Jesienny Festiwal Teatralny w Starym Sączu. Każdy spektakl z owacjami na stojąco

Jesienny Festiwal Teatralny w Starym Sączu. Każdy spektakl z owacjami na stojąco

Jesienny Festiwal Teatralny

Już drugi tydzień w Starym Sączu trwa 27. Jesienny Festiwal Teatralny organizowany przez Centrum Kultury i Sztuki im. Ady Sari, Stowarzyszenie Animatorów Kultury w Nowym Sączu, Teatr Robotniczy im. B. Barbackiego oraz Starosądecką Fundację Kultury. Do urokliwego miasteczka po roku nieobecności powróciła Melpomena (muza sztuki teatralnej), która na trzy tygodnie zagościła w nastrojowo ozdobionym budynku Sokoła. Po czerwonym dywanie – rozwijanym przed kolejnymi spektaklami – co dzień przechodzą setki osób spragnionych kontaktu ze sztuką na najwyższym poziomie. Do tej pory na wszystkich spektaklach widownia Sokoła była w całości wypełniona, a dodatkowe krzesła ustawiano na każdym wolnym miejscu. Jak mówią pracownicy Centrum Kultury i Sztuki, widzowie wciąż pytają o bilety.

Goście Festiwalu – aktorzy i twórcy prezentowanych w Starym Sączu sztuk – bardzo ciepło mówią o jego klimacie, miejscu, w którym się odbywa i festiwalowej publiczności. Po każdym spektaklu są serdecznie przyjmowani, prawie zawsze owacjami na stojąco. Z niektórymi artystami widzowie spotykają się też w kawiarence festiwalowej podczas rozmów kameralnych prowadzonych przez dyrektora artystycznego Janusza Michalika. Do tej pory na stylowej kawiarnianej sofie siedziały już wszystkie panie grające w spektaklu „100 minut dla urody”, a także Monika Mazur i Piotr Szwedes. Ostatnio usiadła na niej sama Anna Seniuk, która z niezwykłą błyskotliwością i humorem odpowiadała na pytania prowadzącego, a później serdecznie rozmawiała z uczestnikami spotkania, podpisywała swoją książkę pozowała do zdjęć… Widzowie byli zauroczeni…anna seniuk

Niektórzy z festiwalowych gości, jak np. wspomniana Monika Mazur, przyjeżdżają do Starego Sącza ze swoją rodziną, zwiedzają miasto i okolice; zdarza się, że nawet w bardzo charakterystycznych strojach scenicznych. Bohaterowie spektaklu „Słońce Kopernika” – w tym słynny astronom – wprost ze sceny zawędrowali na starosądecki Rynek, a później do IMO Galerii na wystawę „O przestrzeni i kosmosie”.

Po tygodniu 27. Jesiennego Festiwalu Teatralnego coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że przeniesienie tej pięknej imprezy do Starego Sącza miało sens i sprawdza się doskonale – mówi Janusz Michalik. Klimat, który tworzą ludzie – organizatorzy, ale również uczestnicy tego Festiwalu (i to zarówno przychodzący na spektakle widzowie, jaki i przyjeżdżający do nas artyści) jest niepowtarzalny. Stary Sącz, a ściślej mówiąc budynek Sokoła wydaje się wymarzonym na tego rodzaju przedsięwzięcie. Ten zabytkowy pałacyk przez te trzy tygodnie przeistacza się w miejsce dla teatru najważniejsze i to nie tylko w Starym Sączu, ale śmiem twierdzić, że nawet w całej Polsce, bo nasz Festiwal jest wyjątkowy.

Niewątpliwym plusem starosądeckiej imprezy jest to, że wchodzący do Sokoła widzowie spotykają się z niezwykle sympatycznym potraktowaniem przez organizatorów i gospodarzy tego miejsca. Wykupione na zdecydowaną większość spektakli bilety to kolejny dowód, że ta impreza ma sens, właśnie tutaj w Starym Sączu. Rekordowa liczba sztuk (dziewiętnaście tytułów), którą organizatorzy zafundowali miłośnikom teatru, nie wydaje się zbyt wygórowaną. To, że brakuje biletów, świadczy, że przedstawień mogłoby być nawet więcej. Ale może nie rozpędzajmy się zanadto … Ufam, że tegoroczna dwudziesta siódma edycja Festiwalu z pewnością zapisze się w historii nie tylko tego pięknego miasteczka, ale też Sądecczyzny, a może nawet całej Małopolski. Przed nami jeszcze wiele festiwalowych wydarzeń. Mam nadzieję, że nasi wspaniali widzowie odbiorą je podobnie, jak to było w tym tygodniu – gromkimi oklaskami, również na stojąco.

Zamierzeniem organizatorów Festiwalu – już od jego początku, co mocno podkreśla dyrektor artystyczny – była prezentacja spektakli reprezentujących różne formy teatralne i gatunki dramatu. Pozwala to zadowolić odmienne gusta widzów, ale też pokazać różnorodność oraz bogactwo scenicznych realizacji, co na pewno stanowi wartość. W czasie starosądeckiej imprezy dużo jest spektakli komediowych (farsowych), ale są też inne – oparte na tekstach poetyckich, muzyczne, odwołujące się do historii, a także nowatorskie, eksperymentalne, groteskowe.

Sztuką wyjątkową, na którą czekało wielu miłośników Festiwalu, w tym jego dyrektor artystyczny, był poniedziałkowy monodram Anny Seniuk „Życie pani Pomsel”, w reżyserii syna aktorki Grzegorza Małeckiego. Oczekujący na pewno się nie zawiedli, bo był to spektakl genialny – duchowa i artystyczna uczta. Na ponad sto minut sala zamilkła, głos oddając Jej, wielkiej artystce, która z niezwykłą wiarygodnością kreowała postać ponad stuletniej Brunhildy Pomsel – byłej sekretarki Goebbelsa. Wszystko w niej było prawdziwe, a demencję grała tak przekonująco, że niektórzy z widzów starali się jej przypominać wcześniejsze wątki (!)

To była prawdziwa Sztuka; właśnie przez duże Sz. Myślę, że nie tylko w mojej głowie pojawiło się mnóstwo refleksji, tych historycznych, ale również odnoszących się do współczesności. Dziękuję i proszę o więcej takich spektakli oraz podobnych aktorskich kreacji” – powiedziała starosądeczanka pani Anna. Rzeczywiście oglądając sztukę, trudno było uciec od współczesnych kontekstów, bo na pewno niosła ona uniwersalne przesłanie. Mówiła o totalitaryzmie, który przecież ma różne twarze, nie tylko tę hitlerowską. Pokazywała ludzki konformizm; zwracała uwagę na odpowiedzialność za swoje decyzje, a może także za decyzje innych(?) Co ciekawe osiemdziesięcioletnia Anna Seniuk po raz pierwszy wystąpiła w monodramie. Jak powiedziała podczas rozmów kameralnych, wcześniej uważała, że to jest dla niej forma za trudna i nie potrafi jej sprostać(!) Na szczęście zmieniła zdanie i przygotowała już kolejny tego typu spektakl, zupełnie odmienny. Być może więc „Księgę ziół i nie tylko” zobaczymy w kolejnej edycji Festiwalu.

Organizatorzy starosądeckiej imprezy nie zapomnieli też o miłośnikach poezji i przedstawień muzycznych. To właśnie dla nich przygotowali pełen humoru i poetyckiego czaru spektakl „100 minut dla urody” – oparty na twórczości Wisławy Szymborskiej. Cztery aktorki: Małgorzata Kozłowska, Monika Węgiel, Joanna Trzepiecińska oraz Magdalena Smalara stworzyły pięknie współbrzmiący kwartet. Cudownie śpiewały, a także recytowały znane i mniej znane wiersze poetki oraz fragmenty jej „Lektur nadobowiązkowych”. Każda z aktorek występowała też w partiach solowych. To był naprawdę uroczy spektakl. Z charakterystyczną dla Noblistki ironią opowiadał o kobiecości, ale także o życiu oraz poszukiwaniu Prawdy i Piękna. Kobiecość jest jakimś planem głównym tej sztuki – mówiła w rozmowach kameralnych reżyserka Magdalena Smalara. Kobieta poetka, kobiety wykonawczynie, kobieta kompozytorka… Uogólniając, można powiedzieć, że to jest takie nasze spojrzenie na świat, jakiś rodzaj perspektywy, którą powinni zobaczyć odbiorcy. Tworząc spektakl, najpierw wybrałam wiersze, które mi się podobają, a potem znalazłam do nich klucz i myślę, że chyba udany.

W festiwalowych prezentacjach nie mogło oczywiście zabraknąć przedstawień komediowych. Jednym z nich była „Odjechana farsa” Warszawskiej Kompanii Teatralnej, na podstawie tekstu P. LaZebnika i K. Day’a). Znakomicie wyreżyserowana przez Tomasza Dutkiewicza i perfekcyjnie zagrana komedia (a właściwie farsa) spotkała się z wielkim entuzjazmem publiczności i przyniosła same pozytywne opinie: Rewelacyjna gra aktorów – na najwyższym poziomie. Wielki podziw za błyskawiczne zmiany ról. Myślę, że nie

JFT2023

 tylko ja płakałam ze śmiechu. Spektakl miał przede wszystkim bawić, ale moim zdaniem zawierał również ważne przesłanie. Pokazywał, że małżeństwo może przechodzić trudne chwile, ale zawsze warto o nie walczyć – mówiła pani Monika. Świetna sztuka; dawno się tak nie uśmiałam; wspaniała gra aktorów – dodawała pani Iwona.

Na czym polegała wyjątkowość tego spektaklu? Dwoje aktorów w sposób „ekwilibrystyczny i niewiarygodny” – jak to określił Janusz Michalik – wcielało się w sumie w dziesięć bardzo różniących się postaci, a w ciągu dwóch godzin każde z nich przebierało się więcej niż siedemdziesiąt razy. Ponad czterdzieści lat zajmuję się teatrem – wyznał w czasie rozmów kameralnych dyrektor festiwalu Janusz Michalik – i muszę przyznać, że nie widziałem takiego spektaklu, w którym akcja przebiegałaby tak niewiarygodnie szybko, a grający musieliby zmieniać kostiumy w tempie kosmicznym i ekspresowo wcielać w tak różne role”.

To wszystko miało miejsce właśnie w „Odjechanej farsie”. Monika Mazur i Piotr Szwedes z nieprawdopodobną wirtuozerią zmieniali ubrania, peruki i inne akcesoria… Wychodzili na hotelowy korytarz, a wchodzili – z szafy, łazienki, sąsiedniego pokoju lub spod łóżka. Grali postacie o krańcowo innych temperamentach, mówili różnymi głosami, czasami z akcentem. Zdarzało się, że tylna część ich ciała oraz nogi należały do jednej postaci – a schowana za drzwiami głowa (z ustami, które właśnie coś mówiły) już do kogoś innego. Jak można w ciągu kilku sekund zmienić się z jednej osoby w drugą? Przecież nie chodzi tylko o zmianę kostiumu(!)

Zupełnie inną komedią był spektakl Teatru Kamienica „Kobieta, która ugotowała męża”. To właściwie nie była komedia, tylko raczej tragikomedia (tragifarsa?) Trochę Gombrowicz lub Mrożek w nowoczesnej, bardzo oszczędnej formie. Owszem w spektaklu był humor, a na widowni często pojawiał się śmiech, ale opowiadana przez aktorów historia wzajemnych relacji bohaterów małżeńskiego trójkąta wcale nie była śmieszna, przeciwnie – smutna, a w konsekwencji tragiczna. On (Kenneth – Jacek Lenartowicz) – egoista, zwolennik patrarchialnego modelu rodziny i wiarołomny mąż. Ona (Hilary – Dorota Chotecka) – oddana żona, świetna gospodyni i kucharka; zdradzona, oszukana, poniżana, nieszczęśliwa… I jeszcze ta trzecia (Laura – Michalina Sosna) – młoda kochanka, a później druga żona – erotyczna fascynacja, ale marna gospodyni; w konsekwencji również niechciana(!) A co między nimi? Pytania, kłamstwa (dużo kłamstw), domysły… Prawdziwe?

Znakomity (chociaż mocno pikantny) tekst, wspaniała gra aktorska – zwłaszcza niezwykle wiarygodnej psychologicznie Doroty Choteckiej – a także bardzo pomysłowa reżyseria to niewątpliwe atuty tego przedstawienia. Stronę językową sztuki uwypuklała skromna, wręcz minimalistyczna scenografia, która nie odciągała uwagi od tego, co najważniejsze – słowa przekazywanego w sposób mistrzowski; jego znaczenia, brzmienia, intonacji… Czarno-biały stół, takie same krzesła, podest łączący, a może dzielący dwa światy – żony i kochanki; to wszystko. Nie było też żadnych wyszukanych strojów. Żona w bieli, kochanka w czerni(?) – tak samo przez całą, trwającą kilka lat fabułę. Ciekawym reżyserskim pomysłem Tomasza Obary było również uruchomienie wyobraźni publiczności, czemu służyło wykorzystanie elementów pantonimy. Na scenie wciąż mówiło się o gotowaniu, jedzeniu i piciu, ale nie było na niej ani jednego kuchennego przedmiotu czy potrawy. To, że bohaterowie jedzą, piją lub wykonują inne czynności pokazywano za pomocą aktorskich gestów i mowy ciała.

W czasie tegorocznego Festiwalu prezentowane są również spektakle familijne i przedstawienia dla dzieci. Właśnie dla kilkuletnich widzów przeznaczona była sztuka Teatru Robotniczego „Kubuś Puchatek” – poświęcona pamięci wieloletniego przyjaciela tego teatru Macieja Kujawskiego. To zabawne, sympatyczne i barwne przedstawienie wywołało żywiołowe reakcje publiczności i pewnie nie tylko najmłodsi chętnie na chwilę przenieśli się do przyjaznego świata „misia o bardzo małym rozumku”.

Dla nieco starszych widzów, ale także dla dorosłych, przeznaczony było spektakl Teatru Kamienica „Słońce Kopernika” w reżyserii Emiliana Kamińskiego – wielkiego przyjaciela Festiwalu. Ależ to było cudne przedstawienie! Znakomicie zagrane, bardzo plastyczne, humorystyczne, ale też posiadające wyjątkowe walory edukacyjne. Bawiąc, uczyło; ucząc bawiło – i to nie tylko najmłodszych. Zachwyt w oczach i szeroki uśmiech widać było u wszystkich. Prawdziwe widowisko; nomen omen kosmiczne(!) Autorzy sztuki wehikułem czasu zabrali publiczność w fantastyczną podróż szlakiem Mikołaja Kopernika i jego naukowych pasji. Sceną prezentowanych wydarzeń stała się cała sala Sokoła zamieniona w galaktyczną przestrzeń. Jej ściany pokryły gwiazdy, planety i inne kosmiczne obiekty. Z teatralnych reflektorów popłynęły snopy kolorowego światła, iście nieziemskiego.

Stworzona przez Jarka Gmitrzuka (który wcielał się też rolę Astrologa i wiele innych) historia wielkiego astronoma zasługuje na największe pochwały. Godzinna opowieść (zawierająca dialogi, monologi, komentarze), napisana nie jakimś infantylnym językiem (bo dla dzieci!), ale przepiękną polszczyzną, do tego wierszowaną i bez częstochowskich rymów. I jeszcze bardzo mądrze, a zarazem z humorem. Naprawdę chapeau ba!

Na pochwały zasługuje także znakomita gra aktorska. Jolanta Mrotek (grająca dr Wenusecką), wspomniany wyżej Jarek Gmitrzuk oraz wcielający się w rolę Kopernika Jan Naturski potraktowali młodych widzów (do których przede wszystkim adresowany był spektakl) bardzo poważnie, z pełnym profesjonalizmem, ale również niezwykle serdecznie.

W ramach 27. Jesiennego Festiwalu Teatralnego swoją działalność zainaugurowała amatorska Scena Teatralna działająca przy Sokole w Starym Sączu. 3 października festiwalowi widzowie mieli okazję obejrzeć jej pierwsze przedstawienie – sztukę „Nie narzekamy”, której scenariusz napisany przez Janusza Michalika oparty został na drugiej części „Trzech światów” Urszuli Kozioł oraz fragmentach „Indyka” Sławomira Mrożka, a więc literaturze mocno zakorzenionej w teatrze absurdu. Przedstawienie wyreżyserowali: Elwira Michalska i Mieczysław Filipczyk, a na scenie wystąpiło aż szesnastu aktorów amatorów reprezentujących różne pokolenia.

Świat wykreowany w spektaklu „Nie narzekamy” z pozoru wydawał się absurdalny, niedorzeczny, dziwaczny, ale tak naprawdę krył głęboką uniwersalną treść, zawierał też wyrażoną w artystycznej formie przestrogę. Używając awangardowych środków, twórcy sztuki mówili o uniwersalnych mechanizmach sprawowania władzy; nie tylko w relacji państwo – obywatel. Awangardowa (bardzo pojemna) forma spektaklu dawała też widzowi możliwość znacznie szerszej subiektywnej interpretacji – w odniesieniu do międzyludzkiej komunikacji i ogólnie naszego życia.

Poproszony o pospektaklową opinię burmistrz Starego Sącza Jacek Lelek powiedział:

Jestem pod ogromnym wrażeniem. Podziwiam niesamowitą pracę zarówno reżyserów, jak również aktorów. Myślę, że dzisiaj objawiły nam się niezwykłe talenty, bo ten spektakl naprawdę fantastycznie bawił, zastanawiał, zmuszał do refleksji, ale przede wszystkim właśnie robił wrażenie. Ciężko było mi uwierzyć, że na scenie jest nasza, dopiero debiutująca grupa. Wydawało mi się, że mam do czynienia z aktorami już profesjonalnymi, którzy nie tylko świetnie podają tekst, ale naprawdę grają. Co bardzo ważne i zwracało uwagę to to, że grali nie tylko ci, którzy w danym momencie swoje kwestie wypowiadali, ale również wszyscy uczestniczący w scenicznych wydarzeniach. Można było na każdym aktorze zawiesić oko i obserwować, jak realizował swoją rolę – od początku do końca. To było coś niesamowitego. Czuję dumę, że taki teatr jest w Starym Sączu. Jestem też wdzięczny reżyserom i artystom. Wszystkim bardzo gratuluję i myślę, że dzięki naszej teatralnej grupie będziemy jeszcze mogli przeżyć wiele fantastycznych wrażeń, właśnie tu – na deskach Starosądeckiego Sokoła.

W następnych festiwalowych dniach widzów również czeka wiele przeżyć. Na deskach starosądeckiego Sokoła zagoszczą między innymi znane warszawskie teatry: Komedia i Kwadrat. W obsadzie spektakli zobaczymy: Renatę Dancewicz, Ewę Kasprzyk, Paulinę Holtz, Izabelę Kunę, Katarzynę Kwiatkowską, Katarzynę Maciąg, Magdalenę Stużyńską, Magdalenę Wołejko, Joannę Żółkowską, Rafała Cieszyńskiego, Piotr Cyrwusa, Piotr Głowackiego Jana Jankowskiego, Kacpra Kuszewskiego, Wojciecha Malajkata, Antoniego Pawlickiego, Piotra Polka i Macieja Zakościelnego i wielu innych aktorów. Swoje drugie przedstawienie pt. „My i krasnoludki” pokaże też amatorska Scena Teatralna działająca przy Sokole. Na tę premierę czekają nie tylko artyści (w zdecydowanej większości debiutanci), ale także mieszkańcy Starego Sącza i okolic, którzy już dawno wykupili wszystkie bilety. Warto się jednak nie zniechęcać i wciąż pytać, gdyż czasem można je kupić w ostatniej chwili. Dotyczy to wszystkich spektakli.

Anna Skalska

O festiwalu pisaliśmy tutaj

 

 

fot. Jerzy Cebula

Reklama