Jak znani sądeczanie spędzają Święta Wielkanocne? Jakie związane z nimi tradycje lubią najbardziej? I czy mają jakieś szczególne wspomnienia związane z tym czasem? O tym opowiadają nasi rozmówcy.
Ewa Novel – wokalistka
Święta Wielkanocne są dla mnie czasem pełnym tradycji i miłości. Każdego roku celebrujemy Triduum Paschalne i uczestniczymy w nabożeństwach. Mamy tradycyjne śniadanie wielkanocne, które zawsze przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy byłam mała, uczęszczałam na poranną rezurekcję. Święta kojarzą mi się głównie z rodziną – przyjeżdżamy do mojej mamy, później też spotykamy się w gronie bliskich osób, czasem wśród znajomych, ale zawsze w klimacie rodzinnym. Radość ze Zmartwychwstania prawdziwie towarzyszy nam przez świąteczne dni.
Niezmiernie lubię śniadanie wielkanocne. Jest u nas taka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie – moja mama robi chrzan z przepisu prababci. Kiedyś robiła to moja babcia, teraz mama. Myślę, że kiedyś to przejdzie na mnie i ja też przekażę to mojej córce. Nigdzie nie spotkałam się z tak dobrym chrzanem, jaki przygotowuje się w mojej rodzinie.
Gdy byłam małą dziewczynką, mieszkałam z mamą i dziadkami. Zawsze w święta, przeważnie w Poniedziałek Wielkanocny, przyjeżdżała rodzina i liczne kuzynostwo. Kuzyni gonili nas z wiadrami z wodą i jest to dla mnie bardzo radosne wspomnienie. Było dużo śmiechu i ciągłego przebierania się.
Kiedyś wszyscy chłopcy wpadli na pomysł, aby oblać moją mamę, jako jedną ze swoich ciotek. Do tej pory wszyscy się z tego śmiejemy i wspominamy tę zabawną sytuację. Bardzo lubię Święta Wielkanocne. Tradycja święcenia pokarmów również jest mi bliska. Moje dzieci uwielbiają malować pisanki i robimy to całą rodziną. Nawet Rita, która w tamtym roku była bardzo malutka, miała już swoje jajeczko w koszyczku. Bardzo to lubimy. Dzielimy się też później jajkiem, przekazując sobie najlepsze życzenia.
Marcin Korczyk – Pan Tabletka
Święta spędzam w rodzinnym gronie w Nowym Sączu. Dbamy o to, żeby były tradycyjne. Bardzo doceniamy to, że dzieci mają dziadków i te tradycje są przekazywane. Wszystko robimy tak, jak zawsze, dbając o to, żeby maluchy miały swoje korzenie wielkanocno-religinie i żeby ten obszar też zagospodarować. Jest to dla nas rodzinny czas, bez specjalnej „napinki”. Dużo przebywamy na świeżym powietrzu, robiąc wspólnie różne rzeczy.
Jeśli chodzi o zwyczaje, to pochodzę ze Śląska i u mnie zawsze się szukało tak zwanych zajączków. Dzieciaki zbierały rano w Niedzielę Wielkanocną małe prezenciki, które schowane były w różnych miejscach w ogrodzie. Są to drobnostki, bo tutaj bardziej chodzi o szukanie niż o prezenty. Moim dzieciom też to przygotowujemy. Bardzo dobrze wspominam święta, podczas których była na tyle dobra pogoda, że śmigus-dyngus mógł się odbywać na maksa. Kiedy można wziąć duże wiadro z wodą, bo jest ciepło. Dzielę święta na te ze śmigusem i te bez. Te z nim zawsze wydają mi się fajniejsze.
Chciałbym wszystkim życzyć zdrowych, rodzinnych świąt i takiej równowagi, jeśli chodzi o zdrowie psychiczno-fizyczne, bo to jest bardzo ważne (…)
Pozostałe wypowiedzi przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem: