Na Sądecczyźnie miodowy dramat, inaczej niż w centrum kraju

Na Sądecczyźnie miodowy dramat, inaczej niż w centrum kraju

Sądeccy pszczelarze kończą trudny sezon. Niestety ten rok pod względem warunków atmosferycznych nie dopisał, więc zbiory miodu w naszym regionie są marne.

– Od Bielska, poprzez Limanową, Jasło, Krosno po Bieszczady jest to wyjątkowo kiepski rok, od dawna tak źle nie było. Są pszczelarze, którzy nawet nie uruchomili miodarek, bo nie mieli co odwirowywać z plastrów. Od wiosny praktycznie trzeba było pszczoły tylko karmić. W poprzednich latach, gdy kwitły drzewa owocowe i mniszek lekarski, można było zebrać nawet 5-7 kg pierwszego miodu. W tym roku byle jaka pogoda na to nie pozwoliła. Jak były matury i kwitły kasztanowce, których w okolicy nie ma dużo, przez dwa tygodnie była piękna pogoda, ale wtedy z kolei pszczoły nie miały z czego zbierać. Gdy kwitła akacja, było „aż” 9 stopni Celsjusza i deszcz, podczas gdy akacja do nektarowania potrzebuje 25 st. ciepła. Lipa niby kwitła i niektórzy pszczelarze zebrali po 1-3 kg miodu, ale nie wszyscy. Czekaliśmy na spadź iglastą, króla miodów w Polsce południowo-wschodniej, ale nie ma mszycy i nie ma też spadzi, przypuszczam, że we wrześniu też jej nie będzie. Mamy zatem na Sądecczyźnie zdecydowanie rok pszczelarski do tyłu – mówi Janusz Kasztelewicz, właściciel firmy „Sądecki Bartnik”.

Wydawać by się mogło, że ta sytuacja mocno przełoży się na kieszenie klientów. Janusz Kasztelewicz uspakaja jednak (…)

Więcej w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama