Jerzy Treit dla DTS24: „Mam pewien dług wobec tego miasta”

Jerzy Treit dla DTS24: „Mam pewien dług wobec tego miasta”

Jerzy Treit, wywiad, malarstwo, Nowy Sącz, wystawa, sztuka

Minęło dziewięć lat od ostatniej prezentacji obrazów Jerzego Treita w Nowym Sączu. Artysta postanowił przypomnieć o swojej twórczości w rodzinnym mieście, czego efektem będzie kameralna wystawa w najbliższą sobotę. 

Można domyślić się, że tytuł wystawy nawiązuje zapewne do trybu życia, jaki prowadzisz przez ostatnich kilka lat swego życia. To dobra interpretacja?

Zdecydowanie tak. Skąd taki tytuł wystawy? Po pierwsze dlatego, że w ogóle samo malowanie obrazów, to swego rodzaju podróże. Podróżami również jest moje ciągłe przemieszczanie się geograficzne po całej Europie, od właściwie wielu lat. Nie są to ilustracje pewnych miejsc ani pejzaży, czy konkretnych ludzi albo poszczególnych scen. Jest to raczej zbiór moich odczuć, które potem są zapominane i dopiero przypominam sobie o nich w pracowni, kiedy ponownie wchodzę w ich klimat. 

Wystawa w Nowym Sączu ma być nawiązaniem do punktu wyjścia, jakiejś genezy twórczości, czy to raczej spuentowane pewnego etapu życia? 

– Dlatego ponownie wybrałem Nowy Sącz, ponieważ mam pewien dług wobec tego miasta i wszystkich moich znajomych, przyjaciół i przede wszystkim rodziny. Chcę po prostu wypełnić tę dziesięcioletnią lukę, kiedy mojej twórczości tutaj nie było. W zanadrzu mam jeszcze pewne projekty związane z tym miastem, ale o tym pewnie będę z czasem informował. Natomiast na dziś mamy konkretną wystawę, zbiór prac od 2019 aż do 2024 roku i stanowi on taką małą retrospektywy tego, co działo się u zarówno u mnie na co dzień, jak również w moim życiu artystycznym.

 

Wspomniana retrospekcja ma być podsumowaniem minionego czasu, czy bardziej wstępem do czegoś zupełnie nowego w twórczości?

– Nowy Sącz traktuję jako mój początek drogi artystycznej, dlatego towarzyszą mi nieustannie wspomnienia z wczesnych lat, kiedy uczyłem się tutaj właściwie technik rysowania. Bardzo dużo szkicowałem, przebywałem w wielu miejscach, chodziłem nad Dunajec, wędrowałem po górach, spacerowałem po mieście i odwzorowywałem napotkane szczegóły. To w tym mieście miałem swoją pracownię, powstawały tam różne ciekawe urealnienia moich inspiracji. Tworzyłem wówczas bardzo dużo portretów, martwej natury, pejzaży. Ciekawiło mnie wszystko, to co rozgrzewało moją wyobraźnię. Budowałem w sobie taką komunikację tego co widzę, żeby przenieść to na powstający obraz. Obserwacje powodowały we mnie pewne wibracje, energia do przeniesienia na płótno. To wymagało wówczas pewnej wolności, którą miałem. To nie wychodziło z intelektu, a właśnie z takiej wewnętrznej chęci malowania. Właśnie to uczucie nabyte w Nowym Sączu było we mnie podczas późniejszych podróży.

Te podróże, to sporo miejsc i czasu, który przeminął. Czym się inspirowałeś wybierając konkretne obrazy do zaprezentowania w Nowym Sączu? 

– Wybór tych prac, a jest ich tutaj powieszonych kilkanaście, to właśnie pod tym kątem wspomnień z moich podróży. Są prace związane z takimi miejscami, gdzie mieszkałem, jak Francja czy Hiszpania. Z polskich miast Warszawa oraz Wrocław. Inspirowałem się tam poszczególnymi elementami architektury, ale także spotkanymi tam ludźmi. W mojej sztuce interesuje mnie również bardzo mocno człowiek i jego otoczenie. Można przecież żyć nie patrząc tylko w chodnik. Trzeba mieć głowę uniesioną wysoko do góry, aby zobaczyć właściwie cały otaczający nas świat. Staram się to pokazywać i mam nadzieję, że oglądający moją wystawę, znajdą właśnie te elementy i nie będą się nudzić. Odkryją te moje wspomnienia.

Wspominasz o inspiracjach. Jak właściwie działa Twój proces tworzenia?

 – Pomysł bierze się z pewnych sytuacji, które mnie zauroczyły. To są momenty najczęściej czysto plastyczne, czyli zestaw kolorów, czy kawałek muru. Tak jak na przykład w Walencji, która jest miastem, gdzie praktycznie w każdym jednym miejscu jest sztuka uliczna. Street Art. To są moje zachwyty nad światłem, które pada lub widok na morze, albo na rośliny. Wyszukuję również detale. Bardzo mnie one interesują detale. Niektóre wręcz powodują we mnie czy inspirują mnie, choć nie lubię tego słowa, do abstrakcyjnego patrzenia na naturę. Czyli nie określam tego, że to jest drzewo, czy jakiś układ ulic albo świateł, tylko widzę to w inny sposób. Ten widok gdzieś we mnie jest i noszę to w sobie, podróżuję z nim. W momencie, kiedy znajduję się sam na sam ze sobą i się wyciszam, puszczam sobie muzykę albo robię sobie spacer po górach i kiedy wracam do pracowni, to powstają obrazy. Tak naprawdę trudno określić skąd one właściwie wówczas są. Bo tak jak mówię, nie jest to narracja, nie jest to ilustracja. Czasami jest to teatralne ujęcie po to tylko, aby bawić się z widzem w pewne zagadki. Ja tylko sugeruje pewne formy, kolory i kompozycje, natomiast cała reszta dzieje się u widza. Niejednokrotnie mi się zdarzało, że kilka osób na temat jednego obrazu mówiło, że jest smutny, a inni określali jako wesoły. Czasami uznawali, jako agresywny, a ktoś kolejny przeciwnie.

No tak, trudno uznać te prace za jednoznaczne, albo oczywiste. 

– Ważny jest rzeczywisty odbiór przekazu, jaki niesie ze sobą obraz. Powoduje on, że to malarstwo zaczyna żyć zupełnie swoim życiem. Jeżeli ktoś kupi sobie taką pracę, a one wszystkie są na sprzedaż, to później w swoim domu prawdopodobnie przeżywa tę energię bardzo osobiście. Sam wybór miejsca do ekspozycji obrazu w domu, to też bardzo indywidualna decyzja. Tak naprawdę, właściwie te moje obrazy, po przekazaniu nabywcy już nie są moje. Staram się nie przywiązywać do obrazów, chociaż mam kilka prac, które chowam przed innymi, bo tworzę sobie moją własną kolekcję. Niektóre z tych prac, które zostawiam są dla mnie dokumentacją pewnych etapów. Tam, gdzie zaczynam nowe myślenie, każdy nowy obraz dla mnie jest nowym wyzwaniem. To wszystko później jest w pewnym sensie jakimś kolażem. Moje obrazy najczęściej, z tego jakie mam informacje zwrotne od moich kolekcjonerów, się zwyczajnie nie nudzą. Prawdopodobnie dlatego, że są właśnie skomponowane z wielu elementów. Z wielu podróży. Zdarza mi się też bardzo często robić zdjęcia z przybliżenia pewnych elementów czy przyrody, czy światła.

 

Podróże i częsta zmiana otoczenia, to zapewne najlepsza ze wszystkich oraz bogata w różnorodność paleta inspiracji, z których później możesz czerpać przy malowaniu swoich obrazów.

– Zawsze unikam rutyny. Staram się być od niej wolny i nie powtarzać się w swojej twórczości. Jeżeli czuję, że powielam coś lub jeśli coś mi idzie za łatwo malując prawą ręką, to bardzo często przekładam pędzle do lewej. Zresztą maluję czasem jedną, a czasem drugą. Zdarza się nawet obiema naraz, dla szerszego spektrum ruchów. Kładę ogromny nacisk na kolor. Dla mnie on jest bardzo istotny i praktycznie najważniejszy. Często, gęsto od światła i barw wychodzi cały obraz, a także jego koncepcja. To właśnie one oddają całą energię, którą napotykamy w życiu. 

Powiedziałeś, że masz jeszcze w planach pewien projekt w Nowym Sączu, więc jak należy interpretować tę najbliższą wystawę, jako przedsmak czegoś większego?

– Ostatnia moja wystawa w Nowym Sączu, którą zorganizowałem, to był 2015 rok. Taki właściwie wernisaż dla przyjaciół z dawnego środowiska kultowej sądeckiej “Ratuszowej” czy “Cechowej” Te miejsca, w ogóle to miasto, kiedyś miało inne wibracje. Już prawie dziesięć lat mija od tego właśnie momentu, kiedy mieszkańcy w mieście mojego dzieciństwa, mogli na żywo mieć styczność z moją twórczością. Oczywiście są dzisiaj media społecznościowe, czy portale internetowe, ale odbiór sztuki w ten sposób jest przecież zupełnie inny. Chcę więc ludziom tego dostarczyć, samemu też poczuć obecny artystyczny klimat Nowego Sącza. Ta wystawa więc jest unikatowa, wyjątkowa, a co będzie później? Czas pokaże. Ja już tak mam ze swoim malarstwem, że zawsze łatwiej jest mi zacząć. Następnie jakoś kumulować tę wizję, ale zwieńczenie pracy to już zupełnie inna emocja. Coś trudnego, kiedy mam sobie powiedzieć stop podczas tworzenia danego obrazu. Dlatego nie będę ograniczał tej wizji o mojej artystycznej obecności w tym mieście. Niech się na nowo rozpocznie. 

Wernisaż odbędzie się w najbliższą sobotę o godzinie 18:00 w lokalu przy ulicy Kościuszki 19

                                                                                     Rozmawiał Michał Śmierciak, fot. arch. Jerzy Treit

 

Czytaj także: Nie chcę mieć poczucia, że czegoś nie spróbowałam [Adrianna Kmak]

 

 

 

 

Reklama