Nasza firma wybudowałby stadion do 2019 r. Prezydent Nowak unieważnił przetarg

Nasza firma wybudowałby stadion do 2019 r. Prezydent Nowak unieważnił przetarg

Rozmowa z Adamem Kaczyńskim, prezesem firmy S-Sport z Zabrza, specjalizującej się w projektowaniu i realizacji obiektów sportowych

– W budowie ilu stadionów w karierze zawodowej brał Pan udział?

– Jeśli dobrze liczę, to uczestniczyłem przy budowie dziewięciu stadionów.

– Przypomnijmy.

– Chętnie. We Wrocławiu stadiony Olimpijski i Miejski, Stadion Narodowy w Warszawie, stadion Górnika Zabrze, Stadion Śląski, Widzewa Łódź, Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, Zagłębia Sosnowiec i GKS-u Tychy. To te najważniejsze. I jeszcze przebudowa stadionu żużlowego w Lublinie.

– Czyli same sztandarowe inwestycje piłkarskie w Polsce. Chcieliście też budować stadion w Nowym Sączu.

– Tak, to chyba był rok 2017. Wtedy nasza oferta opiewała na kwotę ok. 60 mln zł. Stadion miał mieć pojemność na 8,5 tys. widzów. Miasto natomiast przeznaczyło na ten cel budżet 50 mln zł. Z tego powodu ówczesny prezydent Ryszard Nowak stwierdził, że poszuka tańszego rozwiązania i unieważnił przetarg, choć rozmowy były już bardzo mocno zaawansowane.

– Czego dotyczyły te rozmowy?

– W ramach dopuszczalnych przez ustawę o zamówieniach publicznych, składaliśmy różne propozycje, m.in. dotyczące szybkości budowy, ale też zmian w koncepcji oraz zakresach prac. Ponieważ przedmiotem umowy miał być zarówno projekt, jak i wykonawstwo, czyli tzw. formuła zaprojektuj i wybuduj, koszt inwestycji można było spokojnie obniżyć. A to dlatego, że np. w zakresie przygotowanego przez zamawiającego PFU (Programu Funkcjonalno-Użytkowego – przyp. red.), w specyfikacji przetargu były wpisane między innymi bandy ledowe, które stanowiły koszt około miliona złotych. Takich wydatków można było bez problemu uniknąć. Do tego dochodził jakiś specjalistyczny sprzęt do utrzymania murawy, wiec łatwo było obniżyć koszt inwestycji o co najmniej 2-3 mln zł bez ingerencji w zasadniczą część projektu, dosłownie od ręki. Można było z tych rzeczy zrezygnować, gdyby udało się kontynuować dialog z miastem. Złożyliśmy ofertę w ramach procedury przetargowej, byliśmy otwarci by negocjować jej zakres. Nasi projektanci mieli już gotowe koncepcje mieszczące się w ramach PFU oraz pomysły jak wybudować ciekawy i funkcjonalny stadion. Pan prezydent unieważnił jednak przetarg, choć nie było żadnej pewności, że nowy przyniesie bardziej korzystne rozstrzygnięcia dla miasta. Później podjęto również decyzje o rozdzieleniu zadania na dwa: projekt i wykonawstwo. Przetarg na projekt rozstrzygnięto, ale jego realizacja też napotykała na różne komplikacje i nie skończyła się sukcesem. Decyzja o rozdziale zadań, z mojego punktu widzenia, była kluczowa i błędna, gdyż w praktyce zawsze wydłuża w znaczny sposób czas budowy. Pozostawienie zadania w formie zaprojektuj i wybuduj w rękach jednego wykonawcy jest korzystne dla inwestora. Nie ma między innymi rozmywania odpowiedzialności, a prace postępują szybciej. Miasto zdecydowało inaczej i niestety skutki tej decyzji – patrząc na obecny stan budowy – są widoczne.

– Czyli można było zrezygnować z pewnych elementów, by obniżyć koszt i przyspieszyć oddanie do użytku?

– Tak. Oczywiście wszystkie aspekty związane z użytkowaniem obiektu są istotne i ja sobie zdaję sprawę, że jeśli miasta ogłaszają przetarg, to próbują kompleksowo pewne sprawy załatwić, aby nie mnożyć dodatkowych postępowań przetargowych. To zrozumiałe, bo każdy chce mieć najlepiej wyposażony obiekt, ale w przypadku, kiedy budżet inwestycji jest jaki jest, to trzeba się pochylić i zaproponować pewne uproszczenia. I myśmy to zrobili. Obok wymieniony już band ledowych i sprzętu do utrzymania murawy, w zakresie prac było też boisko treningowe i kilka innych rzeczy, które nie były konieczne na pierwszym etapie prac. Często takie duże inwestycje etapuje się. Najpierw robi się rzeczy niezbędne, a potem można dokładać kolejne elementy układanki, ale na pewno nie w tym pierwszym okresie.

– Gdybyście wygrali wówczas ten przetarg w 2017 r., to kiedy Sandecja grałaby na swoim stadionie?

– Jeśli mnie pamięć nie myli, to deklarowaliśmy, że wykonamy obiekt w terminie 18 miesięcy, maksymalnie dwóch lat. To było stosunkowo łatwe do wyliczenia, ponieważ już wtedy posiadaliśmy doświadczenie w realizacji takich projektów. Pamiętam, że nawet zaproponowaliśmy identyczne rozwiązanie jakie zastosowano przy budowie stadionu Górnika Zabrze, tzn. że budowa byłaby prowadzona w trakcie rozgrywek ekstraklasy. Ponieważ w tym procesie uczestniczyliśmy, mieliśmy niezbędną wiedzę, jak to zrobić. Górnik Zabrze nigdy nie wyprowadzał się na żaden inny stadion w czasie budowy. W Nowym Sączu też chcieliśmy taki plan wtedy zaproponować. W praktyce wygląda to tak, że po jakiejś krótkiej przerwie związanej z rozbiórką starych trybun, Sandecja miała cały czas grać u siebie. Oczywiście na mecze wpuszczana byłaby ograniczona liczba kibiców i obowiązywałby pewien reżim związany z dopuszczeniem kibiców gości. PZPN zezwala, by stadiony były tak budowane. I tak się działo choćby w przypadku ŁKS-u czy ostatnio Wisły Płock. To są przypadki budów jak najbardziej praktykowane i akurat my mieliśmy w takich rozwiązaniach doświadczenia.

– Chce Pan powiedzieć, że Sandecja nigdy nie musiałaby rozgrywać swoich domowych meczów na obcych stadionach, co musi robić od kilku lat.

– Staraliśmy się o zlecenie budowy stadionu w Nowym Sączu, kiedy Sandecja świeżo awansowała do Ekstraklasy. Widzieliśmy ten entuzjazm, który wtedy panował wśród kibiców i było dla nas oczywistym, że należy zrobić wszystko, aby drużyna mogła rozgrywać mecze na stadionie w Nowym Sączu. Rozgrywanie meczy, z konieczności, w Niecieczy, powodowało, że klub ponosił duże straty. Po pierwsze płacił za wynajem obcego obiektu, a po drugie nie generował przychodów z dnia meczowego. Poza tym, z tego co wiem, to jednak rzesze kibiców za Sandecją do Niecieczy nie jeździły, więc drużyna nie mogła też liczyć na ich wsparcie. Choćby tylko z tego powodu wszystkie kluby dążą, by mieć cały czas łączność z kibicami. To podstawa w takiej działalności. Dlatego z wielu powodów, każdy klub chce mieć własny stadion, jaki on by nie był – w budowie czy przebudowie, ale własny! Wtedy zawsze można liczyć na swoich fanów. Patrząc na aspekty sportowe i mentalne, to w takich warunkach zawodnicy zdecydowanie lepiej się czują u siebie niż na wyjazdach. Zobaczmy, że ten exodus Sandecji trwa już sporo lat. W tym czasie klub zanotował spadek poziomu i kolejne degradacje. Taka tułaczka z pewnością nie sprzyja dobrym wynikom sportowym, co zresztą widać gołym okiem. W ostatnich latach taki spadek zanotował chyba tylko Ruch Chorzów, ale tam w grę wchodziły sprawy pozasportowe. Przypadek Sandecji jest kompletnie inny i dodatkowo od wielu lat ma w budowie stadion, o czym w Chorzowie w tej chwili mogą tylko pomarzyć. Z drugiej strony przykład Ruchu może być również inspiracją, że mimo trudności można awansować rok po roku do ekstraklasy. Czego zresztą życzę w przyszłości Sandecji.

– Byliście rozczarowani jako firma, że nie dano Wam szansy realizacji inwestycji w Nowym Sączu, czy ze spokojem przyjęliście do wiadomości unieważnienie przetargu?

– Trudno w przypadku zamówień publicznych mówić o rozczarowaniu. Zamawiający ma określony budżet i ma prawo zawsze unieważnić przetarg, jeśli tak postanowi. Tak też było w Nowym Sączu. Postanowiono wybrać inna drogę realizacji inwestycji i rozpisano nowe przetargi. Ale potem najwyraźniej się coś się zmieniło. Od lat śledzę tę inwestycję i budżet został już chyba kilkukrotnie powiększany. W 2017 r. nie zdecydowano się na rozpoczęcie inwestycji, a ceny były zupełnie inne niż dzisiaj. Cały rynek, w tym mocno branża budowlana zmieniła ceny. Dodatkowo mieliśmy pandemię i wiele można by jeszcze wymieniać czynników, które miały wpływ na prowadzone inwestycje. Wydaje się, że te wszystkie uwarunkowania w połączeniu z decyzjami inwestora spowodowały, że budowa stadionu tak wyglądała. Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje mi się, że jednak nasz projekt i koncepcja budowy były optymalnym rozwiązaniem dla klubu i miasta.

– Co by to zmieniło dla Nowego Sącza i Sandecji?

– Myślę, że jeszcze przed pandemią stadion byłby wybudowany albo przynajmniej na ukończeniu. Jednak tamta decyzja prezydenta miasta – czy szerzej – władz samorządowych i komisji przetargowej, ma do dzisiaj konsekwencje, o czym głośno w całej Polsce. Jak wiemy, prezydent Ryszard Nowak nie kandydował w kolejnych wyborach, a jego następca budowę stadionu uważał za priorytet. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze i Sandecja szybko będzie miała nowy dom. Z perspektywy czasu uważam jednak, że głównym błędem była decyzja o rozdzieleniu zadania na projekt i wykonawstwo, a resztę dopełniły uwarunkowania rynkowe.

– Czy sytuacja ze stadionem, która ma miejsce w Nowym Sączu, jest odosobnionym przypadkiem czy zna Pan podobne historie w Polsce?

– Budowa obiektu sportowego stadionu jest specyficzna. Trzeba go wybudować jak najszybciej, by można było zacząć z niego korzystać. Dodatkowo, gdy mamy do czynienia z rozgrywkami na szczeblu centralnym, należy zachować ciągłości używania obiektu. Rozwlekanie takiej budowy na wiele lat to najgorsze rozwiązanie, jakie można sobie wyobrazić. Ono niczemu nie służy i zawsze wzbudza duże negatywne emocje. Dlatego prace trzeba planować tak, by drużyna jak najszybciej mogła grać u siebie, a nie tułać się po Niecieczy, Niepołomicach, a teraz Krakowie. W Polsce były budowy, które trwają wiele lat np. stadion Górnika Zabrze. Czwarta trybuna dopiero jest budowana, ale Górnik nigdy nie tułał się po obcych stadionach, a wybudowany, choć niedokończony, obiekt był wystarczający. Można w tym miejscu przywołać również przykład budowy, czy raczej remontu i rozbudowy stadionu Rakowa Częstochowa. Wybudowany został szybko, choć budzi sporo kontrowersji i na pewno nie spełnia ambicji właściciela. Ale jest, można na mim grać, a nawet zdobywać mistrzostwo Polski. Stosunkowo długo trwała również przebudowa Stadionu Śląskiego, ale inne jest też jego przeznaczenie. W przypadku budowy rozpoczętej od podstaw i prowadzonych przez jednostkę samorządową nie przypominam sobie inwestycji stadionowej, która napotykały na tak wiele problemów i trwała tak długo.

– Co w Nowym Sączu nie zadziałało, że miały miejsce takie sytuacje, kiedy wybudowany fragment trybuny trzeba było po nocach wyburzać? Niedługo potem zaczęli znikać robotnicy z placu budowy. Trzeba mieć doświadczenie w takich pracach startując w przetargu?

– Na pewno doświadczenie jest pomocne w koordynacji takiego zakresu robót. Trudno mi jednak oceniać, co konkretnie się stało w Nowym Sączu. Być może zabrakło dialogu między wykonawcą a inwestorem, służbami miejskimi oraz instytucją nadzorującą ten obiekt. Wiem, że w trakcie prac zapadła decyzja, by powiększyć projekt i zwiększyć zakres prac. Było to słuszne posunięcie, jednak dla wykonawcy generuje ono pewnego rodzaju komplikacje. Myślę, że zabrakło też trochę wyobraźni oraz analizy na etapie projektu – jaki stadion jest właściwie Nowemu Sączowi potrzebny? W 2017 r. planowany był na 8,5 tys. osób i to się wydawało optymalnym rozwiązaniem. Spełniało kategorie UEFA, czyli mogłyby się tam odbywać mecze międzypaństwowe w kategorii młodzieżowej. W tamtym czasie odbyły się w Polsce młodzieżowe mistrzostwach Europy i świata, więc wiedzieliśmy, że jest zapotrzebowanie na tego typu obiekty. Arena w Nowym Sączu spełniała wymogi odległości od lotniska, zatem niewykluczone, że impreza rangi mistrzowskiej mogła mieć swój akcent w Nowym Sączu. A wracając do tematu – ja nie wiem, co było przyczyną rozwleczenia budowy stadionu w czasie. To są wewnętrzne sprawy nadzorujących, dodam tylko, że dużo większe obiekty w Opolu i Katowicach są w trakcie realizacji i tam budowa idzie bardzo sprawnie. Zatem w Nowym Sączu z pewnością zaistniały jakieś problemy, choćby ze zmianami w projekcie. Ale przecież zmiany w projektach się zdarzają, a wręcz są nieuniknione. I właśnie w takich sytuacjach ważną rolę odgrywa doświadczenie, które pozwala szybko zareagować na zmiany. Stadiony to są fajne budowy i nie ma co ich demonizować. W Polsce w ostatnich latach powstało bardzo wiele nowoczesnych stadionów, więc można się wybrać na nie, zobaczyć rozwiązania i porozmawiać z zarządzającymi o funkcjonalności tych miejsc. Kiedy budowano pierwsze stadiony w 2010 r., to były pionierskie projekty. Teraz nowoczesnych obiektów piłkarskich jest sporo, więc jest się na czym wzorować. W 2017 r. mieliśmy już odpowiednie doświadczenie i chcieliśmy się nim podzielić z Nowym Sączem, ale skończyło się, jak się skończyło. Szkoda, że ta budowa tak długo trwa i – jak widać – kolejny raz jest na poważnym zakręcie. A wszystko to dzieje się ze szkodą dla Sandecji.

– Jeśli zostanie ogłoszony przetarg na dokończenie stadionu to jesteście skłonni wystartować?

– Nie, my już nie jesteśmy zainteresowani tym przetargiem. Stadion Sandecji to nie jest jakiś skomplikowany inżynieryjnie projekt, więc dokończenie go nie powinno przysporzyć jakichś niespodzianek. Jednak zawsze dokańczanie po kimś grozi pewnego rodzaju spychologią i jest konieczna wnikliwa inwentaryzacja przeprowadzonych prac poprzednika. Bo to dokańczający będzie odpowiadał przed zamawiającym za to, co zostało zrobione, za doprowadzenie budowy do końca i udzielenie gwarancji. Poza tym takie rozwiązanie prawie zawsze oznacza wzrost kosztów budowy i z tym musi się liczyć inwestor. Sugerowałbym inwestorowi, aby dokonał szczegółowej analizy obecnego projektu i skorzystał z uwag doświadczonych osób, aby wyeliminować wszystkie błędy i pomyśleć dwa kroki do przodu, jak stadion będzie funkcjonował. Tego typu analiza pozwoli spojrzeć na projekt i obecny stan budowy w trochę innym świetle. Paradoksalnie może to być ostatni moment, aby wyeliminować błędy i dobrze przygotować się do użytkowania stadionu. Mam na myśli m.in. zmiany w przepisach licencyjnych oraz uwarunkowania rynku kibica i oferty dla niego. Strefa biznes, spełnienie rygorów transmisji telewizyjnych, obsługa cateringowa kibiców, to obszary, które w ostatnich latach mocno się rozwijają i warto ich potrzeby uwzględnić na tym etapie budowy.

– Kiedy Sandecja ma szansę zagrać pierwszy mecz na nowej arenie?

– Nie wiem, bo tego dokładnie nie można wywnioskować z dostępnych powszechnie zdjęć, ale można się pokusić o stwierdzenie, że pół roku to realny termin, by Sandecja mogła rozpocząć nowy sezon na własnym podwórku. Czego życzę temu zasłużonemu klubowi.

Sięgnij po najnowsze wydanie DTS – dostępne bezpłatnie pod linkiem

 

Reklama