Z archiwum zbrodni i zagadek Sądecczyzny. Ośmiornica z Gabonia

Z archiwum zbrodni i zagadek Sądecczyzny. Ośmiornica z Gabonia

Ciała zakopane w lesie, oblane kwasem, rozboje, terror…  – czytając historię gangu Al Capone z Gabonia, mamy wrażenie, że to scenariusz filmu kryminalnego.  To wszystko jednak działo się na Sądecczyźnie. Do tej pory wydarzenia z lat 90-dziewiątych, które składają się na historię jednego z najgroźniejszych gangów na południu Polski budzą strach. O niedowierzaniu nie ma mowy. Wielu ludzi pamięta je doskonale.  Wielu nadal boi się mówić o tym głośno.  

Władysława Ch. zatrzymano na początku 1998 roku w Starym Sączu. Antyterroryści  wywlekli go z samochodu, skuli na ulicy. Wówczas Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał go na osiem lat pozbawienia wolności. Więzienie nie powstrzymało go od dalszego kierowania grupą przestępczą. Zza więziennych krat zlecał zabójstwa i nadal wzbudzał strach.

Pseudonim i nazwisko chłopaka ze wsi Gaboń do dziś budzi strach. Wszyscy dobrze pamiętają co działo się w spokojnej niegdyś okolicy. Grupa braci Al Capone to jeden z najgroźniejszych gangów na Sądecczyźnie.

Pobicia, pożary i strach

Pierwszy raz o Władysławie Ch. usłyszano, gdy jako 16-letni chłopak i uczeń zawodówki, pobił swojego nauczyciela języka polskiego. Sprawa jednak nie została zgłoszona na policję, ale wszyscy zaczęli się mieć na baczności. Przed młodym chłopakiem, który w przydomowej siłowni zaczął dbać o formę, był wysoki i samym wyglądem wzbudzał respekt, należało się mieć na baczności.

Władysław Ch. zdobył zawód ogrodnika, ale nigdy nim nie został. Wraz z rodzicami i bratem Ryszardem, zaczął prowadzić sklep w swojej rodzinnej miejscowości – Gaboniu. Konkurencyjny sklep spożywczy zlokalizowany w tej samej wsi – działający pod szyldem GS „Samopomoc Chłopska”, najpierw stracił klientów, a później został podpalony.

Nie ujęto sprawców, ludzie bali się zeznawać. Niedługo później pożar spustoszył też sklepy na Opalonej – w przysiółku Gabonia. Z dymem poszły również inne zabudowania miejscowych sklepikarzy i biznesmenów – Olchawy, Steca i Franczyka. Ludzie zaczęli się bać. Okazało się, że strach przed siłą i brutalnością są niezwykle skutecznym narzędziem podporządkowania sobie społeczności.

Władysław Ch. zyskiwał nowe pseudonimy – Wielki Władek, Baca, a w końcu – Al Capone. Z czasem jego gang poszerzył swoją działalność. Zajął się handlem narkotykami i wymuszaniem haraczy od właścicieli sklepów, restauracji, pensjonatów i agencji towarzyskich.

Do takich właśnie lokali wpadali zamaskowani bandyci i na początek demolowali miejsce. Za ochronę właściciele musieli słono zapłacić. Opornych czekało łamanie kości lub obcinanie uszu nożyczkami. Zdarzało się ze zgłaszano sprawę do prokuratury. Ostatecznie wszystkie zeznania jednak wycofano.

Antyterroryści wkraczają do akcji

Władysławowi Chowańcowi i jego bratu wszyscy musieli się podporządkować. Mniej znaczący rabusie prosili go o zgodę na każdy „skok”.  Oficer CBŚ w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi   tygodnika „Przegląd”  mówił, że bracia wydawali innym  „pozwolenia na pracę” i pobierali procent od łupów. Dom braci Ch. w Gaboniu, przypominający ponoć w środku rezydencję z filmu „Dynastia”, był bardzo często odwiedzany przez gości, którym okoliczni mieszkańcy bali się spojrzeć w twarz. Złodzieje z Sądecczyzny i Podhala nie mogli uczynić ruchu bez zgody Wielkiego Władka.

Kiedy w 1998 roku antyterroryści w kominiarkach zatrzymali i skuli przywódcę gangu, a on sam został skazany na osiem lat więzienia za rozboje i wymuszenia, większość pomyślała, że to koniec. Jak się jednak okazało – Wielki Władek nie zamierzał zrezygnować z władzy.  Nadal wydawał rozkazy, tyle, że zza krat więzienia.

Niedługo po zatrzymaniu Władysława Ch. do więzienia trafił  również jego brat Ryszard. Zwolniono go jednak już po paru miesiącach, bo sąd uznał, że  ma „dobrą opinię i nie był wcześniej karany”. Nie trzeba było długo czekać na efekty tej decyzji.

Po odzyskaniu wolności Ryszard, wraz z Sebastianem Wojnarem ps. „Radar”,  zaczął napadać na pobliskie plebanie. Jako pierwsza na celownik trafiła plebania w Starym Sączu, gdzie zamaskowani przestępcy wtargnęli w nocy 2000 roku. Następnie ich ofiarą padały plebanie w Zabrzeży, Trzetrzewinie, Muszynie i Przydonicy. Księża byli wyciągani z łóżek, kneblowani, zastrzeszami.

Śledztwo toczyło się, a Ryszard Ch. i jego kompan zniknęli. Prokuratura rozesłała za nimi międzynarodowy list gończy Interpolu. Okazało się, że wyjechali do USA i tam ukrywali się pod zmienionymi nazwiskami. Funkcjonariuszom CBŚ z Nowego Sącza, dzięki podsłuchom, udało się ich namierzyć. Sprowadzili ich do Polski w kajdankach.

Ciała zakopane w lesie.

W czasie trwania procesu, w lasach Sądecczyzny zaczęto odkrywać zwłoki niepokornych, którzy próbowali działać na własną rękę. Jako pierwszy został odnaleziony Paweł G. Zginął w 1996 roku. Jego winą było to, że postawił się szefowi. Został skuty kajdankami, a jego ciało wrzucono do Dunajca.  Wkrótce odkryto również ciało Leszka L., pseudonim „Lechman”.

Według zeznań jednego z członków gangu – Krzysztofa Ł., próbował on przejąć wpływy pod nieobecność bossa starosądeckiego gangu. Jak się okazało – wyrok na „Lechmana” wydał sam „Al Capone”. Rozkaz padł przez telefon komórkowy dostarczony mu przez klawisza.  W nocy 28 maja 1999 roku, został zabity strzałem w głowę przed swoim domem w Nowym Sączu. Zmarł po kilku godzinach w szpitalu.

Krzysztof Ł. opowiedział również o okrutnym zabójstwie Bogdana P. – przestępcy starszego pokolenia, o którym krążyły legendy, że potrafił otworzyć każdy sejf. Bogdan P., nazywany kasiarzem, trafił do więzienia, gdzie odwiedzała go Izabela K. Pech chciał, że wpadła ona w oko Ryszardowi Ch., który w tym czasie odwiedzał swojego brata w więzieniu.  Para zaczęła się ze sobą spotykać, w końcu zamieszkała razem. Ale kasiarz opuścił w końcu mury więzienia i upomniał się o swoją ukochaną. Musiał więc zginąć.

Zgodę na egzekucję P. wydał sam boss. Zabójców było kilku. Kasiarza zabrano nad Dunajec, gdzie egzekucji miał dokonać Ryszard Ch. Padły strzały. Zwłoki załadowano do samochodu. Później zostały wywiezione do lasu, oblane kwasem i zakopane.

Kolejny, na liście był Grzegorz C. znany jako „Korab”. Odmówił płacenia haraczu i próbował wykorzystać osłabienie grupy, a nawet nasyłał na nią gangsterów z innych miast. W obawie o swoje życie uciekł na Ukrainę, ale gdy dowiedział się o aresztowaniu „Bacy”, wrócił do Polski.  To był błąd. Zginął wraz ze swoim kolegą Ryszardem G. ps. „Wolwo”.

Wywabiono ich z domu pod pretekstem kolejnego napadu i wywieziono  na polanę w lesie, gdzie pojawił się Ryszard Ch., wraz z dwójką „żołnierzy”. Wywiązała się strzelanina. Podobno  „Korab”, zanim zmarł, miał jeszcze zapytać oprawców: „kto wam k…za to zapłacił?”. Po tych słowach dostał żelaznym łomem w głowę.

Zastrzelono również Tomasza M. Zginął od strzałów w głowę i w klatkę piersiową, ponieważ odważył się rozprowadzać, bez zgody szefa, nielegalny alkohol. Kolejnemu, Andrzejowi K. z Tarnowa, poderżnięto gardło. W czasie śledztwa w różnych miejscach znajdowano kolejne trupy. Śledczy podejrzewali, że ofiar porachunków braci Ch. może być kilkanaście.

Pomarańczowe kombinezony i wyrok

Procesy gangu Al Capone, toczące się głównie przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu, odbywały się zawsze  przy zaostrzonych środkach bezpieczeństwa. Na czas dowozu oskarżonych przed oblicze Temidy, główne ulice wyłączano z ruchu. W sali rozpraw zamontowano kuloodporną klatkę do której wprowadzano odkażonych. Ubrani w specjalne pomarańczowe kombinezony, znak rozpoznawczy dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, mieli nogi i ręce skute łańcuchami.

W ciągu dwóch lat odbyło się 70 rozpraw. Sąd przesłuchał w tym czasie, 172 świadków. Odczytanie wyroku trwało ponad dwie godziny.

Przywódca grupy Władysław Ch. oraz jego brat, jak również trzech innych członków grupy, zostało skazanych  na kary dożywocia. Po jakimś czasie zapadły również wyroki dla innych członków gangu. Kary w tym wypadku  były różne,  od 6 do 20 lat.

Część z członków grupy opuściła już mury więzienia. Bracia z Gabonia o warunkowe zwolnienie mogą się starać po 40 latach odsiadki.

zdjęcia: sacz.in

Czytaj też:

Reklama