Wyszedłem już na prostą

Wyszedłem już na prostą

„W głowie mam jeszcze dużo myśli, i bardzo dużo do powiedzenia, a na dysku kilkadziesiąt nowych bitów gotowych na to, żeby do nich coś nawinąć”

W tym roku wypuścił pierwszą legalną płytę pt. „Liryczny Harpagan”. Trzynaście emocjonalnych utworów i stylowe bity tworzą album na bardzo wysokim poziomie muzycznym i wykonawczym.

Rozmawiamy z sądeckim raperem Mateuszem Fortuną – Łysym MTD.

– Jak się zaczęła Twoja przygoda z rapem?
– Gdy miałem 7 lat dostałem od taty Walkmana, a razem z nim kasety: Tupac’a, Nas’a i Big L’a. Słuchałem i mimo, że nie wiedziałem o co chodzi, to się do tego bujałem. Naprawdę bardzo mi się podobało. Im byłem starszy, tym częściej trafiałem na inne składy polskie i zagraniczne. I tak się zaczęło moje zainteresowanie tym gatunkiem. Zanim zacząłem myśleć, że mógłbym robić hip-hop, grałem w siatkówkę. Kontuzja wykluczyła mnie jednak z czynnego sportu i mniej więcej wtedy pierwszy raz spróbowałem Freestyle’u. Generalnie nigdy nie pisałem tekstów na siłę. Dostawałem bit i robiłem do niego tekst na poczekaniu, bez papieru i długopisu. Na nowej płycie też kilka utworów tak powstało. Na przykład utwór Joint-Jitsu, był typowym Freestylem po imprezie.

– Mówi się, że bycie artystą często jest konsekwencją różnych przeżyć i im częściej życie Cię doświadcza, tym lepsza jest muzyka. Czy u Ciebie też tak jest?
– Tak, ale trochę przez moją głupotę, bo tak naprawdę miałem wszystko i chyba zbyt wcześnie chciałem stać się dorosły. Przez to miałem różne zawirowania w życiu, dużo przeżyłem i dużo widziałem, ale teraz wyszedłem już na prostą. Powoli zacząłem wszystko ogarniać i z perspektywy czasu wiem już co zrobiłem źle, i że dziś pewnie zrobiłbym to inaczej. Choć niektóre z tych rzeczy były nawet fajne :).

– Ale gdyby się nie wydarzyły, pewnie ta płyta nie byłaby taka dobra?
– Dokładnie. Wszystko co jest na tej płycie jest konsekwencją tego, co się wydarzyło w moim życiu. Jest to moja pierwsza legalna płyta. Poprzednie trzy były zdecydowanie mniej przemyślane i nie było żadnej konwencji, która spajałaby ją w jednolitą całość. Nagrywałem pojedyncze utwory, potem zbierałem je do kupy i powstawały mixtape’y. Z tej ostatniej jestem naprawdę zadowolony, choć niedosyt zawsze zostaje i ciągle mam poczucie, że mogłoby być lepiej.

– Łysy MTD-bo jesteś Łysy a MTD?
– Moja dziewczyna sobie żartuje, że Mateusz to debil, ale tak serio to Mateusz- mój realizator, który robił dla mnie bity miał swoje studio, które nazwało się Metoda Records. Tam nagrałem też swój pierwszy kawałek i Mateusz wysłał mi go podpisując mnie Łysy MTD – i tak już zostało.

– Poza nagrywaniem pracujesz. Myślisz że nadejdzie kiedyś taki moment, kiedy będziesz mógł żyć z rapu?
– Tak, pracuję w branży motoryzacyjnej, ale muszę przyznać że samochody to jest druga rzecz zaraz po rapie, która strasznie mnie jara. Co będzie dalej nie wiem. Generalnie żyje chwilą. Ostatnią płytę nagrywałem w Gliwicach, ale teraz już prawie mam swoje studio. Kupiłem odsłuchy, bo wcześniej nie miksowałem na tak dobrym sprzęcie. Aktywny monitor daje jednak możliwość, żeby wokal lepiej słyszeć i to co najlepsze z niego wyciągnąć. „Liryczny Harpagan” to jest właściwie jedyna płyta, którą składał mi ktoś inny. Wcześniejsze w większości robiłem sam i obecnie dążę do tego żeby wszystko to, co robię było moje. Stawiam na to, żeby cały czas iść do przodu i dzięki temu może kiedyś uda się żyć z rapu.

– Masz ciekawą barwę i rozpoznawalne brzmienie. Kiedy zorientowałeś się, że to jest coś, co ma szczególne znaczenie w rapie?
– W pewnym sensie też przez przypadek. Akurat coś nagrywałem i ktoś wszedł do pokoju. Wkurzyłem się i powiedziałem mu trochę dobitniej żeby nie przeszkadzał. Wtedy Mateusz, który zresztą wymyślił mi ksywę, mówi „ Ej Łysy, nagraj tak refren!”. Nagrałem i stwierdziliśmy, że to jest chyba dobre. Tak też mówili ludzie, którzy tego słuchali więc zostałem przy tym. Być może dlatego, że jest to też naturalna dla mnie barwa, nie wymuszam tego. Najczęściej używam jej, kiedy chce powiedzieć coś bardziej charakternie i być może właśnie dlatego to się ludziom podoba, bo więcej w tym słychać emocji.

– Przygodę z muzyką zaczynałeś już dość dawno i zapewne śledzisz to, co dzieję się na rynku muzycznym. Jak oceniasz kondycję hip hopu w Polsce? Nie odnosisz czasem wrażenia, że zbyt dużo tam jest o pieniądzach, luksusach i lansie?
– Wszystko przyszło ze Stanów, bo tam właśnie tak się nagrywa. U nas jest jeszcze w miarę dobrze. Za muzykę szanuje Palucha, bo jeszcze potrafi powiedzieć coś więcej, niż tylko o plikach i że od ich liczenia ma już odciski. To jest słabe jak dla mnie. Ale generalnie nie uważam, żeby kondycja rapu była zła. Dużo się zmieniło, bo dawniej nawijało się o tym, jak jest źle i ciężko. Tylko, że to już było i żeby się przebić trzeba trochę wbić się w to co jest aktualne. Staram się za tym nadążać, ale czasem sięgam też po te stare tematy. Jedynie robię to w innym, moim własnym stylu.

– Ile powstawał „Liryczny Harpagan”?
– Ta płyta powstała podczas niecałych dwóch dni nagrań w studio, bo byłem tam po 5 godzin dziennie. Teksty pisałem miesiąc, więc to była szybka akcja. Pierwszy powstał „Moment” a po miesiącu była już cała płyta.

– Mateusz, co jest twoim celem nadrzędnym? Co chciałbyś zrobić w życiu żeby kiedyś, gdy już będziesz mężczyzną w podeszłym wieku móc powiedzieć, że jesteś zadowolony?
– Nie zależy mi na liczbach ani na tym ile płyt wydam. Może się sprzedać 10 płyt, ale byłoby zajebiście gdyby kupiło je 10 osób, które szanują mnie za to co robię. Ja osobiście bardzo szanuję ludzi, którzy mają zabawkę, bo wiem, że większość ludzi przychodzi z pracy, włącza TV i nie ma z tego nic. A ja przychodzę do domu i dalej działam. Wiadomo że fajnie by było sprzedać dużo płyt, nie ukrywam, że chciałbym, ale nie patrzę na to. Nawet jeśli moja muzyka nie będzie miała dużej liczby wyświetleń i nie będzie topowa, to i tak to będę robił. Stawiam na progres i wydaje mi się, że już jest dobrze. W głowie mam jeszcze dużo myśli, i bardzo dużo do powiedzenia, a na dysku kilkadziesiąt nowych bitów gotowych na to, żeby do nich coś nawinąć.

– Powiedz jeszcze, który z kawałków na płycie uważasz za najlepszy?
– Moim zdaniem „Nocna terapia” była najlepsza, a feedback był trochę inny niż się spodziewałem, bo najlepiej przyjął się „Spokój”. Być może to zasługa bitu, który zrobił Szwed SWD z Dill Gangu, a może dziewczyny na teledysku? Nie wiem, ale to jest dowód na to, że nigdy nie wiadomo co może być hitem.

 

Rozmawiała Klaudia Kulak

Reklama