Jestem wrogiem ocen bez pokrycia

Jestem wrogiem ocen bez pokrycia

Rozmowa z Magdaleną Majką, wiceprezydent Nowego Sącza

Magdalena Majka – z wykształcenia anglista, nauczyciel, sądeczanie niewiele o Pani wiedzą.

Z wykształcenia filolog angielski. Nie tylko nauczyciel. Tak naprawdę pracę magisterską pisałam z zakresu translatoryki i to jest drugi zakres mojej działalności zawodowej, bo jestem również tłumaczem przysięgłym i tym się czasem zajmuję.

– Prowadziła też Pani własną działalność gospodarczą.

– Tak, najpierw w ramach spółki, a przez ostatnie dwa-trzy lata jako już własną działalność. Była to szkoła językowa.

– Ciężko jest małemu przedsiębiorcy prowadzić biznes w Polsce?

– Nie jest łatwo, zwłaszcza że rozpoczynałam jak wiele osób bez gruntownego przygotowania ekonomicznego, bardziej z głową pełną pomysłów niż wiadomości. Na początku razem ze wspólniczkami, musiałyśmy się wszystkiego nauczyć. Nie jest łatwo, ale można.

– I nie chciała Pani już tej szkoły dalej prowadzić?

– Nie chodzi o to, że nie chciałam. Tak się poskładało, że osoby, z którymi współpracowałam i bez których nie wyobrażałam sobie działalności, znalazły zatrudnienie w innych instytucjach. W pewnym momencie stwierdziłam, że już nie chcę tego robić sama, a one w coraz mniejszym stopniu mogły mnie wspierać. (…)

– Prywatnie mama trójki dzieci?

– Tak. Ze względu na moje dzieci posiadam kompetencje, jeśli chodzi o kwestie edukacyjne, w zasadzie na prawie wszystkich poziomach. Córka jest studentką, syn uczniem liceum, a najmłodsza córka jest w szkole podstawowej, więc również od strony rodzica widzę i obserwuję wszystkie kwestie związane z edukacją i to na co dzień naprawdę mi pomaga.

– Dotychczas w Nowym Sączu bardziej znany był chyba Pani mąż Zbigniew Majka, naczelnik Urzędu Skarbowego.

– Tak. I cóż więcej mogę powiedzieć?

– Przelicytowałam męża…

– Absolutnie nie. To nie jest w ogóle kwestia licytacji. Naprawdę zajmujemy się zupełnie innymi rzeczami. Administracja skarbowa, którą zajmuje się mój mąż, to jest zupełnie inna część administracji niż administracja samorządowa.

– Każdy przedsiębiorca, a Pani jako były przedsiębiorca, pewnie powie, że prawdziwa władza jest właśnie w administracji skarbowej, a nie w urzędzie miasta. Zgodzi się Pani z tym?

– Nie zgodzę się z tym. To nie jest tak, że administracja skarbowa jest jakąś władzą. Choć to może zabrzmi dziwnie, uważam że jest po to, żeby pomagać przedsiębiorcom, tym którzy chcą uczciwie funkcjonować. Od razu wyjaśnię, że ze względu na związki rodzinne, dla mnie właściwym Urzędem Skarbowym był zawsze ten w Limanowej. (…)

– Nie powiedzieliśmy, że Pani już z Limanowej do Nowego Sącza nie dojeżdża, ale musi Pani dojeżdżać z tzw. drugiej strony rzeki.

– Tak i jest to bardzo trudne doświadczenie. Solidaryzuję się ze wszystkimi osobami, które codziennie w korkach, bardzo długo muszą dojeżdżać do Nowego Sącza. I naprawdę, choć to teraz może dziwnie zabrzmi, bo sama się do tego grona zaliczam, trzymam kciuki za władze Nowego Sącza i liczę na to, że ta inwestycja zostanie jak najszybciej zakończona. Z drugiej strony nie ukrywam ogromnego rozczarowania, że właściwie do końca funkcjonowania poprzednich władz miasta nie wiedzieliśmy, że nastąpi tak duże opóźnienie. Dla mnie, jako zwykłego mieszkańca tamtej strony Dunajca, był to ogromny szok, kiedy się dowiedziałam, że w grudniu most nie zostanie otwarty.

– Inwestycje nie są akurat w Pani gestii, ale temat trzeciego mostu pewnie we władzach Nowego Sącza niebawem się pojawi.

– Już się pojawia. Wiem, że trwają intensywne prace nad przygotowaniem i rozpoczęciem tej inwestycji po stronie Nowego Sącza, bo po stronie Chełmca właściwie już jest rozpoczęta.

– Wcześniej przez wiele lat była Pani dyrektorem biura poselskiego ministra Piotra Naimskiego.

– Tak i ta praca była dla mnie źródłem naprawdę ogromnych doświadczeń. Właściwie prawie wszystkiego nauczyłam się w pracy w biurze poselskim. Mam na myśli rozwiązywanie problemów, to z czym borykają się obywatele, z czym przychodzą do różnych instytucji i czasem odbijają się od przysłowiowych drzwi, sposobów rozwiązywania problemów, wyszukiwania ścieżek jakimi należy dotrzeć do tego urzędu, gdzie sprawa powinna być rozwiązana. Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało jak laurka, ale jestem bardzo wdzięczna panu posłowi, a teraz ministrowi Piotrowi Naimskiemu, za te lata pracy.

– Otarła się Pani o wielką politykę współpracując tak blisko z ministrem?

– Myślę, że „otarcie się” to właściwe określenie, bo przede wszystkim pracowałam w Nowym Sączu, a nie w Warszawie.

– Poseł bez żalu puścił Panią do ratusza?

– Myślę, że to pytanie do pana posła. Mam nadzieję, że z żalem.

– Jest pani członkiem Prawa i Sprawiedliwości?

– Nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości i nigdy nie byłam członkiem żadnej partii. Tutaj mogę taką krótką anegdotę przytoczyć. Jedną z cenniejszych pamiątek, jakie posiadam z okresu pracy w biurze poselskim, jest książka autorstwa pana ministra „Energia i niepodległość”, w której pan minister wpisał mi dedykację: „Dla Magdy za konsekwentne przełamywanie wrodzonej niechęci do polityki”. To są bardzo prawdziwe słowa. Ja naprawdę jestem osobą, która woli robić swoje. Nigdy nie chciałam być politykiem, dlatego nie byłam i nie będę członkiem żadnej partii.

– A wiceprezydent Nowego Sącza to nie polityk?

– Tutaj musielibyśmy się zastanowić nad definicją słowa „polityk”. Polityk w znaczeniu lokalnym jako osoba zajmująca się problemami społeczności lokalnej – tak. Natomiast nie miałam nigdy ambicji uczestniczenia w polityce na poziomie krajowym.

– A Pani wie, że analitycy życia politycznego w Nowym Sączu Pani nominację odczytali jako początek koalicji Koalicji Nowosądeckiej z Prawem i Sprawiedliwością?

– Bardzo bym się ucieszyła, gdyby tak się stało, ponieważ od początku aż do momentu, gdy poznaliśmy wyniki wyborów samorządowych, uważałam, że taka koalicja byłaby dla Nowego Sącza najlepsza. I nadal tak uważam.

– Ale teraz Pani będzie miała na to jakiś wpływ.

– Teraz po stronie zarządu miasta.

– Ale po drugiej stronie ma Pani dobre kontakty.

– Ale nie jestem członkiem PiS i nie do mnie należą decyzje.

– Możemy się spodziewać tego typu koalicji we władzach miasta?

– Mogę tylko powiedzieć, że mam nadzieję, iż tak. Naprawdę nic więcej w tej sprawie nie mogę dodać.

– Była Pani zaskoczona, kiedy Ludomir Handzel zadzwonił do Pani z propozycją?

– Tak, byłam bardzo zaskoczona, nie ukrywam tego.

– Skąd się ten pomysł wziął? Zadzwonił – wówczas jeszcze kandydat, a może już prezydent – i powiedział: „Magda, widzę cię na fotelu wiceprezydenta”?

– To też pytanie do pana prezydenta, skąd wziął mu się taki pomysł. Ja miałam bardzo duże wątpliwości, bo to było dla mnie trudne wyzwanie. Zresztą długo się zastanawiałam nad podjęciem tej funkcji. W zasadzie przekonał mnie jeden argument. To może znowu zabrzmieć żartobliwie, ale ponieważ byliśmy razem z panem prezydentem kolegami z jednej klasy szkolnej, więc nie musimy się przed sobą krygować co do wieku, dokładnie wiemy ile mamy lat. I kiedy ja różne swoje wątpliwości wysuwałam w rozmowie, pan prezydent powiedział: „Słuchaj, jesteśmy w takim wieku, że to jest właściwie najlepszy, kto wie czy nie ostatni moment, żeby coś konkretnego tutaj zrobić. Jak się będziesz dalej zastanawiać, to za chwilę ten pociąg odjedzie i ten czas minie”.

– Pani chyba się długo zastanawiała, bo Pani nazwisko pojawiło się zaraz po wyborach wygranych przez Ludomira Handzla, potem przyszło kilka tygodni ciszy i nazwisko Magdalena Majka znowu wróciło na giełdę.

– Rzeczywiście tak to wyglądało. Zastanawiałam się bardzo długo nad podjęciem tej decyzji. Ona nie była pochopna.

– Kto Pani pomagał w jej podjęciu? Poszła Pani do posła Naimskiego i powiedziała: „Panie pośle będziemy się musieli rozstać?”

– To tak nie wyglądało, że od razu powiedziałam: „Panie pośle będziemy musieli się rozstać”. Nie ukrywam, że były rozmowy, co zresztą jest naturalne, to mój wieloletni pracodawca, którego darzę wielkim szacunkiem. Były też rozmowy w rodzinie. Nie ukrywam, że moim najlepszym doradcą jest mój mąż.

– Co powiedział?

– Skoro tu jestem, to znaczy, że nie powiedział „nie”. Chociaż to były naprawdę trudne decyzje. Zastanawialiśmy się, rozważaliśmy wszelkie możliwe skutki tej decyzji. Ostatecznie stwierdziłam, że chcę spróbować, chcę coś zrobić z tą ekipą, która teraz próbuje zmieniać Nowy Sącz.

– Poseł Naimski był zaskoczony?

– To naprawdę pytanie do pana posła.

– W sądeckim ratuszu będzie Pani odpowiedzialna za trzy piony: oświatę, ochronę zdrowia i Sądecki Urząd Pracy. Która z tych dziedzin jest Pani najbliższa, a która jest dla Pani czymś, w czym musi Pani zdobyć więcej doświadczenia?

– Na pewno edukacja. Moje prawie całe życie zawodowe jest związane z edukacją, to z jednej strony, a z drugiej strony ten czas teraz, kiedy do szkół średnich przyjdą dwa roczniki, absolwenci klas ósmych i absolwenci gimnazjów, to jest trudny moment. To naprawdę duże wyzwanie, z tego powodu kwestia edukacji będzie najbardziej pilącą, jaką będę się zajmować. Jeśli chodzi o Sądecki Urząd Pracy to powiem tak: Szczęśliwie wskaźnik bezrobocia w tej chwili spadł nisko, zdaje się, że wynosi 3,2 procent.

– To co należy zrobić? Czy w ogóle Sądecki Urząd Pracy jest potrzebny w takim kształcie?

– Na pewno jest potrzebny, bo wśród tych osób, niewielkiej grupy, ale jednak pozostających wciąż bez zatrudnienia, są też osoby na pewno trwale pozostające bez pracy. To jest taka grupa, która stale potrzebuje wsparcia. Z drugiej strony urząd pracy, w moim rozumieniu, to instytucja, która ma działać w drugą stronę, czyli pomagać pracodawcom w poszukiwaniu pracowników. Jeżeli pomyślimy o czasach, w których bezrobocie sięgało kilkunastu procent, a teraz wynosi poniżej czterech, to jest jasne, że urząd wymaga zmian.

– Czy to jest zapowiedź dużej, głębokiej restrukturyzacji UP?

– Na pewno restrukturyzacji. Czy dużej i głębokiej naprawdę nie jestem w stanie jeszcze w tej chwili odpowiedzieć. Nie chciałabym powiedzieć czegoś, co później mogłoby być zinterpretowane w ten sposób, że zapowiadamy gwałtowne zmiany. Na pewno we współpracy z panem dyrektorem zastanowimy się, jak powinien funkcjonować SUP w tej rzeczywistości, którą mamy.

– A sądecka oświata? Może przyjdzie taki moment, kiedy trzeba będzie podjąć decyzję, czy może jakaś szkoła wymaga likwidacji. Zadrży Pani ręka wtedy?

– Takie decyzje trzeba będzie podejmować na pewno. Nie zadrży mi ręka, jeżeli będę przekonana, że takie decyzje spowodują po prostu lepsze warunki dla wszystkich osób korzystających z oświaty w Nowym Sączu. Lepsze warunki, mam tutaj na myśli nie tylko bieżące zajęcia, ale też to, że w Nowym Sączu od lat nie było otwarcia nowej sali gimnastycznej czy dużego boiska. Wiele szkół boryka się z problemem np. organizacji zajęć wychowania fizycznego, bo nie wszystkie szkoły mają dostęp do odpowiedniej infrastruktury, sal gimnastycznych i to jest przykre.

– Na takie inwestycje będą potrzebne pieniądze.

– Tegoroczny budżet nie pozwala na to, abyśmy wystartowali z jakąś inwestycją. Te środki mogą być pozyskiwane zewnętrznie i tutaj myślę, że, na pewno będziemy chcieli współpracować z Wydziałem Inwestycji i nową panią dyrektor. Myślę, że marna sytuacja budżetu Nowego Sącza nie będzie przeszkodą nie do pokonania, przynajmniej nie w perspektywie całej obecnej kadencji.

– Króciutki cytat z listu nastolatki, który przyszedł kiedyś do redakcji. To nastolatka, która skończyła gimnazjum z bardzo dobrym wynikiem, biało-czerwonym paskiem na świadectwie i próbowała znaleźć szkołę w Nowym Sączu. Nie znalazła. Ta dziewczyna choruje na dziecięce porażenie mózgowe, porusza się na wózku inwalidzkim, a w Nowym Sączu nie znalazła się ani jedna szkoła, która jest przystosowana i mogłaby przyjąć takiego ucznia. Co by Pani zrobiła, gdyby taki list trafił na Pani biurko?

– Szczerze mówiąc zabrakło mi słów. Nie wiedziałam o takiej sytuacji. Na pewno jest to ogromny problem. To nie jest coś, co się da rozwiązać jednym zarządzeniem, bo nie możemy dyrektorowi powiedzieć, żeby stworzył warunki dostępności dla ucznia niepełnosprawnego. Natomiast tak powinno być i będziemy chcieli się tym zająć.

– Gdyby Pani miała na początku swojej pracy wystawić sądeckiej oświacie ocenę jak w szkole, jaka by ona była?

– Na ten moment nie zrobię tego. Jako nauczyciel jestem wrogiem wystawiania ocen bez pokrycia.

Wykorzystano fragmenty rozmowy dla Regionalnej Telewizji Kablowej.

Kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

 

 

Reklama