Droga RedakcjoGazeta Wyborcza zamieściła dość obszerną wiadomość, że w środę odbył się we Wrocławiu pogrzeb prof. Jana Waszkiewicza, na którym żegnali go m.in. premier Morawiecki, prezydent Wrocławia i inne osobistości życia publicznego. A teraz ja też chciałabym go pożegnać, bo przez wiele lat przyjaźniliśmy się z nim i jego żoną, Agnieszką. Agnieszka była wspaniałą, niezwykle inteligentną osobą, z którą w latach 1970/90 rozrabiałyśmy na zjazdach Polskiego Towarzystwa Matematycznego. Pracowałyśmy w Komisji Historii Matematyki i świetnie się rozumiałyśmy. Niestety, Janek napisał mi na początku marca, że Agnieszka zmarła. A kilka dni temu odszedł i on, podobno na COVID_19. Miał 76 lat…Ostatnio pisywaliśmy do siebie, więc pozwalam sobie przesłać Wam fragmenty tej korespondencji. Moje osobiste wspomnienia związane z Jankiem dotyczą lat 1981-89, kiedy to tylko on z Wrocławia i ja z nowego Sącza dojeżdżaliśmy (co miesiąc przez ponad 8 lat!) do Warszawy na zebrania podziemnej Rady Edukacji Narodowej (REN), gdzie w doborowym towarzystwie (szczegóły poniżej) knuliśmy i snuliśmy plany na „po stanie wojennym”. W rezultacie już w grudniu 1988 zostało zarejestrowane nasze Małopolskie Towarzystwo Oświatowe, a zaraz po tym Janka Dolnośląskie Stowarzyszenie Edukacyjne, no a później, po Okrągłym Stole, to już ruszyło mnóstwo takich inicjatyw, np. powszechnie znane Społeczne Towarzystwo Oświatowe (STO).No, cóż. Nasze pokolenie powoli odchodzi i to jest naturalne, a jednak żal.Pozdrawiam całą szanowną Redakcję, dziękuję za uwagę i życzę spokojnych, pogodnych świąt,Ala Derkowska
Parę dni temu zmarł Andrzej Janowski. Dziś był pogrzeb Katarzyny Łaniewskiej. Jego znałem nieźle w latach 80., ją poznałem przelotnie w czasach PPP (robiła kawę i w ogóle sprawowała funkcję gospodyni Porozumienia w jego klubie przy warszawskim Nowym Świecie). Powinienem więcej miejsca poświęcać zapiskom o odchodzących. Już przecież się nie pojawią w moim życiu…
Andrzej – to REN i moja w niej obecność. Poznaliśmy się wprawdzie na jakichś edukacyjnych konwentyklach w latach 70., wzięliśmy udział w spotkaniu TKN na warszawskim Ursynowie (to musiał być rok 1980, ale grubo przed Sierpniem) potem razem funkcjonowaliśmy w ekspertalnym zapleczu nauczycielskiej „Solidarności”.
W czasie wakacji w Kluszkowcach (’83) dzięki Ali Derkowskiej doszło do naszego spotkania w Sromowcach, gdzie on przebywał na rodzinnych wakacjach. Wówczas zaproponował mi on wejście do Rady Edukacji Narodowej, w której była i Ala. Ofertę przyjąłem, więc spotykaliśmy się dość regularnie w mieszkaniu państwa Ginterów (a może Günterów) w Warszawie na posiedzeniach REN, którym przewodniczył Klemens Szaniawski. Jak często? Chodzi mi po głowie, że co miesiąc, ale chyba byłoby to zbyt często. Przyjmowaliśmy stanowiska w różnych sprawach, chandryczyli się o jakieś niezbyt poważne pieniądze (te poważne szły całkiem innymi kanałami i do innych gremiów), spierali o różne edukacyjne pomysły na ogół mające słabe odniesienie do ówczesnej sytuacji w szkołach, oczywiście wymienialiśmy też bibułę informacje, a i plotki z podziemnego życia. To trwało do czasu Okrągłego Stołu. Później chyba już nie widzieliśmy się. Ja trochę śledziłem jego karierę (wice)ministerialną. Z osobistych kontaktów pamiętam jego spokój, wręcz flegmatyczność. Podniecenie czy zdenerwowanie widać było głównie na czerwieniejącej twarzy. Kto jeszcze żyje z tego towarzystwa? Ala, O. Salij, ks. Sikorski (spotkałem go półtora albo dwa i pół roku temu na zakończeniu roku w szkole wnuczek, gdzie pełnił funkcje kapelana) no i ja. Odeszli Klemens Szaniawski, Tomek Strzembosz, Grażyna Tomaszewska, Jurek Szacki, Andrzej Janowski. Nie mam pojęcia o dwójce pozostałych – naszej gospodyni i takim drobnym, energicznym przedstawicielu nauczycielskiej „Solidarności”. Ba, nie pamiętam nawet ich imion (bo oczywiście zwracaliśmy się do siebie po imieniu) i nazwisk. Niewykluczone wiec, ze kogoś jeszcze staranniej wymazałem z pamięci…
A pani Kasia? Była cicha, siedziała w kąciku, nie wtrącała się do rozmów. Z uśmiechem pełniła swoje służebne funkcje. Potem, przez lata zaczynałem lekturę „Sieci” od jej felietonów. Jak ona – ciepłych, łagodnych, wyciszonych pomimo uderzania (z umiarem i taktem) w wysoki ton. Cóż. Daj im Panie Boże wieczne odpoczywanie.
A co do pokory. Załączam Ci rozdział z mojej książki, którą napisałem ze 20 lat temu („Od komunikacji do wspólnoty”). Jest tam moje ówczesne spojrzenie na sprawy pokrewne. Może to znajdziesz interesującym. Piotrek myśli inaczej, ale nie całkiem pod prąd mojego myślenia.
Pozdrawiam serdecznie i już teraz życzę Świąt Bożego Narodzenia możliwie udanych.
Jan
od: Ala Derkowska
do: Jan Waszkiewicz <[email protected]>
wtorek, listopad 17, 2020 10:48
Janku,
Dzięki za książeczkę autorstwa Piotra. Istotnie, masz rację, to nie moja bajka, ale sumiennie przeczytałam. Pięknie wydana i miło na nią popatrzeć. Generalnie nie zgadzam się z jej przesłaniem, ale to przecież wiedziałeś, prawda? Tylko trudno mi zrozumieć skąd u Waszego syna tyle pokory, poddania się woli z zewnątrz, nawoływania do posłuszeństwa. Przecież oboje, Ty i Agniecha, jesteście z natury rebeliantami, buntownikami, stawiającymi czoło…
No i aktualnie to jednak nie są czasy na poddawanie się, racja?
No, cóż.. dziwne, czyż nie?
Ucałowania dla was obojga,