Pekiniada (X). Polki nie gęsi

Pekiniada (X). Polki nie gęsi

Pozwólcie, że znowu zwrócę się jako ten dziadek do dziatek. Jako świadek minionej epoki byłem bowiem przy takich milowych krokach w sporcie kobiet, jak pierwsze ich mistrzostwa Polski, Europy i świata w podnoszeniu ciężarów czy pierwsze w kraju, na kontynencie i na ziemskim globie damskie konkursy trójskoku czy rzutu młotem. I choć nie było mnie przy pierwszych żeńskich występach na skoczniach narciarskich, to i tak pokuszę się o napisanie zarysu historii skoków narciarskich kobiet.

Pierwszymi bardziej znanymi pionierkami w skokach narciarskich były Norweżka Anita Wold, której największym osiągnięciem było to, że w 1974 r. dopuszczono ją do Pucharu Tatr w Szczyrbskim Plesie i uzyskała tam 91 i 94 m, a także Finka Tiina Lehtola, która w 1981 r. osiągnęła na skoczni w Ruka odległość 110 m, ustanawiając rekord świata kobiet wpisany nawet do „Księgi rekordów Guinnessa”. Zapewne puszczono ją wtedy z belki położonej tak wysoko, że nawet pośledniejszy fiński skoczek narciarski skoczyłby z niej ze 150 m, ale i tak 110 wyglądało przecież imponująco.

Żeby pobić rekord Lehtoli, zagięła się Austriaczka Eva Ganster z Kitzbühel. Przeczytała autobiografię Toniego Innauera aż 4 razy i postanowiła dorównać mężczyznom. Stała się nawet tak znaną zawodniczką, że powierzano jej zadanie przedskoczki w czasie austriackich konkursów Turnieju Czterech Skoczni. I właśnie, testując skocznię w Bischofshofen przed konkursem właściwym, poprawiła w 1994 r. damski rekord na 112 m. Prezentując się potem na skoczniach mamucich, w 1997 r. dociągnęła na obiekcie Kulm w Tauplitz/Bad Mitterndorf damski rekord świata do 167 m.

Kolejny krok milowy należał do rodaczki Ganster – Danieli Iraschko. Zwyciężyła w pierwszym konkursie o Grand Prix Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) – w 2000 r. w Breitenberg-Rastbüchl w Niemczech. Zwyciężyła również w pierwszym konkursie skoków narciarskich kobiet rozegranym na Uniwersjadzie – w 2005 r. w Innsbrucku. Lecz kiedy żeńskie skakanie rozpoczęło się na dobre i skoki narciarskie kobiet znalazły się w programach Mistrzostw Świata i Igrzysk Olimpijskich, Danielę wyprzedzały już inne zawodniczki – taki los pionierów! Ale za to na mamuciej skoczni Kulm ustanowiła w 2003 r. rekord świata odległością 200 m, osiągając jako pierwsza tę granicę zastrzeżoną dotąd dla mężczyzn. W 2013 r. zawarła związek małżeński z koleżanką Isabelą Stolz.

Nasze reprezentantki na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie 2022 szorowały bliżej dna, ale niechaj narodowie wżdy postronni znają, że Polki nie gęsi, iż też skakają – że zapożyczę się u ewangelika Reja z Nagłowic. Bo nadeszła uroczysta chwila, żeby wspomnieć o udziale rodaczek w procesie przyswajania skoków narciarskich. A było to tak: jedna z pań, widząc jak jej kolega męczy się na rozbiegu i zeskoku, powiedziała w pewnym momencie do niego: – Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj. I przypięła narty, i stanęła na rozbiegu, i ruszyła odważnie w otchłań, i na mgnienie oka znalazła się w przestworzach, i zaraz potem zaryła w puchowy śniegu tren.

Niestety, historia nie odnotowała jej nazwiska, ale i tak znamy przynajmniej niektóre nasze pionierki, które same siebie nazywały „skakajkami”. Moim zdaniem lepiej by pasowały „skakanki”, ale ja tu nie jestem od słownictwa.

W czasach Małysza znalazły się takie, które porwał przykład „orła z Wisły” (już wtedy trochę dziwiło, że w Wiśle żyją orły, a nie na ten przykład płotki i karasie, ale niech tam). W kolejności alfabetycznej były to: Bogumiła Bochnak z Koniówki, Dominika Brendza z Wisły, Gabriela Buńda ze Skrzypnego, uczennica gimnazjum w Załucznem i zawodniczka klubu TS Wisła Zakopane Joanna Gawron z Odrowąża, bliźniaczki Magdalena i Małgorzata Kędziorówny z Wisły (córki wiślańskiego trenera Mirosława Kędziora), Agnieszka Leśniak z Nowego Targu, reprezentantka UKS Sołtysianie Stare Bystre Magdalena Pałasz z Sanoka, Iwona Poloczek z Wisły, Aneta Rosner z Cieszyna, Maja Szturc z Wisły (krewna tamtejszego szkoleniowca, pierwszego trenera Małysza – Jana Szturca?), uczennica gimnazjum w Czarnym Dunajcu Joanna Szwab oraz Dorota Żyła (uprawiała skoki w Wiśle, ale charakter jej związków rodzinnych z Piotrem Żyłą nie jest nam znany, choć wiadomo, że Piotr ma siostrę Dorotę, więc to może ona, choć z kolei o Dorocie-siostrze wiemy, że uprawiała raczej snowboard).

Widząc, ile tych pionierek zaraziło się bakcylem sportu w czasie nauki w gimnazjum, znowu powraca pretensja do PiS i personalnie do eks-minister Zalewskiej, że anihilowali ten szczebel edukacji. Jaka to niepowetowana strata szczególnie dla narodowego programu skoków narciarskich kobiet…

Wszystkie one miały ciężką przeprawę na skoczniach. Metaforą ich zbiorowego losu niech będzie wypowiedź Gawron o pierwszym skoku: – Skoczyłam chyba z 5 metrów, była sromotna wywrotka. Tyłek bolał przez kilka dni, ale nie odpuściłam.

Mówiąc między nami, może dobrze, że zwłaszcza Gawron nie zrobiła kariery, bo jak by to wyglądało po „orle z Wisły” – „Gawron wygrywa w lotach narciarskich”?
Zapamiętajcie te nazwiska, bo już niebawem naukowczynie z katedr studiów nad skokami narciarskimi kobiet na wydziałach kobiecych sportów zimowych w instytutach nauk o zasługach kobiet dla kultury fizycznej na uniwersytetach cywilizacyjnego wkładu kobiet im. Marii Dulęby i Sylwii Chutnik (no, proszę – pisarka, a w nazwisku błąd ortograficzny…) będą tworzyć o nich dysertacje doktorskie.

Ireneusz Pawlik   

fot. prtscr 

Pekiniadę sponsoruje:

 

Reklama