Wolność zaczyna się w celi

Wolność zaczyna się w celi

W Nowym Sączu bije serce akcji, która obejmuje zakłady karne, poprawcze i ośrodki wychowawcze w całym kraju. Rozmawiamy z jej pomysłodawcą, PIOTREM SZWĘDROWSKIM, który z czterema kolegami próbuje zawrócić więźniów i młodocianych przestępców z kryminalnej drogi.

– Więzienie to raczej nie jest miejsce, w którym chciałoby się przebywać. Nawet na krótko, i nie w roli osadzonego. A jednak regularnie odwiedzacie takie miejsca. Dlaczego?

– Jeździmy do tych, których wiele osób spisało na straty. Osadzeni to tacy sami ludzie jak my, często w poturbowani przez życie i pogubieni. W zasadzie niczym się od nich nie różnimy, poza tym, że przyjeżdżamy do nich z wolności.

– Tym, których spotykacie w zakładach karnych, głosicie, że każdy jest skazany na wolność. To hasło waszego projektu. Czy jest sens mówić o wolności osobom zamkniętym w więzieniach? To przecież jest coś, czego przez najbliższy czas, w sensie fizycznym, nie doświadczą. Jak opowiadanie głodnemu, co jadłeś na obiad.

– Zakład karny czy inny ośrodek o charakterze penitencjarnym to miejsce, gdzie ludzie często tracą nadzieję. Znam wielu osadzonych lub byłych osadzonych, którzy snuli wielkie plany. Jak wyjdę na wolność, to zrobię to i to. Takie plany kończą się zazwyczaj źle lub bardzo źle. „Źle” – to powrót do jakiegoś nałogu, „bardzo źle” – to powrót do zakładu karnego. Podczas naszych wydarzeń mówimy między innymi o tym, żeby żyć dniem dzisiejszym, bo nie wiadomo co będzie jutro. Uważam, że zakład karny to jest idealne miejsce do tego, żeby zacząć porządkować swoje życie, a przede wszystkim swoją głowę. Bo kto dzisiaj nie ma chaosu w głowie? Myślę, że każdy ma jakieś wady czy braki, nad którymi trzeba pracować. Jeszcze będąc w zakładzie karnym można zacząć nowe życie. Jeśli człowiek zacznie pracę nad sobą właśnie tam, to jest bardzo duża szansa, że na wolności ułoży sobie faktycznie piękne życie. Nadzieja podobno umiera ostatnia, i właśnie w miejscu gdzie jej często brakuje, trzeba o niej głośno mówić. Takie potknięcie się i epizod w życiu w postaci wyroku może być punktem zwrotnym w życiu  człowieka. Mówi się, że czasami trzeba osiągnąć swoje dno, żeby się od niego odbić. Zakład karny może stać się takim punktem krytycznym.

– System pomocy postpenitencjarnej jest często krytykowany. Mówiąc bez ogródek, bywa on bezsilny wobec zjawiska recydywy. Blisko połowa więźniów wraca po odsiadce na drogę przestępstwa. Co zadecydowało o tym, że każdy z Waszej piątki postanowił podjąć się takiej trudnej misji w zakładach karnych?

– Jedna osoba z naszego zespołu spędziła łącznie około dwunastu lat w zakładach karnych i jest najlepszym przykładem na to, że można zacząć od nowa. Ja natomiast, podczas wychodzenia ze swojego nałogu alkoholowego, spotkałem na swojej drodze innego alkoholika, który odsiadywał długi wyrok. Okazało się, że był wolnym człowiekiem, przebywając w zakładzie karnym. Wtedy dotarło do mnie, że warto pomagać chłopakom w takich właśnie miejscach. Każdy w życiu popełnia błędy. Ja popełniałem ich mnóstwo, ale po upadku wyciągnąłem wnioski i teraz żyję po nowemu. Uważam, że każdy w życiu zasługuje na drugą, trzecią, a nawet czwartą szansę. Nie jest ważne, ile razy w życiu człowiek upada, ważne ile razy się podnosi.

– Jaki jest odzew na to, co robicie?

– Jest wiele momentów podczas naszych spotkań, które potwierdzają, że to co robimy jest dobre. Podczas prelekcji widać jak osadzeni słuchają z uwagą i często przytakują. Niejednokrotnie widzieliśmy łzy w oczach. Nasze świadectwa, którymi się dzielimy nie są teorią, tylko bardzo konkretnymi doświadczeniami. Często osadzeni utożsamiają się z tym, co przeszliśmy w życiu. Wielką nagrodą jest to, że po wydarzeniu chłopaki podchodzą i mówią: „daliście nam nadzieję”, albo „dobra robota, róbcie to dalej”. Wystarczą takie proste słowa, aby dać nam motywację do bycia wytrwałymi w tym, co robimy. Ponadto, po każdym spotkaniu prosimy o wypełnienie anonimowych ankiet. Potwierdzają, że każdy pragnie mieć normalną rodzinę, miłość, dzieci. Wystarczy zobaczyć w chłopakach normalnych ludzi i nie oceniać ich przez pryzmat tego, co zrobili. Wtedy łatwiej wskazać im właściwy kierunek i na własnym przykładzie pokazać, że można zacząć od nowa, bez względu na to, co się w życiu zrobiło.

– Jak to się stało, że spotkaliście się wszyscy w Nowym Sączu?

– Niezbadane są wyroki Boskie… Każdy z nas pochodzi z innej części Polski, ale łączy nas jeden
cel – pomaganie ludziom. Dwóch z nas aktualnie żyje i mieszka w Nowym Sączu, więc naturalne było, że właśnie z Sącza startujemy. Z Grzegorzem poznaliśmy się tutaj około półtora roku temu. Gdy poznałem jego ciekawą i zawiłą historię to pomyślałem, że powinniśmy wspólnie podziałać dla dobrego celu. Pozostali członkowie projektu to moi znajomi, którzy zarazili się od nas tym szalonym pomysłem. Tak oto powstała „wyjątkowo poturbowana ekipa, jak nas nazywam na spotkaniach w zakładach karnych. Tak trochę jest, bo każdy z nas ma ciekawą przeszłość, dzięki czemu jesteśmy autentyczni.

– Projekt kiedyś się skończy. Co wtedy?

– Projekt kończy się już w grudniu. Potem planuję zasłużony odpoczynek. Mamy konkretne plany, ponieważ podczas tych 76 spotkań pojawiło się dużo ciekawych pomysłów i nowych możliwości. Co z tego będzie? Okaże się wkrótce…

Rozmawiała Krystyna Pasek

  Fot. Arch. P. Szwędrowski

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

Reklama