Pije Kuba do Jakuba. Felieton dosadny

Pije Kuba do Jakuba. Felieton dosadny

Wielkanoc była, zatem skorzystałem z artykułu 53. naszej Kon-sty-tuc-ji i „uzewnętrzniłem (…) z innymi, publicznie (…) swoją religię przez uprawianie kultu”, czyli mówiąc po ludzku: poszedłem na mszę. I proszę nie liczyć na żaden skandal: kazanie świetne, kwiaty śliczne, organista grał pięknie, ludzi tłum. Wszystko było cudnie. No, prawie wszystko.

Tak się porozglądałem i na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy w największe katolickie święto przyszli do kościoła ubrani jak Pan Bóg przykazał (a przynajmniej jak było w zwyczaju w minionym wieku, w którym przyszedłem na świat), czyli pod krawatem, wyprasowana koszula, marynarka itp. (bo było jeszcze parę gustownych dodatków: złote, a skromne).

I taka mnie ogarnęła smętnica, gdy patrzyłem na braci w wierze odzianych w jeansy, bluzy, t-shirty, sportowe kurtki, adidasy…

Jasne, że się czepiam. Oczywiście, że co mi do tego. Pewnie, że się chyba z choinki urwałem (choć w te święta to raczej z palmy?). Prosta sprawa, że mi się chyba we łbie po… mieszało. Tak, jestem niedzisiejszy. Doskonale wiem, że teraz jest wolność, swoboda, moda, pluralizm, „Nikt mi nie będzie mówił jak mam żyć!” itd. Przecież nie strój zdobi człowieka! Ale jakoś tak mi się puzzle układają: t-shirt w Wielkanoc, Zenek w sylwestra, z gumą do żucia na spotkanie, w dresie do restauracji, poszłem i wziąść, stand-up zamiast Starszych Panów, „Ekipa z Warszawy” zamiast Teatru Telewizji itd.

Felietonista może być dosadny, więc i ja sobie pozwolę: chamiejemy…!

Jakub Marcin Bulzak

Ten i inne felietony znajdziesz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama