proroczego snu do budowy kościoła

Śnietnica; budowa kościoła

Proroczy sen księdza, tajemnicze spotkanie i wiele niewyjaśnionych wydarzeń podczas budowy kościoła w Śnietnicy. Dzisiaj odwiedzają go tłumy, a podczas Bobolówki ludzie doznają łask. Są już pierwsze świadectwa i wota dziękczynne. W ciągu nieco ponad 3 lat lat mała wioska, którą zamieszkuje zaledwie 130 rodzin, wybudowała świątynię. Nie mieli żadnych środków finansowych ani nawet działki pod inwestycję. Nikt nie dawał im żadnej szansy na sukces. Wszystko zaczęło się od snu…

– Kiedy podjąłem się tego dzieła, koledzy wysyłali mnie do lekarza-psychiatry, bo obiektywnie rzecz ujmując, wybieraliśmy się z przysłowiową motyką na księżyc. Do dziś nie mogę pojąć, jak tego dokonaliśmy – wyznaje ksiądz proboszcz Józef Rosiek.

Całkowity koszt budowy wyniósł 2 700 000 zł, a parafia nie ma ani złotówki długu.

– Jak zaczynaliśmy, nie wiedzieliśmy, że jest to taki ogromny koszt – wyznaje Piotr Deć, rodowity mieszkaniec Śnietnicy.

Wszystkie wydarzenia mieszkańcy tłumaczą interwencją świętego Andrzeja Boboli. Czy nie mają racji?

W cieniu cerkwi

Od 1939 roku greckokatolicy i rzymskokatolicy wspólnie korzystali z kościoła cerkiewnego. Jednak tym drugim nigdy nie pozwolono powiesić obrazu patrona parafii w centralnym miejscu.

Parafianie ubolewali nad tym, że obraz znajduje się w cieniu cerkwi, w przedsionku – tłumaczy proboszcz.

W 1997 roku ówczesny biskup Józef Życiński zwrócił cerkiew ludności obrządku greckokatolickiego. Stało się tak, gdyż został wprowadzony w błąd. Zapewniano go wówczas, że stanowią oni większość ludności. Jak się okazuje w Śnietnicy jest tylko 5 rodzin tego wyznania. Wszyscy wierzyli, że nadal wspólnie będą korzystać z kościoła cerkiewnego. Tak się nie stało.

– Mieszkańcy przeczuwali, że w końcu nastąpi całkowity rozdział. Zaniepokojeni zaczęli szukać wyjścia z sytuacji. Połączyli salę katechetyczną z garażem księdza proboszcza i dobudowali wiatę – opowiada ksiądz Rosiek.

Msze w garażu 

Wkrótce po tym przed rzymskokatolicką ludnością zamknięto drzwi cerkwi. Od tego czasu msze odbywały się w wybudowanej kaplicy. Choć miejsce było skromne, to jednak dopiero w nim obraz patrona parafii świętego Andrzeja Boboli mógł zająć centralne miejsce. Nie wszyscy podczas mszy mieścili się w kaplicy.

– W zimie otwierałem wszystkie korytarze plebani i montowałem nagłośnienie, aby ludzie mogli schronić się pod dachem. W lecie natomiast przygotowywane były miejsca na zewnątrz – tłumaczy ksiądz Rosiek. – Były to nabożeństwa na kształt mszy polowych – dodaje z uśmiechem.

Część ludności uczęszczała również do kościoła filialnego w Stawiszy. Mijały lata, a parafianie ciągle żyli w nadziei, że kiedyś doczekają się swojego kościoła. Wizja, chodź ówcześnie utopijna, była marzeniem również biskupów diecezjalnych.

Proroczy sen

Był czerwiec 2010 roku. Ówczesny proboszcz Kamienicy Górnej ks. Józef Rosiek zakończył prace budowlane w swojej parafii. Dostał propozycję, by zająć się budową kościoła w Śnietnicy.

– Nie wiedziałem wówczas, gdzie ta miejscowość się znajduje – przyznaje ks. Rosiek.

Proboszcz wahał się i na przemyślenie decyzji dostał kilka dni. Jednak sen wszystko zmienił.

– We śnie widziałem duży obraz świętego Andrzeja Boboli, który wisiał w nieznanym mi miejscu, w nowym kościele. Świątynia ta była wypełniona po brzegi wiernymi i duchowieństwem – opowiada ksiądz Józef.

Proboszcz odczytał sen, jako zachętę do podjęcia się tego trudu.

– Dopiero teraz rozumiem, że była to swego rodzaju wizja – wspomina proboszcz.

Modlili się o brak zgody 

Stało się! Już w sierpniu Śnietnica miała nowego proboszcza. Były trzy możliwości działania. Pierwsza z nich to powrót do negocjacji z grekokatolikami. Druga to rozbudowa kaplicy. Trzecia, to budowa nowego kościoła.

Był to wariant najbardziej nieprawdopodobny, gdyż nie mieliśmy żadnych finansów, ani nawet działki pod budowę – przyznaje proboszcz.

Mieszkańcy jednogłośnie opowiedzieli się za budową Kościoła.

– Pamiętam to spotkanie. Podczas niego powiedziałem, że w 2016 będziemy mieć swój kościół. Na sali zapanowała konsternacja i wspólny śmiech. Był jeden warunek biskupa – podjęcie próby negocjacji z grekokatolikami dotyczących wspólnego korzystania z cerkwi. Na odpowiedź mieli 30 dni. Dni upływały w Śnietnicy bardzo wolno – modliliśmy się do świętego Andrzeja Boboli, by odpowiedź nie nadeszła, bo tak bardzo chcieliśmy mieć swoją świątynie – wyjaśnia proboszcz.

Greckokatolicy wyrazili chęć współpracy, ale długo po terminie. Śnietniczanie nie skorzystali z propozycji i już 5 maja 2012 roku dostali pozwolenie na budowę.

Druga Japonia

– Nie mieliśmy nic oprócz serca i rąk do pracy – mówi Halina Klimek, zakrystianka.

Wszyscy mieszkańcy wspierali budowę Kościoła, zarówno finansowo, jak i swoją własną ciężką pracą.

– Ksiądz proboszcz również zakasał rękawy. To jeszcze bardziej mobilizowało mieszkańców. To niesamowite, jaka atmosfera panowała podczas pracy. Wszyscy byli życzliwi i uśmiechnięci – podkreśla Klimek.

– Wiedzieliśmy, że trzeba budować kościół, jednak dzięki odwadze księdza i wszystkim parafiom, które nas wspierały, udało się. Ksiądz proboszcz to dobry gospodarz – kwituje Piotr Deć, który wraz z kolegą krył dach kościoła.

Mury rosły w niesamowitym tempie i już rok przed planowanym terminem zakończenia prac w kościele odprawiono mszę.

– Gdyby w takim tempie budowano, to Polska byłaby drugą Japonią – stwierdził podczas mszy biskup Andrzej Jeż.

Spełniły się słowa księdza Józefa Rośka i w 2016 roku Śnietnica miała swój kościół.

– Pewnego dnia zauważyłem księży, chodzących wokół kościoła. Nie wchodzili do środka, ani nie przyszli na plebanię. Wyszedłem i okazało się, że pokutują i przepraszają świętego Andrzeja Bobolę, że nie uwierzyli i mnie wysyłali do lekarzy – wspomina proboszcz.

Hojny przedsiębiorca 

W ciągu całej budowy nie było przymusowej przerwy ze względów finansowych. Wielu księży podejrzewało proboszcza Rośka, że ma ogromny dług. Jak podkreśla duchowny, jest ogromnie wdzięczny wszystkim parafiom patronackim, a przede wszystkim Sądeczanom, którzy byli niezwykle hojni i pomogli wybudować kościół.

– Często podchodzili do mnie księża z pytaniem, co ja robię, że tak hojnie jestem obdarowywany. Zawsze odpowiadałem, że nie jeżdżę sam, a ze św. Andrzejem Bobolą – dodaje ksiądz Józef.

Na każdym etapie budowy czuliśmy wsparcie świętego. Trudno to wyjaśnić – wyznaje zakrystianka Halina Klimek.

Aby zbierać pieniądze na poczet budowy kościoła, proboszcz wyjeżdżał głosić kazania do innych parafii aż 89 razy. Podczas wyjazdu do Dębicy stało się coś niezwykłego.

– Po mszy podszedł do mnie tajemniczy pan Jan. Powiedział, że wrócił z dalekiej delegacji i zaspał na mszę świętą w swojej parafii, dlatego przyjechał do Dębicy i usłyszał moją historię – opowiada ksiądz Rosiek.

Okazało się, że nieznajomy jest wielkim przedsiębiorcą. Podarował 36 ton stali na całe fundamenty pod kościół.

– Od tej chwili nie bałem się już niczego – wyznaje proboszcz.

Dwa dni po zakończeniu prac przy fundamentach spadł śnieg.

Stawiszanie również się cieszą

Małgorzata Chełmecka wspomina czasy, kiedy jako mała dziewczynka z grupką dzieci ze Stawiszy szła na roraty do Śnietnicy, gdyż ich kościół spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach.

– Żeby dotrzeć na czas wstawałam o 5 rano i szłam z moimi rówieśnikami, często z kuzynem Mirosławem Królem, który obecnie jest proboszczem w USA – opowiada.

– To były zupełnie inne czasy. Nie było samochodów, a dzieci do chrztu wieźliśmy wozem. Niejednokrotnie w zimie szliśmy po metrowych zaspach – dodaje Zofia Ceglarz, mama Małgorzaty.

– Wiemy jak to jest nie mieć swojej świątyni, dlatego cieszymy się, że i Śnietnica doczekała się tak wspaniałego momentu – stwierdzają mieszkanki Stawiszy.

Łaski i cuda

– Pewnego razu zwróciła moją uwagę tajemnicza rzecz na strychu. Widziałem kawałek ramy, ale nie wiedziałem, co to za obraz.. Okazało się, że jest to święty Andrzej Bobola – opowiada ksiądz Józef.

Według najstarszych mieszkańców jest to prawdopodobnie obraz, który znajdował się na starej łemkowskiej plebani. Obraz wówczas zaginął, teraz możliwe, że odnalazł się na strychu księdza proboszcza. Aby uczcić świętego Andrzeja Bobolę, każdego 16. dnia miesiąca odprawiana jest msza, znana powszechnie jako Bobolówka. Podczas niej gromadzą się wierni z różnych zakątków i jest czytane około 100 próśb i podziękowań. Proboszcz ujawnia, iż pojawiają się pierwsze świadectwa o otrzymanych łaskach i cudach za przyczyną świętego.

[Nowa publikacja o parafii Śnietnica —>W MALEŃKIEJ STAWISZY LUDZIE WIELKIEGO SERCA. MIEJSCE ŻYWEGO KULTU ŚW. JANA PAWŁA II POŚWIĘCIŁ KARDYNAŁ DZIWISZ [FOTOGALERIA]

O budowie śnietnickiego kościoła można również przeczytać w wydaniu papierowym naszej gazety dostępnej od czwartku (20 kwietnia) lub w wersji elektronicznej na stronie 14-15. Link do bezpłatnego pobrania gazety—>  https://www.dts24.pl/wp-content/uploads/2017/04/15_2017.pdf

Fot. arch. księdza Józefa Rośka 

 

Reklama