Osiedle Millenium. Zabawy płytą chodnikową

Osiedle Millenium. Zabawy płytą chodnikową

Jakub Potoczek – architekt, autor wielu nagradzanych prac, m.in. projektu apartamentowca budowanego obecnie u zbiegu ul. Lwowskiej i Naściszowskiej, a także realizacji przy ul. Broniewskiego 28, nagrodzonej przez marszałka Województwa Małopolskiego w 2014 r. w konkursie im. Witkiewicza:

– Wychowałem się na Millenium, mam z tym miejscem dziesiątki wspomnień, ale pierwsze, które mimo upływu lat mam mocno przed oczami, to wygląd tego miejsca przed wybudowaniem osiedla. Dosłownie z okien naszego domu widać było tylko internat szkolny, samochodówkę i łany pszenicy ciągnące się aż po mur Białego Klasztoru. Podobnie zresztą w drugą stronę, aż do ulicy Nawojowskiej. Pamiętam też początek lat 70., kiedy zaczęły powstawać pierwsze bloki, a potem rok 1978, kiedy na otwarcie wioski indiańskiej przyjechał Edward Gierek.

Muszę przyznać, że osiedla Millenium i Żółkiewskiego to bardzo dobre rozwiązania urbanistyczne wkomponowane w zieleń. Jest w tym oddech, przestrzeń i myślenie o człowieku. Dzisiaj się już o to nie dba, obecnie dba się wyłącznie o kasę. Wiem, że stare bloki na Millenium nie są piękne, ale jeśli zamkniemy oczy i one na moment znikną, to pozostanie tylko zieleń i układ komunikacyjny, który służy człowiekowi. Niestety odchodzimy współcześnie od projektowania takich osiedli. Na szczęście w Nowym Sączu powstają obecnie tylko pojedyncze bloki, więc nie ma tego niedobrego efektu nadmiernego zagęszczenia. Na Millenium jest przestrzeń, sąsiad sąsiadowi nie zagląda przez okno, odległości pomiędzy blokami są spore. Widziałem w Warszawie osiedla wykończone w granitach, ale odległości pomiędzy budynkami są dwa razy mniejsze niż na Millenium. Mieszkasz w marmurze, ale widzisz co pani naprzeciwko gotuje właśnie na obiad.

Przygody na Millenium? To miejsce kojarzy mi się z nieustającymi przygodami, a wspominając dawne czasy mógłbym pewnie napisać o tym książkę. Ale jeśli miałbym coś wybrać… W szkole podstawowej wychodziliśmy potajemnie z koleżankami na dach wieżowca celem uprawiania amorów, oczywiście stosownych do naszego nastoletniego wieku.

Inna sytuacja, której nigdy nie zapomnę, miała miejsce w świeżo otwartej wiosce indiańskiej. Zbierał się tam wówczas kwiat millenijnej młodzieży, czyli obecnie znane w Nowym Sączu persony. Bawiliśmy się kiedyś na murze obronnym, na palisadzie, gdzie jeden z kolegów chciał pokazać wszystkim jaką ma siłę. W tym celu uniósł w górę wielką betonową płytę chodnikową, która musiała ważyć jakieś 25 kg. Kiedy ją już dźwignął, to zaraz potem rzucił z trzech metrów w dół. Niestety na kolizyjnym torze lotu płytki chodnikowej znalazł się inny kolega, który – na szczęście – był pochylony, bo akurat czegoś szukał na ziemi. Płyta uderzyła go płasko w głowę, ale w tym nieszczęściu tak szczęśliwie, że się po głowie tylko prześlizgnęła. Mówiąc krótko, kolega przeżył, a cała sytuacja skończyła się bez konsekwencji. Upadł twarzą na ziemię, puściła mu się krew z nosa i uszu, ale ostatecznie nic mu się nie stało. Wszyscy zamarli, a kolega Piotrek zrobił się w sekundzie biały jak śnieg. Gdyby ten na dole dostał w głowę kantem tej płyty, to by nie przeżył tej głupiej zabawy.

Więcej opowieści o osiedlu Millenium znajdziesz w najnowszym wydaniu DTS – dostępnym bezpłatnie pod linkiem:

Reklama