BONAWENTURA 12: Porządkowanie pamięci i wrażeń [FELIETON]

BONAWENTURA 12: Porządkowanie pamięci i wrażeń [FELIETON]

Jak ja lubię się mylić… O tym, jaki tam ze mnie bonawenturowicz, jak nieprzejednanym jobem jest donoszenie z wydarzeń, które nie są w pełni moje; o problemach natury technicznej, egzystencjalnej i moralnej, a nawet sensowności poddawania takich imprez jak Festiwal Podróży i Przygody „Bonawentura” relacji, pisałem podczas minionej edycji (konkretnie TUTAJ). Koniec końców padło na to, że najodpowiedniejszą formą (jako rodzaj publicystycznego kompromisu) jest forma felietonowa. Forma opowieści. I to nadal podtrzymuję. Choć myliłem się, że jako one-shot-wonder, czego dowodem jest to, że znowu nadaję.

Nadaję zdalnie, gdyż problemy zdrowotne nie pozwoliły inaczej. Nadaję obok tego całego festiwalowego ruchu, karmiąc się strzępami informacji z postów, rolek, live-streamów, ale i pełnometrażowych butlegów przemycanych z centrum zdarzeń dzięki technologii LTE. Bez pominięcia osób, które były i widziały, a były na tyle uprzejme, że podzieliły się ze mną wrażeniami ustnie, pisemnie lub w formie fotograficznej dokumentacji. Chociaż prawda jest taka, że jeszcze na długo przed nieplanowanym niepojawieniem się, czyli plus-minus począwszy od zakończenia ubiegłorocznej edycji, nie zakładałem niczego, co wykraczałoby poza co-najwyżej-nadpisanie pewnych momentów, gdyż jak zaznaczyłem na wstępie w paru kwestiach się myliłem.

Katarzyna Nizinkiewicz | Fot. Aneta Wójcik

Myliłem się co do drugiego, że o festiwalach podróży i przygody nie warto pisać. Co do trzeciego, że nie jestem podróżnikiem prawdziwym – podróżnikiem życia. Przecież, jak zaznaczył sam obecny podczas tegorocznej edycji naczelny magazynu „Kontynenty” Dariusz Fedor, wędruje się nie tylko z punktu A do punktu B – fizycznie, ale także w przeszłości, uczuciach, mentalności, emocjach czy wyobraźni. Tak by się wydawało, że jestem tu ponownie. I przecież nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że na konwentach tego typu najważniejszy jest storytelling, snucie historii na kawie podróży i powiązanych z nimi przygód. Ale jest coś jeszcze, co zawiera się w słowach: „analiza”, „interpretacja”, „morał”. To codzienne mierzenie się ze światem, by ten świat mógł kiedyś zmierzyć nas. Przecież to może przydarzyć się każdemu. Przybyć, zobaczyć, podać dalej. Każdą opowieść, nawet tę samą, można streścić na morze sposobów, przybliżyć z różnych ujęć i perspektyw. Ale tylko i wyłącznie w zależności od punktu odniesienia względem własnych doświadczeń, świadomości, wrażliwości, fantazji, te wszystkie nie-nasze narracje mogą stać się naszymi, jeżeli tylko damy im szansę.

Mam takie perwersyjne hobby – podglądam ludzi. Ostatnio piękne i inspirujące posty pani Anny Skalskiej i Anety Wójcik, treści skierowane tak dobrze do wewnątrz, do zewsząd, dające jeszcze jedną szansę. Treści tak mi bliskie, a które tak cudownie sprowadzały mi się do wspólnego mianownika wszystkich minionych, jak i tych przyszłych edycji. To jest tak mimowolne w swojej oczywistości i tak podświadome skojarzenie, że aż wstyd pisać. Coś, co nosi znamiona totalnego zawierzenia wiedzy, intuicji, paranojom, natręctwom. Coś, co jest zapłonem, rozruchem i motorem napędowym przygód, przeżyć i tworzonej naprędce osobistej mitologii zdarzeń i postaci. Bez tego jakakolwiek narracja nie może się sprzedać – spełnić. Błogosławieństwem i zarazem przekleństwem każdego parającego się handlem treścią jest uzależnienie od samego siebie i samych opowieści, ale również – jak pięknie ujął to Marek Pernal w swojej prelekcji – od porządkowania pamięci i wrażeń. Uzależnienie od poszukiwania sensu w szalenie nieautentycznym świecie, w którym tak wielu docieka powłoki, a nie docieka prawdy, wierząc we wszystko i w nic. Myśląc, że wszystko jest możliwe i zarazem niemożliwe.

Elżbieta Dzikowska (gość specjalny) | Fot. Aneta Wójcik

Żadna z historii streszczonych podczas tegorocznej, jak i uprzednich edycji Festiwalu Podróży i Przygody „Bonawentura”, faktycznie nie była moja. Ale to tylko i wyłącznie kwestia podejścia – wymyku, utraty koncentracji i wypuszczenia z rąk detali, by pamięć i fantazja zrobiły resztę. By zaczęła się praca i wypełnianie pustych przestrzeni tematami, których nigdy tam nie było. Przecież i mnie miało tu nie być. I znowu jestem. Jakimś cudem, ale inaczej i zupełnie z innych pobudek niż rok temu i niż mogłoby się komukolwiek wydawać.

Wymyśliłem sobie znowu, że proporcje moich podróży będą równe skali ich podróży. I udało się – udaje się. A to dlatego, że stoi za nimi ta sama bazowość – ta sama prawda i filozofia – celebracja, rytuały, chuć, sacrum i profanum, które należy wdychać, smakować, dotykać, słyszeć i widzieć – dookoła siebie. W nas samych. To jest ta podwojona projekcja i prawdziwa esencja życia. Znam osobowość wędrowca, gdyż sam nim jestem. Znam jej istotę czerpiącą dziką przyjemność z ciekawości świata, kontestacji, pokojowej rewaluacji wszystkiego, co powiedziano nam w domu, w szkole, co przekazano z ambony. Wszystkiego ze wszystkich dostępnych nam źródeł, które kiedykolwiek wpadły nam w ręce, by odsiać to, co stoi z nami w sprzeczności. By skalibrować się z prawdziwą ścieżką życia, bez zafałszowań i przeinaczeń. Wykorzystać zmysły, manie, obsesje – idée fixe, niezdefiniowany wewnętrzny głos, kod językowy i logikę, by następnie zapytać samego siebie, co zmierzam dzięki nim uzyskać.

Dariusz Fedor („Kontynenty”) i Marek Pernal | Fot. Aneta Wójcik

Przecież każdy z nas doświadczył kiedyś cudownej ciszy tuż przed świtem. Świętego szeptu po wrzasku błyskawic. Niezręcznej niemocy, gdy nie sposób znaleźć słów mogących zrównoważyć te zawarte w postawionym pytaniu. Wyczekiwanego przełamania – głosu, który zbyt długo zapierał się między strunami, by wyartykułować cokolwiek.

Festiwale takie jak „Bonawentura” to festiwale, ale wyłącznie z nazwy, dla uproszczenia, żeby nie można było mieć wątpliwości co do tego, w czym bierze się udział. Tak naprawdę to szerszy koncept rezonujący istotą samopoznania i autentycznością, który niełatwo sprzedać odbiorcy. Koncept namawiający do zasłuchania – nieustawicznego kwestionowania konwencjonalnych mądrości i przyjęcia za jedyny pewnik tego, co naprawdę odżywia nasze dusze. Co zachęca do odblokowania poezji tkwiącej w nas samych. By z jednej strony szanować cudze, ale ufać sobie; hołubić bogactwo tego, kim jesteśmy, kim są inni i robić swoje.

A następnie pojawić się na „Bonawenturze” i o tym wszystkim opowiedzieć…

Foto: Aneta Wójcik

Reklama