Nowy Sącz/ Gorlice. Lekarz aresztowany. Prowadził bez uprawnień, nie przyznaje się do winy. Poszkodowanego ratowali pracownicy pobliskiej firmy

Nowy Sącz/ Gorlice. Lekarz aresztowany. Prowadził bez uprawnień, nie przyznaje się do winy. Poszkodowanego ratowali pracownicy pobliskiej firmy

Wobec 64-letniego lekarza Andrzeja Sz. z Nowego Sącza, który jest podejrzany o śmiertelne potrącenie mężczyzny w Gorlicach, zastosowano środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztu. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.

Do tragicznego zdarzenia doszło 15 grudnia koło godziny 7. rano na ulicy Bieckiej w Gorlicach. 50-letni mężczyzna zginął na miejscu. Poruszał się o kuli. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Po nagłośnieniu wypadku przez media i apelu do potencjalnych świadków, potencjalny sprawca około południa pojawił się w Komendzie Powiatowej Policji w Gorlicach.

Jak się okazało, mężczyzna jest lekarzem z Nowego Sącza i pracuje w gorlickim szpitalu. Tam też, na wewnętrznym parkingu szpitala znajdowało się rozbite, osobowe Audi, którym jeździ. Mężczyzna w ubiegłą sobotę (16 grudnia) usłyszał zarzut zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczki z miejsca zdarzenia, zarzut nieudzielenia pomocy osobie pozostającej w niebezpieczeństwie, a także zarzut kierowania pojazdem po cofnięciu uprawnień. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu złożyła wniosek do sądu o zastosowanie wobec podejrzanego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu.

„Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy” – przekazał PAP prokurator Michał Trybus z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.

Medyk nie przyznał się do winy i odmówił odpowiedzi na pytania zadawane przez prokuratora. Dzisiaj zostanie przeprowadzona sekcja zwłok 50-latka, który został śmiertelnie potrącony. Wyniki badań pokażą – jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu. Lekarz w momencie zatrzymania był trzeźwy, jednak od zdarzenia do momentu aż pojawił się komendzie minęło około pięć godzin.

Ratowali go pracownicy firmy

,,Zajmowałem się swoimi codziennymi obowiązkami, kiedy zadzwonił do mnie kolega, że chyba coś dzieje się przed naszą firmą i chyba ktoś potrzebuje pomocy. Wybiegliśmy na drogę przed budynkiem zabierając ze sobą defibrylator AED, który mamy w recepcji. Akurat w tym samym czasie na miejsce zdarzenia dotarł patrol policji, więc ja obsługiwałem defibrylator, a jeden z policjantów wespół z moim kolegą wykonywali masaż serca potrąconemu mężczyźnie. Wykonaliśmy trzy pełne cykle, a potem oddaliśmy poszkodowanego w ręce medyków, ci próbowali przywrócić mu funkcje życiowe przez kolejne 45 minut – relacjonują w rozmowie z dziennikarką portalu Gorlice24 pracownicy firmy, która znajduje się nieopodal miejsca zdarzenia. Obaj mają przeszkolenie z pierwszej pomocy, jeden jest strażakiem OSP. Więcej przeczytacie —> TUTAJ.

Czytaj także: Włamanie na ogródkach działkowych. Wandale korzystają z nieobecności właścicieli

Fot. KPP Gorlice/  Gorlice24.pl / 

 

Reklama