Cuda się zdarzają. Co najmniej dwa już były. Teraz Anita Demianowicz, podróżniczka, blogerka i fotografka pochodząca z Gorlic, walczy o kolejny – zdrowie i życie rocznego Noah. Jej synek cierpi na chorobę Krabbego. Lekarze w Polsce odsyłają go do hospicjum, ale jego mama wierzy, że pomoże terapia genowa w Chinach.
Kobieca siła, odwaga, pasja i piękno. Te słowa najlepiej opisują Anitę Demianowicz. Niespokojny duch i ciekawość świata zaprowadziły ją do Ameryki Środkowej. To tam wybrała się w samotną podróż, porzucając pracę w korporacji i zostawiając w domu męża na czas kilkumiesięcznej wyprawy.
Od tego momentu podróżuje, fotografuje i opowiada. Napisała książkę, tworzy przewodniki i organizuje szkolenia fotograficzne. Wymyśliła TRAMPki – Spotkania Podróżujących Kobiet, czyli jedyny kobiecy festiwal podróżniczy w Polsce. Głośno było też o jej projekcie fotograficznym Stroje Ludowe Świata. W samotne podróże oprócz aparatu zabierała do plecaka regionalne stroje charakterystyczne dla odwiedzanych miejsc. Powstało dwanaście niezwykłych zdjęć z niezwykłą historią. Teraz jedyny wyjazd, jaki planuje Anita, ma uratować życie jej syna.
Dwa cudy
W styczniu Noah obchodził pierwsze urodziny. Przyszedł na świat, gdy jego mama miała 42 lata. Zajście w ciążę było cudem. Zdaniem lekarzy m.in. przebyta operacja macicy wykluczała macierzyństwo. Ale los chciał inaczej. Ciąża przyniosła poczucie szczęścia. Maleńki Noah pod sercem matki odbywał swoje pierwsze podróże. Anita w szóstym miesiącu ciąży wybrała się na Islandię. Przy narodzinach zdarzył się następny cud.
– Podczas cesarskiego cięcia, które musiało zostać przeprowadzone ze względu na moje zdrowie, okazało się, że Noah miał węzeł rzeczywisty na pępowinie. Ponoć symbolizuje on szczęśliwe życie, ale w życiu płodowym stanowi śmiertelne zagrożenie. Mieliśmy jednak drugi cud, bo węzeł nie zabił mojego synka – opisuje moment narodzin Anita.
Dziś na podróże nie ma czasu. Dni wypełnia opieka nad Noah. Rzadka choroba została wykryta zbyt późno, by wykonać ratujący życie dziecka przeszczep.
– Choroba została zdiagnozowana dzięki nam, rodzicom. Zdecydowaliśmy się sami, prywatnie zrobić drogie badania genetyczne za 12 tysięcy złotych. Kiedy pytałam o nie lekarzy, mówili, że to za szybko, że te badania wykonuje się na końcu (…)