Język szwedzki mnie rozpromienia

Język szwedzki mnie rozpromienia

23-letnia Emilia Długa zdążyła już odwiedzić 50 państw na świecie. To zaledwie jedna czwarta tego, co planuje na najbliższe lata, bo pasjonuje ją cały świat. Wychowana w Bieszczadach, studiuje w Krakowie, a jako Globfoterka jeździ po całym globie i pisze o tym na blogu. W Nowym Sączu opowiadała w MCK Sokół o swoim rocznym pobycie w Laponii, a dla DTS zdradziła o wiele więcej…


– Co sprawiło, że Twoje życie zamieniło się w podróż?

– W zasadzie zawsze było podróżą. Już od dzieciństwa lubiłam poznawać nowe miejsca. Jeśli miałabym wyróżnić konkretny moment, w którym zaczęłam bardzo intensywnie podróżować, to był to okres nauki w liceum, kiedy rozpoczęłam swoje pierwsze samotne podróże z plecakiem. Później apetyt tylko rósł.

– W którym miejscu na świecie poczułaś, że sobie radzisz, że podróże to jest to?

– To była Norwegia, a także inne kraje, które wydawały mi się wtedy nieosiągalne. Jednak przełomowym krokiem w świecie podróży były zdecydowanie Indie. Uświadomiły mi, że nie ma rzeczy niemożliwych i bardzo otworzyły moje oczy na świat, rozszerzyły horyzonty. Od początku ta podróż była niesamowicie intrygująca i była też wielkim
wyzwaniem, bo był to mój pierwszy tak daleki wyjazd. Kiedy dotarłam na miejsce, byłam bardzo przejęta ubóstwem ludzi i ich dramatyczną sytuacją życiową. Zostałam wychowana w zupełnie innym kręgu kulturowym i rościłam sobie prawo do tego, żeby wiedzieć, czym jest szczęście. Później sobie uświadomiłam, że nie mam prawa oceniać. Kiedy widziałam uśmiech tych ludzi, który towarzyszył im pomimo wszystkiego, doszłam do wniosku, że są bardzo różne definicje szczęścia. W zależności od tego, w jakim miejscu na świecie się urodziliśmy, w takim rytmie to życie się toczy.

– Początek Twoich podróży to Skandynawia, gdzie zresztą wróciłaś. Zamieszkałaś nawet na rok w Laponii. Jak do tego doszło?

– Trudno jest podać główny czynnik, który wskazał na Skandynawię. Nigdy nie było bardzo istotnego powodu, dla którego wybrałam akurat filologię szwedzką i postanowiłam poświęcić trochę życia temu państwu i temu regionowi. Jednak w miarę gdy poznawałam Skandynawię, zaczęła mnie ona kusić i intrygować jako miejsce nieodkryte i nieskażone turystyką masową. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a sama Laponia oferuje bardzo unikalne doświadczenia.

– Na przykład spotkania z reniferami. Jakie to zwierzęta?

– Bardzo urocze, łagodne i dla mnie zawsze w jakiś sposób będą się kojarzyć ze świętym Mikołajem. Są też stosunkowo małe, to zwierzęta niezbyt pokaźnych rozmiarów. W ludzkiej świadomości figurują też jako dzikie zwierzęta pasące się na zboczach gór, co jest nieprawdą. Nie ma dzikich reniferów, są hodowlane. Prowadzą półdziki tryb życia, ale każdy ma swojego właściciela. W przeciwieństwie do Islandii, gdzie żyje sobie dzielne, małe stadko na wolności.

– Można się znudzić widokiem zorzy polarnej?

– Według mnie (…)

Przeczytaj całość w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

Reklama