Nie przywieźliśmy wójta w teczce

Nie przywieźliśmy wójta w teczce

Rozmowa z Janem Dudą – posłem Prawa i Sprawiedliwości

– Samorząd w 1990 r. po pierwszych wolnych wyborach. Nie mieliście obaw, że rzucacie się na głęboką wodę i od podstaw będziecie organizować życie najmniejszych społeczności – miast, gmin, powiatów?

– No nie, pierwsze wolne wybory to rok 1991, bo wybory z 1989 r. trudno nazwać wolnymi. To była umowa, kontrakt. Więc jeżeli w ten sposób popatrzymy, to właśnie wybory samorządowe były pierwszymi prawdziwie wolnymi wyborami od czasów II Rzeczypospolitej. Zorganizowanie samorządów było bardzo dużym wyzwaniem, ale też absolutną koniecznością. To samorząd miał spowodować wyzwolenie lokalnej aktywności i rozpoczęcie budowy społeczeństwa obywatelskiego. Ale także organizowanie się mieszkańców miast i wiosek wokół spraw im najbliższych. Samorząd dawał szanse rozwoju i bardziej gospodarskiego wydawania jakże wtedy skromnych środków jakimi dysponowano. Rzuciliśmy się na głęboką wodę, bo taka była potrzeba. Tu nie było na co czekać, zwłaszcza, że duża część społeczeństwa już dostrzegała farsę wyborów z czerwca 1989 r., więc wolne wybory samorządowe dawały szanse na skierowanie energii społeczeństwa w obszary lokalne. A woda rzeczywiście była głęboka i bardzo nieznana, bo przecież oprócz krótkiego okresu samorządności II RP wcześniejszych doświadczeń w skali całego kraju nie było. Bardzo różne podejście społeczeństwa i różne jego zorganizowanie w poszczególnych zaborach, że o czasach PRL nie wspomnę. Po uchwaleniu ustawy o samorządzie gminnym – bo o nim tu rozmawiamy – w ramach Komitetów Obywatelskich rozpoczęliśmy organizowanie zebrań na wioskach. Byłem za to odpowiedzialny, a struktury Solidarności Rolniczej, które weszły do komitetów, a właściwie tworzyły KO na wsiach, były obok Solidarności Robotniczej najlepiej zorganizowane. Udało nam się utrzymać te struktury w stanie wojennym i rozbudować pod koniec PRL. Zresztą wielu naszych działaczy zaangażowało się bezpośrednio i to z powodzeniem w wybory. Wspomnę tu m.in. Adama Bachledę-Curusia, Jana Smarducha wójta Nowego Targu, Jana Kupczaka, Jana Gomółkę, Tadeusza Skorupę, Jerzego Świetlika i wielu innych. Wspomniałem wcześniej, że organizowałem spotkania przedwyborcze, ale były również organizowane prawybory. Wiązała się z nimi masa pracy, w której na Sądecczyźnie, Limanowszczyźnie wspierał mnie Gabriel Derkowski. Pamiętam, jak jego wiśniową ładą przejechaliśmy setki, a może i tysiące kilometrów w sprawach wyborczych. Wybory zostały wygrane, chociaż w kilku przypadkach byli naczelnicy gmin obronili się i zostali przez nową radę wybrani na wójtów.

– Entuzjazm 1990 r. to słowo, które bardzo często przewija się we wspomnieniach z tamtego okresu. Entuzjazm towarzyszący zmianom na tak dużo skalę często zastępował brak doświadczenia. (…)

To tylko 20 proc. rozmowy. Całość przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim” – do pobrania za darmo: 

Reklama