Światowe trendy w krynickiej architekturze

Światowe trendy w krynickiej architekturze

Rozmowa z kryniczanką Barbarą Rucką, przewodnikiem beskidzkim, dokumentalistą w Muzeum Regionalnym Państwa Muszyńskiego w Muszynie, autorką czekającej na wydanie książki „Historia i architektura Krynicy Zdroju – rządowego zakładu kąpielowego”

– O Krynicy mówi się, że jest polskim Davos nie tylko ze względu na Forum Ekonomiczne. Ze Szwajcarią wiąże uzdrowisko wiele innych cech, przede wszystkim architektura.

– Styl szwajcarski jest szczęśliwy dla Krynicy. Właściwie rozpoczyna wspaniały jej rozkwit i to, do czego teraz doszła, czyli – jak pani wspomniała – stała się polskim Davos. Styl szwajcarski był pierwszym, jaki zaistniał w Krynicy, kiedy komisja pod kierownictwem prof. Józefa Dietla w 1856 zdecydowała, że miejscowość będzie uzdrowiskiem. Ten styl znalazł tu podatny grunt. Profesor zlecił bowiem wycięcie drzew wokół głównego zdroju, a drewno to przecież podstawowy budulec w budownictwie szwajcarskim.

– To był modny styl w XIX wieku?

– XIX wieku to w ogóle moda i rozwój stylów narodowych, ludowych. U nas wiązało się to z ukłonem w stronę stylu zakopiańskiego. Ten jednak w Krynicy nie za bardzo się przyjął. Mamy w uzdrowisku zaledwie dwa obiekty w tym stylu. To „Dewajtis”, budynek, który należał do wielkiego patrioty doktora Franciszka Kmietowicza, twórcy Kopca Pułaskiego. Drugi obiekt to altana na Polanie Michasiowej, z charakterystycznym dla zakopiańskiego stylu skośnymi dachami. Styl szwajcarski uznawano za bardziej kosmopolityczny, pasujący do każdej miejscowości w górach. A Krynica od początku szła w kierunku architektury światowej.

– Co wyróżnia krynickie budynki w stylu szwajcarskim to chyba kolorystyka? Drewniane, kolorowe domki nadają uroku uzdrowisku.

– Pierwotnie miały one naturalny kolor drewna. Bo co cechuje styl szwajcarski to podmurówka i ściany obite deskami. Co miało oczywiście swoje słabe strony, bo po tych budynkach zimą hulał wiatr. Cechą charakterystyczną tych obiektów są też przepięknie zdobione ganki misternymi wycinkami w drewnie. Są też ozdobne sterczyny, kratownice, w części strychowej facjatki. Ale wracając do kolorów. Konserwatorzy zabytków uznali, że mocne kolory nadadzą obiektom z XIX wieku rozciągającym się wzdłuż krynickiego bulwaru, jeszcze bardziej misternej i ozdobnej formy. Wiele z tych obiektów stworzono bowiem na nowo. Aby wyremontować „Witoldówkę” na przykład w całości rozebrano ją, następnie postawiono mury i na nie dopiero założono „szwajcarską sukienkę”. W ten sposób wilk jest syty i owca cała. Zachowano szwajcarski styl…

– …i już nie hula po nich wiatr.

– W ten sam sposób wyremontowano też „Wisłę” – pierwszy w Krynicy pensjonat dla pań i panienek. Co bowiem charakterystyczne, obiekty na deptaku miały funkcje nie tylko lecznicze, ale i pensjonatowe. W „Witoldówce” dodatkowo stosowano lecznictwo dietetyczne. Mieścił się tu słynny w XIX wieku Zakład Dietetyczny doktora Bolesław Skórczewskiego. Do pensjonatu „Wisła” Emilii Burzyńskiej natomiast mogły dodatkowo przyjeżdżać panie bez przyzwoitek. W XIX wieku bowiem podróżować bez przyzwoitki nie uchodziło. Właściciele „Wisły” gwarantowali więc opiekę po tym kątem.

– Co jeszcze wyróżnia styl szwajcarski w Krynicy?

– Warto podkreślić, że ten styl na gruncie krynickim był nieco modyfikowany. Dokładano elementy polskie – choćby elementy zdobnicze nawiązują do miejscowego wzornictwa, jak również powielano motywy z budownictwa murowanego, co można zauważyć np. w  boniowaniu na elewacji „Romanówki”. Z kolei jeden z najstarszych obiektów „Pod Zieloną Górką” to wymieszanie stylu szwajcarskiego z dworskim. Obecnie mieści się tam restauracja, ale pierwotnie była to „Dyrektorówka”. Tam mieszkali pierwsi zarządcy w okresie, kiedy Krynica była jeszcze zamykana na sezon zimowy. Bronisław Babel we wspomnieniach z 1896 roku odnotował, że zimą mieszkały w Krynicy cztery osoby: jego ojciec, służący i ksiądz. Dobierali jeszcze jednego pana, dzięki czemu mogli stworzyć pierwszy w Krynicy kwartet smyczkowy. Tak umijali sobie długie zimowe wieczory.

– Ale to nie jest najstarszy obiekt. Najstarszym jest „Słotwinka”, która ma w sobie elementy stylu chińskiego. Skąd wpływy chińskie w Krynicy?

– W Krynicy od początku widoczne były wpływy europejskie. Kiedy w Europie była moda na egzotykę, orientalne motywy, to i w uzdrowisku się one pojawiały. Stąd nad zdrojem głównym w 1808 roku powstała pijalnia nawiązująca do stylu chińskiego. Jego typowym elementem jest dach pagodowy. Obiekt przeniesiono w 1863 roku do Parku Słotwińskiego. Obecnie wymaga mocnego „przytulenia”. Bardzo biednie wygląda. Patrząc na zdjęcia z okresu międzywojnia, był w lepszej kondycji. A szkoda, bo to najstarszy obiekt związany z okresem powstania uzdrowiska.

– W okresie międzywojnia pojawiają się w Krynicy zupełnie odmienne do stylu szwajcarskiego obiekty. Przy lekkich drewnianych budynkach wyrastają kolosy. To się nie kłóciło?

– Jak wspomniałam, Krynica zawsze szła w kierunku architektury światowej. W okresie międzywojnia zapanowała moda na modernizm. W naszym kraju nabrał on znaczącej roli. Miał pokazać, że odrodzona Polska jest państwem silnym i nowoczesnym. Stąd w Krynicy pojawiają się wielkogabarytowe, funkcjonalne budynki – proste, w jasnej tonacji, przestrzenne z przeszkleniami. Nie widzę w tym dysharmonii, wręcz przeciwnie nowoczesna architektura stanowi jasną ramę dla kolorowego, delikatnego stylu architektury szwajcarskiej. Według mnie to wręcz spaja deptak i tworzy jego harmonijną całość. Należy dodać, że oprócz modernizmu mamy na deptaku także historyzm czy neorenesans widoczny w Starym Domu Zdrojowym. Przykładem stylu modernistycznego jest natomiast Nowy Dom Zdrojowy, który pokazuje również inny jego element charakterystyczny dla budownictwa uzdrowiskowego w Polsce. Górna część budynku nawiązuje  do statku. Tym samym podkreślano znaczenie Polski, która w tym czasie odzyskała dostęp do morza. Aluminiowe balustrady i inne detale również miały nawiązywać stylem do dalekobieżnych statków rejsowych.

– W architekturze Krynicy odbijają się więc wszelkie nastroje, jakie panowały w kraju?

– Zdecydowanie. Odbija się tu historia, a w szczególności patriotyzm. Zresztą nawet nazwy pensjonatów na to wskazują: „Pod Białym Orłem”, „Soplicowo”, „Witoldówka”. Patriotyzm i historia „wyrastają” w Krynicy właściwie na każdym jednym kroku: a to zakątek Kraszewskiego, a to pomnik Adama Mickiewicza czy figurka Matki Boskiej, którą nie byle kto projektował, bo sam Artur Grottger.

– Jeśli o projektantach mowa. Krynica miała szczęście do architektów. Niemal wszystkie obiekty tu nie byle kto projektował?

– Ze znanych architektów, którzy zostawili swą pieczątkę w Krynicy z pewnością należy wymienić Feliksa Księżarskiego, który stworzył Łazienki Mineralne, obecnie nazwane Starymi . One razem z Łazienkami Borowinowymi tworzą teraz wejście na deptak. Przyznam jednak, że serce mi krwawi, patrząc, w jakim stanie są Łazienki Borowinowe. W nich odbija się przecież piękna architektura historyzmu. Mam nadzieję, że doczekają się w końcu remontu.

– Kogo jeszcze należy wymienić?

– Nie sposób pominąć Jana Zawiejskiego. Wraz z Julianem Niedzielskim stworzyli Stary Dom Zdrojowy. Zawiejski ponadto był architektem pierwszego kościoła zdrojowego. Należy wspomnieć również o budownictwie rządowym, bo i taka potrzeba również pojawiła się w Krynicy. Uzdrowisko przejęło bowiem na jakiś czas funkcje ośrodka zarządzania. Powołano urząd skarbowym, sąd. Wybudowano wówczas dwa obiekty tzw. Berło i Koronę, które tworzą piękną bramę do ulicy Pułaskiego. Ich architektem był Tomasz Prylińskiego, znany krakowski konserwator, renowator wzgórza wawelskiego, twórca licznych krakowskich kamienic. Inny obiektem, który nie spełniał funkcji leczniczych, a z kolei rozrywkową zaprojektował Tadeusz Stryjeński. Był to budynek Teatru Modrzewiowego. Niestety obiekt już nie istnieje, za to co rusz pojawiają się próby reaktywacji teatru w Krynicy. Wśród architektów okresu międzywojnia wypada wymienić też Witolda Klimczaka, który stworzył Nowe Łazienki Mineralne – największy wtedy taki obiekt w Europie. Jeszcze nie w stylu modernistycznym – na rzucie zamku barokowego z piękną kolumnadą z przodu – nawiązujący do historyzmu, okresu starożytnego, ale już zapowiadający przyszłe monumentalne obiekty.

– Czyli?

– Choćby Lwigród prof. Eugeniusza Czerwińskiego. Ten obiekt spełniał wszelkie wymogi stawiane przed modernizmem. Był niezwykle funkcjonalny. W jednym miejscu można było załatwić wszystko: zabawić się, pobrać zabiegi, a nawet przejść operację. Lwigród jako jedyny miał bowiem salę operacyjną i rentgen.  O stylu tym jako jeden z pierwszych wspomniał w 1926 roku  w czasopiśmie „Architektura” Adolf Bogusz-Szyszko, który również jako jeden z pierwszych wprowadził modernizm do Polski.

– On też zostawił w Krynicy po sobie ślad?

– Zaprojektował Oficerski Dom Wypoczynkowy przy ulicy Pułaskiego. Pewnie teraz przewraca się w grobie, bowiem ten obiekt „upiększono” wieżyczkami w stylu szwajcarskim. No cóż, nie wszyscy rozumieli prostotę i logikę modernizmu.

– Który z obiektów ostatnich dekad uznałaby Pani za perełkę uzdrowiska?

– Osobiście lubię obiekt „Panoramy” projektu Mieczysława Gliszczyńskiego, który nie tylko działał w uzdrowiskach polskich, ale miał za sobą również projekt pawilonu wystawienniczego w Paryżu, hotele w Kairze, Algierze. Jego budynek w Krynicy niby ma prostą bryłę, ale przez zastosowanie ścięcia fasady pięknie wpisuje się w górę, na której leży. Tworzy z nią harmonijną całość.

– I nawiązuje do motywu statku?

– Rzeczywiście, jego bryła może budzić takie skojarzenie. To obiekt z 1972 roku, ale nawiązuje do modernizmu międzywojnia.

– A który obiekt XXI Pani wskaże?

– Jeszcze nie ma takiego, który chciałabym opisać, który – według mnie – miałby w sobie pazur.

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki”:

 

 

 

 

Reklama