Mróz -45 stopni, czyli idzie już wiosna

Mróz -45 stopni, czyli idzie już wiosna

Jeśli zaskoczyła cię zima (w nocy było -8 stopni!), marzniesz na przystanku, albo nie możesz rano odpalić auta, to mamy dla Ciebie coś na rozgrzewkę. No więc jeśli myślisz, że to co dzisiaj za oknem, to problem, a może nawet początek końca świata, to przypominamy opowieść Bogdana Stolarczyka. Inżynier z Nowego Sącza kilka lat temu przejechał w zimie Syberię i opowiedział nam o tym w DTS: – Samochodu nie gasi się na noc, bo rano nie ma możliwości go odpalić. Tak więc auta na Syberii pracują przez całą zimę, całą dobę. Kiedy się jedzie przez miasto, to wszystkie samochody na parkingach mają włączone silniki. Całe noce i dnie od listopada do marca nikt nie gasi silnika w samochodzie.

Zabawne, bo u nas też są tacy, którzy nie gaszą silnika w samochodzie. Zimą i latem, kiedy bawią się telefonem pod Biedronką czekając, aż żona skończy zakupy. Całą rozmowę z Bogdanem Stolarczykiem nie tylko o syberyjskich mrozach przypominamy poniżej:

Jest jak u nas, tylko trzeba się cieplej ubrać

Rozmowa z Bogdanem Stolarczykiem, uczestnikiem zimowej wyprawy na Syberię.

– Panuje opinia, że zimą w głąb Rosji raczej nie należy się zapuszczać, szczególnie na Syberię. Swoją ekspedycją obaliliście tę opinię?

– Jeśli ktoś coś obalił, to chyba główny organizator wyprawy pianista Romuald Koperski, który od 20 lat przemierza Syberię na wszelkie możliwe sposoby. Teraz zrobił to zimą samochodem. Pewnie ze dwa lata zajęło mu przygotowanie tego projektu, a w szczególności sprzętu. Trasa wyprawy wiodła z Berlina na sam koniec Czukotki, czyli tam, gdzie kończy się Azja. Stamtąd już tylko rzut beretem do USA.

– Ile kilometrów liczyła trasa?

– Ponad 15 tys., które ekipa pokonała samochodami niemieckiej armii wyprodukowanymi w czasach zimnej wojny, do używania w zimnym klimacie. Najmłodsze z tych trzech aut liczy ponad 30 lat, a wszystkie mają specjalnie przystosowane podwozia i część mieszkalną.

– Po co się jedzie zimą na Syberię, w mrozy spadające poniżej 40-stopni?

– Każdy miał swoją motywację. Romuald Koperski jest podróżnikiem z krwi i kości, więc uwielbia wyzwania, a jazda samochodem przez tereny, gdzie nie ma dróg jest wielkim wyzwaniem. Ja pojechałem z racji swoich zainteresowań historią i losami Polaków na Syberii. Chciałem się przekonać jak tam jest przy minus 40-50 stopniach mrozu, bo czytając książkę o gułagu w pokoju gdzie jest +23 stopnie, można tylko używać wyobraźni.

– Jak się znalazłeś w tej ekipie?

– W najprostszy sposób – przez internet. Śledzę od dawna poczynania Koperskiego, który od dwóch dekad organizuje tam wyprawy, m.in. spływy kajakowe. Bardzo mnie zmobilizowało, kiedy zobaczyłem, że ta akurat wyprawa będzie mocno ekstremalna. Udało się znaleźć na krótkiej liście uczestników.

– Uczestniczyłeś w drugim z czterech etapów ekspedycji.

– I to był pierwszy z ciekawych odcinków. Pierwsze dni jazdy to była jeszcze droga asfaltowa, ale potem w północnej części Jeziora Bajkał kończy się droga, a tory kolejowe kończą się jeszcze wcześniej. Tam gdzie byliśmy nie ma już nic poza rzekami i bagnem. Dlatego zima jest wykorzystywana do transportu. Jakieś 1200 km dalej leży miasto Mirny, a w nim druga co do wielkości kopalnia diamentów na świecie. Jeszcze 10 lat wcześniej wjazd tam był niemożliwy. Te ponad tysiąc kilometrów do Mirnego, to tzw. Zimnik – droga, która jest przejezdna wyłącznie w zimie, a w lecie po prostu nie istnieje. Latem jest to przecinka w tajdze po bagnach i rzekach. Wiosną to rozmarza i nie ma w te miejsca żadnego dostępu.

– Kogo/co spotyka się na Zimniku?

– Wbrew naszym, a może tylko mojemu przekonaniu, spotykani tam ludzie specjalnie nie różnią się od nas. Nikt tam nie mieszka na stałe, a spotyka się wyłącznie kierowców aut zaopatrujących Mirny i rozsiane po tajdze kopalnie. Tak więc Rosjanie mają sześć miesięcy w roku, żeby wywieźć stamtąd surowce z tych kopalń. To możliwe tylko, kiedy droga jest zamarznięta. Ktoś ją chyba nawet odśnieżał. Tak więc na tym odcinku 1200 km jest jakieś pięć budek czy raczej przydrożnych barów, gdzie można się zatrzymać. Hotel? Każdy ma hotel w kabinie auta.

– Jak wyglądają spotykania z ludźmi na tej wyjątkowej trasie…

– I tu zaskoczenie, bo oni są niezwykle życzliwi w stosunku do nas, wiedząc oczywiście, że jesteśmy Polakami. No więc spotykaliśmy tych kierowców wieczorami w barach, a dla nich to było niezwykłe wydarzenie. Spotkanie Europejczyka było zaskakujące do tego stopnia, że niektórzy prosili nas o autografy. Jeden z nich powiedział nam nawet, iż nigdy w życiu nie myślał, że z Europy dotrze tu ktoś samochodem. Jednocześnie są to ludzie bardzo otwarci i pomocni. Tam podstawowa zasada brzmi: nikogo nie wolno bez pomocy zostawić na trasie. Jeśli spotykasz zakopany w śniegu samochód – czyli mniej więcej pięć razy dziennie – który zjechał z Zimnika, to nie masz prawa go minąć. Musisz się zatrzymać i pomóc, bo to samo może spotkać ciebie.

– Czyli ryzyko jazdy samochodem przez zimową Syberię, jest prawie żadne.

– Faktycznie nie jest wielkie, chyba, że komuś się samochód popsuje i wtedy robi się duży kłopot. Spotkaliśmy gościa, który siedział w samochodzie od trzech dni i chyba już nie wiedział, na co czekał. Na jakąś pomoc, ale nie wiem na jaką? W każdą stronę do jakiejkolwiek cywilizacji dwa dni drogi. Próbowaliśmy go wyciągnąć, ale tylko urwaliśmy linę.

– Chciałem zapytać o pogodę…

– Od października do marca minus 40-50 stopni, a kiedy my jechaliśmy, to miejscowi mówili, że jest już wczesna wiosna, więc tylko raz temperatura spadła do -45.

– Zmarzliście?

– Nie, bo w autach działało ogrzewanie, a jak się zepsuło, to może trochę zmarzliśmy. Z mrozem wiąże się wiele problemów. Np. w Jakucku, stolicy tego regionu, leżącym na wiecznej zmarzlinie, latem przy upale 35 stopni ziemia rozmarza na głębokość metra, a zmarzlina sięga pół kilometra. Z tego powodu nie da się wykopać banalnego szamba i rzeczy proste stają się niewykonalne.

– Jakieś szczególne przygody na trasie?

– Awarie to były szczególne przygody. Nasze samochody, mimo, że były przygotowywane do wojny na Wschodzie, miewały kłopoty. Nie dawały sobie rady z mrozem, zamarzało coś, kilka razy dziennie trzeba coś było naprawiać i przetykać. Co ciekawe wszystkie auta na syberyjskim mrozie jeżdżą na ropę, która nie zamarza! Bo to specjalna arktyczna ropa, a nawet jak zamarznie, to dolewają do niej nafty. Jak może łatwo się domyślić, samochodu nie gasi się na noc, bo rano nie ma możliwości go odpalić. Tak więc auta na Syberii pracują przez całą zimę, całą dobę. Kiedy się jedzie przez miasto, to wszystkie samochody na parkingach mają włączone silniki. Całe noce i dnie od listopada do marca nikt nie gasi silnika w samochodzie.

– A gdzie się tankuje te samochody?

– Na Zimniku stacji benzynowych nie ma, więc trzeba przejazd przez ten odcinek dobrze przemyśleć. Na poboczu nie brakowało wraków samochodów, których kierowcy kiedyś czegoś nie przewidzieli.

– Ile trwała wyprawa?

– Mój etap tylko dwa i pół tygodnia, ale kierowcy i główni organizatorzy jechali dwa miesiące. Reszta ekipy zmieniała się po drodze.

– Kiedy dotarłeś do celu swojego etapu w Jakucku…

– To byłem zadowolony, że wracam do domu. To nie była łatwizna! Sama wyprawa, była trudna, bo przebywaniu na Syberii nie towarzyszy żadne poczucie zagrożenia. Tam nikt nie patrzy na ciebie wilkiem, powiedziałbym nawet, że tam się życie wolniej toczy niż u nas. Można się poszwędać o pierwszej w nocy po Jakucku i włos ci z głowy nie spadnie.

– Ale po co chodzić nocą po 40-stopniowmy mrozie?

– Po to samo, po co się chodzi w Nowym Sączu.

– Od lokalu do lokalu.

– Tak, tam życie toczy się tak samo jak u nas. Przy 30 stopniach mrozu widziałem dzieci bawiące się na zjeżdżalni. Nie jest łatwo, ale jestem przekonany, że można się dostosować do tych warunków. Oni nie narzekają, że to trudne miejsce do życia, rekompensuje im to wyjątkowa ludzka życzliwość. Nie słyszałem nikogo narzekającego. Jest jak u nas, tylko trzeba się cieplej ubrać.

– Albo czymś rozgrzać?

– Przez dwa tygodnie nie widziałem nikogo pijanego, a Jakuci pić nie mogą w ogóle. Fizycznie nie trawią alkoholu, więc go nie używają. Poza Jakuckiem obowiązuje zresztą prohibicja.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Wykorzystano fragmenty wywiadu dla Regionalnej Telewizji Kablowej w Nowym Sączu.

Więcej zdjęć z podróży po Syberii na www.dts24.pl

Reklama