Odeszła ocalała z Holokaustu Anna Grygiel-Huryn. ,,Nasza kochana Ania”

Odeszła ocalała z Holokaustu Anna Grygiel-Huryn. ,,Nasza kochana Ania”

W wieku 81 lat zmarła Anna Grygiel-Huryn, przewodnicząca Małopolskiego Oddziału Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu w Polsce. Była ostatnią Żydówką mieszkającą w Nowym Sączu, a jednocześnie Honorową Ambasadorką Sądeckiego Sztetla.

Anna Grygiel-Huryn urodziła się w 1942 w getcie w Zakliczynie. Została uratowana przez rodzinę Jaroszów. Jako dziecko spędziła w piwnicy prawie dwa lata. Jej ojciec był opiekunem getta w Zakliczynie, zginął w obozie zagłady w Bełżcu.

,,Z niewypowiedzianym smutkiem informujemy, że dziś odeszła od nas Anna Grygiel-Huryn (1942-2024) – ocalała z Holokaustu, Honorowa Ambasadorka Sądeckiego Sztetlu, po prostu nasza kochana Pani Ania…” – poinformowano w komunikacie opublikowanym na oficjalnej stronie Sądeckiego Sztetla.

– Przed 1942 r. moi rodzice mieszkali w Wojakowej. Ojciec Roman pochodził z Kalisza. Mama Regina zaś z Wojakowej. Poznali się na studiach w Łodzi. Kiedy w 1941 r. Niemcy utworzyli getta w Zakliczynie, zagonili do niego tysiące Żydów z okolicy. Tam trafiła moja rodzina: ojciec mamy Mojżesz Riegelhaupt, który miał stadninę koni w Wojakowej, siostra mojej mamy Mania z mężem Taugerem i dwuletnią córką Anną, dwaj bracia mamy Zygmunt i Leon i bratowa mamy Regina żona Leona Riegelhaupt. Ja urodziłam się w 1942 r. w zakliczyńskim getcie. Getto nie było otoczone murem a drewnianym płotem. Dlatego pracownicy stadniny dziadka Mojżesza przyjeżdżali i dostarczali nam żywność. Dziadek był szanowanym człowiekiem. Zanim nastąpiła likwidacja getta, przyjechali czterema furmankami i wywieźli nas do kryjówek w lesie. Tym sposobem uratowali dziadka, mamę ze mną na rękach, bratową i brata mamy Zygmunta. Kiedy wrócili po kolejnych Żydów, getto było otoczone przez Niemców i przygotowane do wywózki najpierw na stację kolejową w Tarnowie i dalej do Bełżca. Tam zginął mój tatuś, którego niedane było mi poznać. Te osoby, które nas wywoziły z getta, uhonorowane zostały medalami i dyplomami „Sprawiedliwi wśród narodu świata ”przyznanymi przez Instytut Yad Vashem – opowiadała na naszych łamach w rozmowie z redaktorem Jerzym Widłem w 2019 roku.

Przez półtora roku mama Anny błąkała się z nią po różnych domostwach dobrych ludzi, aż w końcu trafiła do Stańkowej. Tę kryjówkę znalazł nam Andrzej Piechnik z Wojakowej. I tutaj zastąpiły szczęśliwe okoliczności. Głowa rodziny Jaroszów pan Franciszek był znany w okolicy jako domorosły weterynarz, złota rączka. Handlował mięsem, drobiem m.in. z Żydem z Nowego Sącza Wolmanem. Znali się, zanim zaczęto likwidować getto w Nowym Sączu. Wolman poprosił Franciszka Jarosza, by ten ukrył u siebie żonę i dwie córki.

– Również o pomoc w naszym imieniu poprosił Jarosza Andrzej Piechnik. Tak do Jaroszowej ziemianki trafiło w sumie 14 osób. Żyliśmy jak krety pod ziemią ponad półtora roku, aż do stycznia 1945 r. Z ziemianki wyszło 12 osób, bo dwójka Żydów opuściła ukrycie idąc po pieniądze do swoich domów, żeby zakupić żywność i już nie wrócili. Jaroszowie zorganizowali nam transport i pod osłona pewnej styczniowej nocy przyjechaliśmy do Nowego Sącza – wspominała Anna Grygiel-Huryn.

Caly wywiad przeczytacie tutaj: Rozmowa z Anną GRYGIEL-HURYN – mieszkanką Nowego Sącza, przewodniczącą Małopolskiego Oddziału Stowarzyszenia „Dzieci Holokaustu”

Fot. Adrian Maraś 

Reklama