KŹK 2023: Ania Dąbrowska i Dżem [RELACJA]

KŹK 2023: Ania Dąbrowska i Dżem [RELACJA]

„Znowu jadę do ciebie sam, znowu jadę do ciebie”, to nie będzie relacja z Dawida Podsiadły (choć chciałoby się, może kiedyś), lecz z pierwszego weekendu pewnego małomiasteczkowego cyklu koncertowego o epickim rozmachu i zarazem mojej międzymiasteczkowej odysei tam i z powrotem. Dziesięciu pomuzycznych rozstaniach i domuzycznych powrotach. Jak dopisze zdrowie, pogoda i dotarty bieżnik w oponach. Oby. Ale to nie o mnie, gdyż kogo to obchodzi, ale o wydarzeniu Krynica Źródłem Kultury, którego 9. edycję uznaję za otwartą. Przywożę wam zatem garść informacji z pierwszych dwóch wieczorów i z kolejnych przywozić będę. Krótko, zwięźle i refleksyjnie. Tak więc…

Ania Dąbrowska otworzyła scenę Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju samą sobą w studyjnym przekroju, podrasowanym znanymi i lubianymi singlami ze znanych i lubianych filmów, jedną nowością i jedną niespodzianką, o których z chwilę. Artystka o bądź co bądź niemałym dorobku, dysponująca szerokim wachlarzem repertuarowych zagrywek, mająca z czego wybierać, a widownia – czego słuchać, zamknęła całość w ultrakrótkim, gdyż godzinnym secie. Ale nie w ilości, ale jakości i kondensacji wrażeń sprawy clou, choć i tu warto zaznaczyć, że dziewczyna nie przyjechała do Krynicy-Zdroju sama, lecz aż z dziewięcioosobową i piekielnie zdolną ekipą wspierającą: Robertem Cichym (gitara), Marcinem Ułanowskim (perkusja), Marcinem Cichockim (klawisze), Jackiem Szafrańcem (gitara basowa), Marcinem Gańko (saksofon), Łukaszem Korybalskim (trąbka) oraz wspaniałymi siostrami Melosik i Olą Nowak, które oprócz tego, że wspierały wokalistkę w chórkach, otrzymały swoje pierwszoplanowe pięć minut, wykorzystując je bardziej niż w pełni. Było krótko, acz konkretnie. Z humorem i w instrumentalnie rozbuchanym formacie.

Ania Dąbrowska | fot. Grzegorz Korzec Fotografia

Ale do konkretów i w porządku chronologicznym: „Nieprawda”, „Czekam…”, „Trudno mi się przyznać”, „Across 110th Street”, „Nigdy nie mów nigdy” i stop, gdyż w tym momencie scenę zaanektowały na chwil kilka niesamowite siostry Melosik numerem „Wszystko jedno” z ich debiutanckiej płyty „Znam na pamięć dalszy ciąg” (2022). Następnie powrót do repertuaru gwiazdy wieczoru i „W spodniach czy sukience”, „W głowie”, „Porady na zdrady (Dreszcze)”, „Tego chciałam”, „Serce nie sługa” i nowy singiel i zarazem zwiastun jej nadchodzącego LP, czyli „Ktoś inny”. Na koniec „Charlie, Charlie”. Set główny wzbogaciły ponadto, lecz już na bis, dwie kompozycje: „Z tobą nie umiem wygrać” oraz niespodziewane wykonanie „Mamma Mia” (ABBA) do spółki z Olą Nowak.

Zawsze bardziej niż muzyka Ani Dąbrowskiej, ujmowała mnie warstwa tekstowa, a może precyzyjniej – sposób, w jaki dźwięk i wokal „grają” ze słowem, by wynieść wydawałoby się zwyczajny, radiowy kawałek do czegoś, co nie tyle fizykalnie, co mentalnie sięgnie w słuchaczu głębszych rejonów. Czegoś wydawałoby się niekompatybilnego z gatunkiem, który uprawia. Nazwijcie to inteligentnym popem – ja nazwę to po prostu dobrze przemyślaną twórczością. Okazuje się, że ta formuła sprawdza się w jej przypadku od lat i to nie tylko w singlowych i albumowych wcieleniach, ale także w scenicznym stawaniu się i zjednywaniu sobie widowni. Głębokie połączenie intymności warstwy tekstowej z muzyczną otwartością i bezpretensjonalnością. Taki właśnie był dla mnie pierwszy koncert pierwszego weekendu Krynica Źródłem Kultury.

Maciej Balcar | fot. Grzegorz Korzec Fotografia

Kto pamięta ubiegłoroczną edycję KŹK, ten wie, że domykał ją zespół Dżem, występem wyjątkowym (jeżeli można to tak ująć), gdyż stanowiącym wymowny gest solidarności z narodem ukraińskim. Set przybrał wówczas bardziej niż zwykle stonowany charakter, iście poznawczy, niosący za sobą niby wiadome i niezmienne od strony muzyki i treści, ale całościowo zupełnie inne ze względu na świeży, wojenny kontekst.

Pomimo tego, że w temacie wojny niewiele się zmieniło, sobotniego wieczoru biły już ze sceny zupełnie inne emocje: o niebo intensywniejsze, krzykliwsze, skłaniające do poddania się zabawie. Dżem już swoje zrobił, ludzie go pokochali i kochają nadal. I nic nie wskazuje na to, by w tej kwestii miało się coś zmienić. W Krynicy zaś wykonali robotę. Nie tyle imponującym wokalem Marcina Balcara z mocno odczuwalną gdzieś w eterze osobą Ryśka Riedla, rozciągniętymi do granic możliwości partiami instrumentalnymi (szczególnie w „Whisky”), budowaną dramaturgią czy muzyczną emfazą, kiedy do głosu dochodziła iście hendrixowska gitara Jurka Styczyńskiego – lecz prawdą i szczerością. Tym wszystkim, co wpisane jest w ich artystyczne DNA. A set wypełnili klasycznym repertuarem z albumów: „Cegła” (1985), „Zemsta nietoperzy” (1987), „Tzw. przeboje – całkiem Live” (1988), „Najemnik” (1989), „Detox” (1991) oraz „Autsajder” (1993), jak również tych zarejestrowanych za Balcara, czyli odpowiednio „2004” (2004) oraz „Muza” (2010).

W klasycznym składzie: Jerzy Styczyński (gitara), Adam Otręba (gitara) i Beno Otręba (gitara basowa), Zbigniew Szczerbiński (perkusja), Janusz Borzucki (klawisze) oraz etatowy od przeszło dwóch dekad frontman grupy Maciej Balcar (wokal), Dżem pokazał to, z czego słynie i co umie rozbić najlepiej, a mianowicie wzruszać i porywać do rockowego szaleństwa. Koncert rozpoczął się subtelnym „W drodze do nieba”, a później było już tylko „Do przodu”, „Wokół sami lunatycy”, „Gorszy dzień”, „Do kołyski”, „Ćma barowa”, „Jak malowany ptak”, „List do M.”, „Naiwne pytania”, „Szeryfie, co tu się dzieje?”, „Czerwony jak cegła”, „Harley mój” i „Wehikuł czasu” na domknięcie całości. Zespół bisował dwukrotnie kawałkami „Partyzant” i premierowym „Ty wiesz, ja wiem” – zwiastunem nowej, zbliżającej się wielkimi krokami studyjnej płyty. Na drugie wyjście nie trzeba było długo czekać. „Autsajder” i „Whisky” stanowiły zwieńczenie tej niemal dwugodzinnej muzycznej uczty dla duszy i ciała.

Adam i Beno Otrębowie | fot. Grzegorz Korzec Fotografia

Mało kogo stać na konkluzje wychodzące poza powtarzane do znudzenia, jakkolwiek prawdziwe, komunały o tym, jaką to niekwestionowaną legendą polskiej sceny i jednym z najważniejszych rodzimych grup rockowo-bluesowych jest Dżem. W tym temacie nie będę oryginalny, gdyż być nie mogę. Sobotniego wieczoru po raz wtóry zadziała się magia. Zespół podarował licznie zebranej widowni kawał autorskiej muzyki o luzackim, beztroskim, ale i o tym poważnym, zgłębiającym jasną i ciemną stronę życia – charakterze. I co najważniejsze, trafiającej prosto w serca. Czas umyka, a oni nie zwalniają tempa, chcą nie tyle grać swoje, co dawać nowe, czego dowodem niech będzie zagrany na bis premierowy numer.

Ja jednak, jak zwykle stęskniony i głodny słuchania bluesa i rocka na żywo, kończę już kolejny tekst o Dżemie po to tylko, by załączyć wsteczne odliczanie do powtórnego z nimi spotkania. Każdy ich koncert to święto i zarazem przypomnienie długiej i bogatej historii Polski – tej blues-rockowej, ale i sylwetek piekielnie utalentowanych ludzi, ambasadorów gatunku, któremu pozostają wierni od lat. O tym zawsze warto przypominać, tulić i kochać.

Foto: Grzegorz Korzec Fotografia, Video: Bartosz Szarek

Reklama