Nie ostatni z rodu, co tak na organach gra

Nie ostatni z rodu, co tak na organach gra

Robert Ślusarek, dyrektor Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, nie tylko historią żyje. W jego duszy gra też… muzyka organowa.


Pochodzi z rodziny organistowskiej. Organistą był dziadek, choć jego talentu nie miał okazji poznać. Głęboko w pamięć wrył mu się za to wizerunek ojca, który grał w kościele co niedziela, uwrażliwiając go na piękno muzyki organowej. – Swoją praktykę organową rozpoczynałem jako trzyletni chłopiec, gdy ojciec brał mnie co niedziela na chór. Uczestniczyłem we mszy św. i obserwowałem jego technikę gry na organach. W domu pod Krakowem mieliśmy fisharmonię, na której ojciec ćwiczył, a ja oczywiście podbiegałem do niej. Najbardziej podobały mi się tony bardzo głębokie, stąd przyciskałem klawisze najniższej częstotliwości. Tak rozpoczęła się moja przygoda. Niezwykle mi się to podobało, bo uważałem, że organista odgrywa bardzo ważną rolę, zwłaszcza w kontekście ubogacania swoją muzyką piękna liturgii i śpiewu. Tak trafiłem do szkoły muzycznej pierwszego stopnia, potem drugiego stopnia i następnie do konserwatorium organistowskiego – wspomina.

Zgłębianie talentu

Grę na organach zaczął już jako siedmiolatek w kościele w Podłężu i w klasztorze benedyktynek w Staniątkach pod Krakowem. Organistą w Paszynie jest od kilkunastu lat. – Nie wyobrażam sobie świąt i niedzieli bez akompaniamentu i czynnego uczestnictwa w liturgii. Najpierw gram na organach, a potem jestem zaproszony do księdza proboszcza na znakomite śniadanie, jak to w Paszynie jest w tradycji – śmieje się. Ale dodaje też, że bycie organistą to pewnego rodzaju misja do spełnienia. – To jest też wielka przygoda z muzyką, odkrywanie nowych
horyzontów. Gdy co niedziela zasiadam przy organach, chcę zgłębiać swój talent, dopracowywać technikę, ale też sięgać po utwory dotąd przeze mnie niepodejmowane.

„Piąta ewangelia”

Jak twierdzi, to wielka przygoda i wielkie marzenie – grać utwór nie patrząc w nuty, grać go w sposób intuicyjny.

– Najpierw oczywiście uczymy się utworu, czytamy go awista, potem przekazujemy w nim emocje. Od momentu rozpoczęcia rozpoznawania utworu, do wykonania go w sposób perfekcyjny, jest daleka droga. Można powiedzieć, że nigdy się go nie da wykonać w sposób perfekcyjny, zależny od intencji kompozytora, ale zawsze można dać swoją ekspresję wypływającą z wnętrza. Zatem każdy utwór jest inny, mimo że jest zapisany. Jan Sebastian Bach nie projektował utworów na konkretną dyspozyturę, ale dawał możliwość każdemu organiście do interpretacji jego wielkiej twórczości, którą niektórzy nazywają „piątą ewangelią”.

Trzeba się wczuć w melodykę

Rodzinna tradycja organistowska w rodzinie Ślusarków nie powinna zaginąć, bo zdolności muzyczne wykazuje córka. Na razie jednak grę na kościelnych organach w Paszynie dyrektor Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu rezerwuje dla siebie. Z córką muzykuje, ale tylko w domu.

– Żeby dorosnąć do funkcji organisty nie wystarczy grać na organach, trzeba także akompaniować z ludem bożym i oczywiście wczuć się w tradycję muzyczną i charakter melodyki miejscowej. Jak przyszedłem pierwszy raz do tego kościoła i rozpocząłem grę „Gorzkich żali”, strasznie się pogubiłem, ponieważ w każdej parafii „Gorzkie żale” wykonuje się inaczej. Dlatego też słuchałem, co ludzie śpiewają i próbowałem im akompaniować. Dzisiaj, można powiedzieć, gram razem z nimi, śpiewam i „Gorzkie żale” wykonujemy wspólnie bardzo hucznie i bardzo pięknie – opowiada.

Zabytkowy instrument mistrza

Paszyn to zresztą dla Roberta Ślusarka miejsce niezwykłe.

– To tutaj zgromadzono kilka tysięcy obiektów sztuki, także sztuki naiwnej. To tutaj działali twórcy ludowi i to tutaj znajduje się jedno z największych muzeów rzeźby drewnianej w Polsce. To także wyjątkowa świątynia zaprojektowana przez Zenona Remiego w 1937 r. i zrealizowana dzięki wsparciu parafian kościoła św. Małgorzaty. W tym roku mija dokładnie 80. rocznica powołania tej parafii – wyjaśnia absolwent historii sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Tutaj znajdują się też organy o niezwykłych dziejach, które zgłębił dyrektor Muzeum Okręgowego.

– Organy pochodzą z 1882 roku. Zostały wykonane przez znanego polskiego organmistrza Ignacego Żebrowskiego, nota bene prawdopodobnie praktykował on u sławnego Cavaille-Colla, twórcy paryskich organów Saint-Sulpice czy Notre-Dame. Cavaille-Coll zmienił styl barokowy na styl romantyczny i właśnie Ignacy
Żebrowski był tym Polakiem, który wprowadził nowinki w XIX-wiecznym polskim organmistrzostwie. Te organy, jak głosi tradycja, w 1907 r. były wystawiane na paryskim Expo. Potem instrument znajdował się na wyposażeniu kaplicy klasztoru Serca Jezusowego u sióstr Sacre Coeur we Lwowie. W 1943 r. siostry przewiozły instrument do swojego klasztoru w Zbylitowskiej Górze. W 1951 trafił on do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tarnowie i dopiero w 1958 r. za staraniem ks. Edwarda Nitki do Paszyna – opowiada z pasją.

Elektroniczne organy bezobsługowe

Stare zabytkowe organy z Paszyna wymagają konserwacji. Ktoś może powiedzieć, że ich utrzymywanie, restaurowanie nie ma sensu. Jest przecież tyle nowych technicznych możliwości. Robert Ślusarek nie ma jednak żadnych wątpliwości, że muzyka organowa ma jedyny i niepowtarzalny charakter.

– Mimo tego, że wkraczamy w erę industrializacji i ubogacenia techniki muzycznej również w kościołach wprowadzane są nowe modele organów elektronicznych, czasami bezobsługowych, to jednak organy o trakturze mechanicznej, tej znanej z XVII-XVIII wieku, są ponadczasowe. To wymiar spotkania z historią, z dawnym czasem. To w jakiś sposób implikuje nas do sięgnięcia po ten instrument i jego dyspozyturę, głosy, które trudno osiągnąć w muzyce elektronicznej. Ten piękny instrument, na którym mam zaszczyt grać, w jakiś sposób wypełnia pustkę naszej codzienności, która jest także oparta o ekspresję muzyki z dawnych czasów – puentuje.

WYKORZYSTANO MATERIAŁ NAGRANY DLA REGIONALNEJ TELEWIZJI KABLOWEJ

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie:

Reklama