To zaszczyt nieść kuklikową flagę

To zaszczyt nieść kuklikową flagę

Ewelina Kuczyńska, studiuje w Instytucie Ekonomicznym PWSZ w Nowym Sączu. Jest przewodniczącą turystycznego koła naukowego Kuklik (nazwa wzięła się od żółtego kwiatostanu górskiej rośliny). Zaznajomiona z turystyką w praktyce pracy w biurze podróży, autorka pracy naukowej „Środowisko naturalne jako dylemat współczesnej globalizacji”. Spotykamy się na rozmowę w sercu Parku Krajobrazowego w Rdziostowie.

– Jak wyglądają kuklikowe wyprawy w góry?

Na początek za pośrednictwem profilu koła na Facebooku oraz bezpośrednio wśród studentów werbujemy grupę chętnych na wycieczkę. Bez względu na to, czy będzie to pięć czy pięćdziesiąt pięć osób, podejmujemy wyzwanie. Największa frekwencja towarzyszy zagranicznym wyprawom, np. do Budapesztu. Podróżujemy głównie dzięki PKP, PKS, busom. W momencie gdy grupa jest rozrośnięta wynajmujemy autokar. Jako że jesteśmy kołem regularnie reprezentującym uczelnię, poza murami zawsze bierzemy ze sobą naszą kuklikową flagę. To zaszczyt nieść kuklikową flagę! Swoją drogą muszę ją wyprać przed kolejnym rajdem. Miejscem docelowym jest schronisko PTTK bądź jakaś prywatna turystyczna leśna chatka. Ostatnio byliśmy w Chacie na Magórach dla przykładu. Jest to w sumie moje ulubione miejsce w naszych okolicach. Mogłoby z nami jeździć więcej osób ale problemem turystyki górskiej w Polsce jest fakt, że ludzie mają już tyle różnych możliwości dzięki biurom podróży, opowieściom podróżników w mediach, że coraz rzadziej korzystają z trochę zapomnianych już górskich wypraw.

Gdzie planujesz pojechać w najbliższym czasie?

– W ramach koła jedziemy w trasę zwiedzać Pasmo Łososińskie, czyli teren między Łososiną Dolną a Jeziorem Rożnowskim. Ale już planuję wakacje na Mazurach, których jeszcze nie widziałam. Będę pierwszy raz w dziko brzmiącej miejscowości Szypry. Jadę tam z chłopakiem, rodziną i Boną, moim prywatnym owczarkiem „heleńskim”.

Jak wygląda Twoja turystyka z psem?

– Obserwując to zjawisko, z roku na rok, skala się zwiększa, nawet w okolicach Czerwonego Klasztoru na Słowacji, mimo że nie powinno się tam spacerować z psem. Dzięki tej zmianie jest coraz mniej przestrzeni publicznej, gdzie nie można wejść z czworonogiem. Ale z własnego doświadczenia wiem, że trzeba uważać na potłuczone szkło. Bona w taki sposób przecięła sobie tętnicę w łapie właśnie tutaj, w Rdziostowie. Musiałam ją nieść do samochodu i szybko jechaliśmy do weterynarza, żeby założył szwy, na szczęście skończyło się na strachu.

– Co zrobić, żeby ludzie nie śmiecili w lesie?

– Jest to ciężki temat. Denerwuje mnie taki nieład, sama nie śmiecę i zwracam uwagę, gdy widzę, że ktoś przy mnie to robi. Poza tym będąc tu w zeszłym tygodniu na spacerze musiałam gasić jedno z palenisk. Ktoś sobie po prostu zjadł kiełbaskę z ogniska i poszedł zostawiając żar. Pogoda była wietrzna, stąd to było dość ryzykowne zachowanie dla lasu. Niestety ogólnie ludzie nie zawsze szanują przyrodę i nie zawsze o nią dbają. Czasem nawet o samych siebie idąc w góry w japonkach…

Z opinii Twoich znajomych można wywnioskować, że bardzo lubisz twórczość Jacka Kaczmarskiego. Gdy maszerujesz w górach jego piosenki grane w słuchawkach ułatwiają Ci przemierzanie dróg i ścieżek?

– Kiedy idę sama, albo z Boną, to tak. Natomiast przy kuklikowych wyprawach milej zawsze z kimś porozmawiać chociażby o pogodzie. Poza tym jest to mój sposób jako przewodniczącej na maruderów w podróży. Twórczość Kaczmarskiego, czy ogólnie takie klimatyczne granie na gitarze kojarzy mi się ze studencką bazą namiotową na Gorcu. Ile razy tam jestem, wszyscy wieczorem zbierają się przy ognisku i zawsze znajdzie ktoś kto gra na gitarze takie właśnie wyższych lotów utwory.

Jak praca w biurze podróży wpłynęła na Twoje postrzeganie współczesnego polskiego turysty?

– Polski turysta jest bardzo wymagający, chce osiągnąć jak najniższą cenę wycieczki i optymalny dla siebie termin wyjazdu. Owszem, ważne są dla niego również miejsce, standard hotelu i podróży. Ale jeżeli nie satysfakcjonuje go cena, po prostu rezygnuje z oferty. Często turyści zgłaszają się w ostatniej chwili, a wtedy wiele baz noclegowych, o których myśleli jest już zajętych.

– Co sądzisz o ofertach last minute?

– Jest to bardzo fajna forma turystyki. Sama w 2014 roku udałam się dzięki niej do Bułgarii. Płacąc za dwa tygodnie wczasów all inclusive 800 złotych, zrobiłam dobry biznes. Z tym, że wycieczka była kupiona dosłownie z dnia na dzień. Niestety teraz ze względu na terroryzm, ceny wypoczynku w Europie znacznie wzrosły. Ale z drugiej strony kuklikowy student u nas last minute ma w formie dwudniowej wycieczki, na którą nie wyda w sumie więcej niż 50 złotych. Mam nadzieję, że w przyszłości studenci trzeciego wieku oraz erazmusowscy również zaczną z nami podróżować.

Jakub Antoniak

Fot. Z arch. E. Kuczyńskiej

Reklama