Miasto płonęło, a sądeczanie… nie chcieli pożyczyć do gaszenia wiader

Miasto płonęło, a sądeczanie… nie chcieli pożyczyć do gaszenia wiader

Dzisiaj mija 130. lat od największego pożaru w dziejach Nowego Sącza. Wybuchł 17 kwietnia 1894 r. w sądeckiej piekarni Hebenstreita przy ul. Dunajewskiego i zniszczył całą północno-zachodnią część miasta. Spłonęły m.in. domy w Rynku, ratusz, poczta, klasztor jezuicki, gimnazjum, synagoga i młyn. Około trzech tysięcy osób straciło dach nad głową. Żywioł w różnym natężeniu szalał w mieście blisko dwa tygodnie. Był to kolejny duży pożar w historii miasta, zmieniający na trwałe jego krajobraz.

Sądecki pożar wybuchł z tego samego powodu, co wielki pożar Londynu 2 września 1666 r., kiedy to duża część miasta spłonęła od ognia również z piekarni przy Pudding Lane. Efektem pożaru w Nowym Sączu była m.in. konieczność wybudowania nowego ratusza, który to projekt na lata podzieli lokalną opinię, wzbudzi wielkie emocje i kontrowersje.

O sytuacji pożarowej w mieście w tamtych latach pisze m.in. Julian Dybiec w „Dziejach miasta Nowego Sącza”:

(…) Nieustannie czuwano, by nie stwarzać sprzyjającej okazji do powstawania pożarów. Nakazywano rozbierać drewniane szopy, zmieniać słomiane dachy na wykonywane z gontów lub materiałów niepalnych. Wydawano zalecenia dla kominiarzy, by spełniali swoje obowiązki i surowo zakazywano przechowywania nafty w pomieszczeniach drewnianych. Częściowo te zarządzenia wiązały się również z utrzymaniem bezpieczeństwa budowlanego (…) Bezpieczeństwo miasta zależało od opracowania i przestrzegania pewnych zasad, ale także od możliwości finansowych utrzymania potrzebnego sprzętu. Ważne było ustalenie rejonów budownictwa z materiału łatwopalnego, tzw. rejonów ogniowych. Inicjatywa wyszła 1870 r. od radnego i zarazem naczelnika straży Jana Obrechta. W wyniku obrad komisji i dyskusji na posiedzeniach rady miejskiej uchwalono wyodrębnienie dwóch stref ogniowych. W pierwszej, czyli w obrębie miasta wszystkie budynki miały być stawiane tylko z „twardego materiału”, a stare reperowane tylko twardym budulcem. W strefie drugiej domy mieszkalne miały być wznoszone z kamienia lub cegły, a wszystkie inne z drewna (…) Z rejonu pierwszego wykluczono nawet papę jako środek pokrycia domów. Przepisy pożarowe wiązały się z rozporządzeniami wydawanymi przez radę, które nakazywały w centrum miasta wznosić tylko piętrowe budynki. Na posiedzeniu rady 24 kwietnia 1894 r. uchwalono, że w Rynku, ulicy Krakowskiej i Jagiellońskiej nie wolno budować domów parterowych (…)

O wiele trudniej dochodziło do zakupu potrzebnego sprzętu przeciwpożarowego. Wydatki musiał być znaczne, a miasto nie miało zbyt dużo pieniędzy i zazwyczaj dopiero pożary zmuszały do większych zakupów. Przykładów sporów o zakup potrzebnego sprzętu do gaszenia można byłoby przytoczyć wiele. W 1869 r. radny Wurth w imieniu rady ogniowej przedstawił wniosek zakupu dwóch sikawek konnych nowszej konstrukcji, inni radni postulowali z braku funduszów zakupić tylko jedną (…) Sprzęt zakupowano stale, ale jak się wydaje, nie był on wystarczający. Producenci sikawek nie chcieli zgadzać się na uiszczenie należności ratami. W 1874 r. wiedeńska fabryka nie zgodziła się, by 2 000 złr za sikawkę i wodociąg żelazny do studni miejskiej spłacano aż przez pięć lat i władze miejskie musiały zrezygnować z sikawki i zakupiły u Knasta i Wernereutera w Wiedniu tylko urządzenia wodociągowe. Pożar w 1874 r. zmobilizował do większych zakupów. Uchwalono wówczas nabyć między innymi sikawkę w Wiedniu za 1707 złr, 15 hełmów, dwa wozy z beczkami na wodę, a przerobić trzy dotychczasowe wozy i zbudować rezerwuar wody w rynku. Wszystko to okazało się konieczne, gdyż podczas pożaru mieszkańcy nie chcieli pożyczyć do gaszenia wiader. Trzeba było zakupić także 300 konopnych wiader i rozdać je za opłatą właścicielom domów. 1874 r. okazał się również przełomowym pod innym względem. Utworzono wówczas niezależnie od miejskiej płatnej straży ogniowej straż ochotniczą. Potrzebne sprzęty zakupowano w Wiedniu, Pradze i innych miastach. W 1884 r. zatwierdzono umowę z fabryką w Pradze o zakup między innymi za dużą sumę 1000 reńskich sikawki na czterokołowym wozie, czterometrowej drabiny składanej, 60 metrów węża, 100 wiader dla magistratu i zgłaszających się mieszkańców. Duże zakupy uchwalono w 1890 r. po nowym pożarze. Miały one objąć 400 metrów węża, 500 konewek 400, 150 osęk i 12 beczkowozów (…)”

Czytaj również: https://www.dts24.pl/strazackie-wspomnienia-powodz-spustoszyla-region-i-zabrala-6-osob/

Reklama