„Nic się nie stało” – spektakl Teatru Garnizon Sztuki w ramach 27. Jesiennego Festiwalu Teatralnego

„Nic się nie stało” – spektakl Teatru Garnizon Sztuki w ramach 27. Jesiennego Festiwalu Teatralnego

Nic się nie stało

„Nic się nie stało” – genialny spektakl Teatru Garnizon Sztuki z Warszawy, wyreżyserowany przez Piotra Ratajczaka. Genialny w każdym aspekcie – od gry aktorskiej na najwyższym poziomie (ta dykcja, ta ekspresja!), przez dynamikę, tempo, emocje i ruch sceniczny po sam scenariusz (autorstwa Piotra Rowickiego), w którym przewijają się losy największych ikon polskiej piłki nożnej. I można być laikiem i ignorantem, ale takie nazwiska jak Deyna, Boniek, Górski, Lato czy Lewandowski zna każdy, także poza granicami naszego kraju.

„Nic się nie stało”? Oj stało się, stało i to dużo. Przede wszystkim było blisko, żebym zupełnie zignorowała ten spektakl. Nie znam się na piłce, kompletnie mnie ten sport nie kręci, a idea połączenia footballu z teatrem wydała mi się z początku zbyt wydumana i ekscentryczna. Ale poszłam i gdybym miała opisać tę sztukę jednym zdaniem, to, wpisując się w konwencję języka, którym ta historia była w dużej mierze opowiedziana, musiałabym przyznać: „to było naprawdę zajebiste”.  Z ręką na sercu.

Wspaniała plejada polskich aktorów młodego pokolenia: Piotr Głowacki – niezwykle przekonujący jako Kazimierz Deyna, Maciej Zakościelny w roli zagubionego w polskich realiach Emanuela Olisadebe, Marcin Korcz jako dążący do doskonałości Robert Lewandowski, Michał Żurawski w roli kolejnych trenerów polskiej kadry narodowej, Jakub Sasak jako niepokorny, temperamentny Zbigniew Boniek, Jędrzej Wielecki w historycznie trudnej roli Ernesta Wilimowskiego i Zofia Zborowska-Wrona, która świetnie zagrała Ewę Pajor – wszyscy mistrzowsko pokazali prawdę o życiu bohaterów polskiej murawy, często dramatyczną i trudną do przełknięcia. Bo ta historia, miejscami śmieszna, miejscami wzruszająca, ale w każdej sekundzie boleśnie prawdziwa, wcale nie była tylko o nodze. Była o nas – o Polakach, o naszych brzydkich cechach, braku otwartości i nietolerancji, fobiach, zaściankowym myśleniu, o zawiści i umiejętności natychmiastowego wydawania osądu, niekoniecznie sprawiedliwego. O wartościach uniwersalnych, takich jak poczucie wspólnoty, przyjaźń, honor, pasja, patriotyzm i fair play. I o tym, że piłka to nie tylko sport, ale także bezwzględny biznes.

Po spektaklu nasunęła mi się taka refleksja, że gdyby nasza reprezentacja grała tak dobrze, jak aktorzy na scenie starosądeckiego Sokoła, to nie musielibyśmy już nigdy skandować „Nic się nie stało”.

I jeszcze jedna dygresja – w foyer przed przedstawieniem, starsza, elegancka pani zapytała dyrektora artystycznego festiwalu Janusza Michalika czy będą dużo przeklinać, zaznaczając, że nie może pogodzić się z ilością wulgaryzmów we współczesnej sztuce. Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi, stwierdziła, że ewentualnie po cichutku wyjdzie z sali. Zdarzyło się, że siedziałam tuż obok niej, kątem oka obserwując reakcje, kiedy kolejni trenerzy radośnie rzucali mięsem ze sceny. Po spektaklu podzieliła się wrażeniami, twierdząc, że w tak wspaniałej sztuce to nawet i przekleństwa znajdują swoje miejsce. A co do miejsca… to jedno miałam obok siebie wolne. I przysiadł tam na kilka sekund Maciej Zakościelny. Co tam piłka, to dopiero były emocje.

Autorką recenzji jest Kaja Cyganik.

Czytaj także: 38. Festiwal BAJDUREK – Głosowanie trwa!

Nic się nie stało Nic się nie stało Nic się nie stało Nic się nie stało Nic się nie stało Nic się nie stało

fot. Jerzy Cebula

Reklama