Na pierwszą próbę przyszły trzy osoby

Na pierwszą próbę przyszły trzy osoby

– Kiedy przyjechałem do waszego kraju, nie znałem języka polskiego. Żona była moim pierwszym nauczycielem. Od początku bardzo dbała, abym czuł się tutaj jak w domu. Teraz to miejsce traktuję jako moją drugą ojczyznę – mówi Georg Weiss, dyrygent Miejskiej Orkiestry Dętej w Starym Sączu. Orkiestra w tym roku obchodzi sto lat istnienia. Niemiec sześć lat temu przeprowadził się do Polski z miłości do kobiety. Połączyła ich inna miłość – do muzyki.

Z muzyką obcował od dziecka. Zaczynał od gry na trąbce. Zachęcił go do tego ojciec, którego brat był solowym trębaczem w filharmonii. Chciał, aby przynajmniej jeden z jego synów grał na tym instrumencie. Po trąbce nauczył się grać na akordeonie. Później zaczął studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Essen u prof. Reinholdta Knussta. Grał w kilku orkiestrach w Essen, Enschede w Holandii, Phorzheim i Ulm. Na Akademii Muzycznej w Bazylei studiował dyrygenturę. Ukończył również studia podyplomowe w Trosingen, Karlsruhe, Monachium, Graz i Barcelonie. W Szwajcarii prowadził orkiestry dęte.

Moim ulubionym instrumentem zawsze była trąbka, dlatego w wolnych chwilach lubiłem na niej grać – mówi niemiecki muzyk. – Zaczynałem od muzyki klasycznej, ale teraz lubię też muzykę ludową. Ważne, aby była dobrze zrobiona i wykonana. Nie można zaśmiecać uszu odbiorcy.

***

Znajomość Georga Weissa ze jego obecną żoną zaczęła się 10 lat temu. Był wtedy dyrektorem szkoły muzycznej w Lörrach w Badenii, 50-tysięcznym mieście leżącym niedaleko Bazylei. Katarzyna Kierzkowska-Weiss, która jest wicedyrektorem szkoły muzycznej I i II stopnia w Nowym Sączu szukała za granicą podobnej placówki do współpracy. Zaproszenie nadeszło z Lörrach. I tak zaczęła się wymiana szkół. Powstała wspólna orkiestra dęta, która prezentowała swoje umiejętności podczas przeglądów w kraju i za granicą.

– Wraz z rozwojem orkiestry rozwijała się nasza miłość. Postanowiliśmy się pobrać w listopadzie 2012 r. i trzy miesiące później przyjechałem do Nowego Sącza. Kto rzuca dobrą posadę w Niemczech i osiedla się w obcym kraju? Tylko człowiek bardzo zakochany – wspomina z uśmiechem Georg Weiss.

Początki życia w Polsce nie należały jednak do łatwych. Niemiec zderzył się z uprzedzeniami wobec swojej narodowości, kiedy zaczynał pracę kapelmistrza w Starosądeckiej Międzyszkolnej Orkiestrze Dętej. Sprawa rozpoczęła się od odejścia ówczesnego dyrygenta Stanisława Dąbrowskiego, który pracował z zespołem nieprzerwanie od 1990 r. Niektórym osobom nie podobało się, że będzie go prowadził ktoś inny, a szczególnie, że ma to być obcokrajowiec. Młodzież namawiano do bojkotu, na pierwszą próbę przyszły tylko trzy osoby.

        – Przyniosłem nuty, chciałem pracować, a tu nie było chętnych. Nigdy w życiu nie zdarzyła mi się taka sytuacja. Byłem zaskoczony taką reakcją – opowiada. – Pojawił się zakamuflowany hejt, który było związany z moim pochodzeniem. Na przykład krążyły hasła dotyczące trupów żydowskich. A ja przecież nie przyjechałem do waszego kraju, aby komuś strzelić w plecy, tylko dla miłości, która jest celem mojego życia  Przyznaję, że Niemcy mają obrzydliwą historię. Wiem, co kryje się pod hasłem Auschwitz i wiem, że Holokaust nigdy nie może się powtórzyć. Część naszego narodu ponosi za to odpowiedzialność i nie można się tego wyprzeć.

 ***

Muzyka ostatecznie obroniła się sama. Zaangażowanie nowego dyrygenta sprawiło, że członkowie orkiestry z czasem nabrali do niego zaufania. Miał swój cel. Chciał pokazać, co można z tą muzyką zrobić, ale przede wszystkim zintegrować zespół. Obecnie skupia 60 osób. Jest repertuar orkiestr dętych i symfonicznych, są też grane msze czy przemarsze.

– Jeśli zrobię to po łebkach, to przyjdzie garstka osób. Ja natomiast chcę, aby słuchacze mieli ucztę dla ducha, więc bardzo przykładam się do swojej pracy. Członkowie orkiestry są po szkołach muzycznych, ale mają zazwyczaj inne zajęcia czy prace, więc potrzebna była tu odpowiednia atmosfera, aby chcieli ćwiczyć dwa razy w tygodniu – podkreśla Georg Weiss. – Musi się im coś zaoferować, aby poczuli sens tego, co robią. I na szczęście to się udaje. Jesteśmy teraz partnerami. Każdy chce dodać coś od siebie dla wspólnego celu.

I idą za tym duże sukcesy. Miejska Orkiestra Dęta w Starym Sączu, która w tym roku obchodzi setną rocznicę istnienia, w ostatnich latach święci tryumfy na przeglądach i konkursach. W 2017 r. zdobyła Złote Pasmo na XXIV Międzynarodowym Festiwalu Orkiestr Dętych „Złota Lira” w Rybniku. W 2018 r. zdobyła wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Orkiestr Dętych im. Józefa Szweda w Tarnowskich Górach. Posypały się zaproszenia na festiwale do Rumunii, Włoch i Chorwacji.

– Bez mojej żony nie byłoby to możliwe. Doradza merytorycznie członkom zespołu. Gra na flecie, przerabia ze swoją sekcją nuty. Jesteśmy spełnieni w tym co robimy. Ludzie chcą przychodzić na nasze koncerty, biją nam brawo. Jesteśmy dumni z tego, co zagraliśmy – zaznacza niemiecki dyrygent.

 ***

Sukcesy muzyczne sprawiły, że Georg Weiss coraz lepiej czuje się w Polsce i w samym Nowym Sączu. To co najbardziej docenia to gościnność. Znajomi chcą przyjąć go jak najlepiej. Na spotkaniach towarzyskich jest zawsze suto zastawiony stół. Do gustu przypadły mu polskie dania, szczególnie bigos, pierogi czy barszcz.

 

 – Uwielbiam polską kuchnię. Jest podobna do naszej, ale bardziej pikantna, co mi bardzo odpowiada. Wszystko jest bardzo smaczne, ale jest tego zdecydowanie za dużo(śmiech) a trzeba wszystko zjeść do końca, bo inaczej gościna jest nieudana. Staram się jak mogę temu sprostać, bo nie lubię marnować jedzenia – dodaje.

Żona Georga Weissa gotuje w domu  po polsku. Od początku ich związku przybliżała mu bogate polskie tradycje. Na Wigilię przygotowała dwanaście potraw.

– Byłem zaskoczony, że jest ich aż tyle. To mnie przerosło. Mnie wystarczyłoby pięć dań i też byłoby dobrze. Najważniejsze było to, że spędziliśmy ten czas razem – wspomina z uśmiechem.

***

W beczce miodu nie może jednak zabraknąć łyżki dziegciu. Georg Weiss przyznaje, że to co mu tutaj wciąż przeszkadza to chaos administracyjny i zbyt duża biurokracja. Z tym problemem zetknął się, kiedy chciał zagłosować w wyborach samorządowych. Pracownicy nowosądeckich urzędów nie wiedzieli jak w tej sytuacji postępować z obcokrajowcem. Trzeba było pisać podania do kolejnych instytucji w Polsce i Niemczech.

– To była strata czasu, więc sobie odpuściłem. Dla mnie jest oczywiste, że jak idę do urzędu w Niemczech to wyciągam bloczek i wszystko załatwiam w jednym miejscu. Tak było na przykład w przypadku zakupu auta. Formalności trwały pięć minut – mówi Weiss. – Uważam, że Polacy spędzają zbyt dużo czasu w kolejkach. A można, by było go spożytkować na coś przyjemniejszego, choćby w kawiarni czy na spacerze w parku.

To co go jeszcze razi wśród Polaków, to nadmierne używanie wulgaryzmów na co dzień. Szczególnie dotyczy to młodych ludzi, czy nawet dzieci.

– Już chyba nawet tego nie zauważają. Czasem pytam ich na ulicy, co im to daje? Nie potrafią odpowiedzieć. Są zdziwieni, że ktoś to dostrzega.

Mimo tego niemiecki muzyk docenia spokojne życie na prowincji, podziwia piękne okolice, ale lubi też gwar dużych miast.

        – Warszawa może równać się z innymi metropoliami w Europie. Tam jest wszystko. Bardzo lubię też klimat Krakowa, gdzie można usłyszeć na ulicy czy w restauracji niemal wszystkie języki świata. Fajne melodie.

Polskę uważa za swoją drugą ojczyznę. Czuje się tu jak u siebie. Przyznaje jednak, że pasję podróżowania ma we krwi i nie zamierza zbyt długo siedzieć w jednym miejscu. Mieszkał w wielu miejscach w Europie i jest do tego przyzwyczajony.

– Cieszę się, że starosądecka orkiestra ma się czym pochwalić. Widzę, że jej członkowie dbają, aby dalej istniała. Liczę, że będą ją nieść i ciągnąć coraz wyżej, bo ja nie będę tam przecież do końca życia. Mam 66 lat i chcę zwiedzać oraz odkrywać świat. Dla mnie nieważne są granice, tylko człowiek.

 

       

Monika Chrobak

Fot. Roman Wiśniak.

Reklama