Japończycy robią wszystko, żebym mógł skupić się na graniu

Japończycy robią wszystko, żebym mógł skupić się na graniu

Rozmowa z Jakubem Słowikiem – bramkarzem z Nowego Sącza, który od kilku dni przebywa w Japonii

– Udało Ci się już zapoznać z nowym krajem, kulturą? Liga japońska to nie jest aż tak popularny kierunek, chociaż grał tam (w Gamba Osaka) inny sądeczanin Piotr Świerczewski.

– Mieszkam w Japonii od kilku dni, więc dopiero poznaję ten kraj, aklimatyzuję się. Japończycy robią wszystko, żebym mógł skupić się tylko na sprawach sportowych. Mam do dyspozycji tłumacza, który jest ze mną cały czas (na treningu jest przebrany w normalny strój klubowy). Można powiedzieć, że jest moim „cieniem”. W klubie jest również dwóch Brazylijczyków i chłopak z Mozambiku. Oni również mają swoich tłumaczy.

– Siatkarki wyjeżdżające grać do Japonii, wspominają o niezwykle wyczerpujących treningach, i czasie od rana do wieczora spędzonym w klubie. Czy podobnie jest w tamtejszym futbolu?

– Treningi na pewno są ciężkie, ale od zawsze lubiłem ciężko pracować. Jeśli chodzi o czas spędzany w klubie to raczej wygląda to normalnie. Do wieczora jeszcze nie siedzieliśmy (śmiech).

– Wróćmy do początków Twoje kariery. Tato i brat również grali w piłkę, ale na bardziej ofensywnych pozycjach. Dlaczego chciałeś zmienić rodzinne tradycje i zostać bramkarzem?

– Jak każdy chciałem zostać napastnikiem. Dokładnie już nie pamiętam, ale myślę, że to rękawice, które podarował mi brat, natchnęły we mnie chęć zmiany i zostania bramkarzem. Pamiętam, że od zawsze lubiłem się rzucać, niezależnie od pogody.

– Nowy Sączu to kuźnia bramkarskich talentów, aby przypomnieć tylko tych grających w Ekstraklasie: Sejud, Kłak, Nowaczyk, Kozioł, Olszewski. Ty jednak w młodym wieku postawiłeś na Szamotuły, potem Oborniki. Co o tym zadecydowało?

– Kiedy dowiedziałem się o istnieniu szkoły w Szamotułach, szkolącej bramkarzy, postanowiłem spróbować swojej szansy. Tato zadzwonił do szkoły, zaproszono nas na testy. O ile dobrze pamiętam, pojechaliśmy do Karpacza, gdzie klub przebywał na zgrupowaniu. Wszystko wyglądało profesjonalnie. Trenerzy Andrzej Dawidziuk i Bernard Szmyt po zajęciach zaprosili mnie na kolejne testy za pięć miesięcy. Zostałem wówczas przyjęty do szkoły. Chciałbym tylko przypomnieć, że absolwentami tej szkoły są tak dobrzy piłkarze jak Fabiański, Rybus, Załuska, Wawrzyniak, Pawłowski, Szmatuła.

– Przełomowy dla Ciebie okazał się transfer do Jagiellonii Białystok. Debiut w Ekstraklasie w meczu z Legią, europejskie puchary. Który okres w swojej karierze uważasz za najlepszy czas, ten spędzony w Białymstoku czy Wrocławiu?

– Byliśmy na obozie i trenowaliśmy w Grodzisku Wielkopolskim. W tym samym czasie na obozie przebywała Jagiellonia Białystok. Przeważnie ćwiczyliśmy przed nimi. Spodobałem się trenerom Michałowi Probierzowi i szkoleniowcowi bramkarzy Ryszardowi Jankowskiemu. Później byli mnie oglądać w lidze. I tak trafiłem do Białegostoku. Moim zdaniem z każdego pobytu w klubach, w których grałem, zebrałem cenne doświadczenie, poznałem mnóstwo fajnych ludzi. W Białymstoku byłem młodym chłopakiem gdzie wszystko było dla mnie nowością. W Szczecinie też zdobywałem doświadczenie, które zaprocentowało w przyszłości. We Wrocławiu naprawdę czułem się świetnie. Brakowało nam tylko wyników.

– Doczekałeś się również debiutu w reprezentacji Polski za trenera Waldemara Fornalika. Wygrywamy z Rumunią, ale ten mecz nie został zaliczony do oficjalnych spotkań kadry. Co się czuje w takich momentach, żal?

– Tak miałem przyjemność wystąpienia z orzełkiem na piersi. Chociaż samego meczu nie wspominałem dobrze, bo popełniłem błąd przy bramce. Dzisiaj patrzę na to z innej perspektywy. Piłka nożna jest grą zespołową i zawsze liczy się dobro, wynik zespołu. Wygraliśmy mecz i to wysoko. Póki piłka w grze, trzeba walczyć o marzenia. Mamy bardzo dobrych bramkarzy od zawsze, wiec konkurencja jest bardzo mocna.

– Odejdźmy na koniec od piłki. Twój profil facebookowy to niemal jedna wielka akcja charytatywna. Jesteś wrażliwym człowiekiem?

– Staram się innym pomoc, jak mogę. Jest bardzo dużo ludzi w potrzebie. A w dzisiejszej dobie internetu można zrobić niesamowite rzeczy, np. zebrać niesamowite sumy potrzebne na rożnego rodzaju operacje. Pytasz mnie, czy boli mnie to ile osób cierpi? Tak, bardzo, choć mam świadomość, że wszystkim nie jestem w stanie pomóc. Byłem kilka razy w klinice „Przylądek nadziei” we Wrocławiu. Widziałem bardzo wiele chorych dzieciaków, w rożnym wieku, od maluszków po młodzieńców. I widziałem pełno bohaterów, którzy każdego dnia dzielnie walczyli i walczą z paskudna chorobą. Człowiek przejmuje się tak naprawdę wieloma  małymi rzeczami i często nie docenia tego co ma.

– Nie tylko mi w pamięci został jeden z meczów Śląska Wrocław. Młody kibic wywiesza transparent, jak dobrze pamiętam z napisem: „Kuba Słowik oddaj mi swoją koszulkę”. Pamiętam, że odszukałeś chłopca i podarowałeś mu prezent. Piękny gest. Takimi akcjami „kupuje się” kibiców?

– Podczas meczu skupiam się wyłącznie na boisku, często nie widzę, co się dzieje na trybunach. Znalazłem to zdjęcie przypadkiem i postanowiłem odszukać chłopaka. Co mi się zresztą udało, dzięki pomocy wszystkich, którzy udostępnili moja prośbę. Chciałem docenić w ten sposób tego małego kibica za to, że się przygotował, poświecił czas i napisał prośbę na dużej kartce. Też osobom, którym obiecałem koszulki pod koniec tamtego sezonu, je wręczyłem. Lubię dotrzymywać słowa. Wiem, jak to jest dostać coś od swojego idola. Może ten chłopak, o którym wspomnieliśmy wcześniej, w przyszłości zostanie dobrym piłkarzem, a ta koszulka będzie go mobilizowała każdego dnia i przybliżała do celu…

– Dlaczego ulubieniec wrocławskich kibiców zmienił klub, na japoński? Ciekawość świata, lepszy kontrakt, a może to wyjazd za namową żony?

– Z rodzin we Wrocławiu czuliśmy się bardzo dobrze. Tam urodziła się moja córka, wiec zawsze będę dobrze wspominał to miasto, klub. Zyskałem duży szacunek przez swoją ciężką pracę. W tym okienku transferowym miałem kilka zapytań z różnych kierunków, ale to Japończycy byli najkonkretniejsi. Widać było, że bardzo im zależy ma mojej osobie. Porozmawiałem ze znajomymi i każdym mi doradzał ten kierunek. Była to dla nas ciężka decyzja, ale to może właśnie nadszedł ten czas, aby wyjść teraz poza swoją strefę komfortu. Poznać nowy kraj, sprawdzić się w japońskiej lidze, która naprawdę jest bardzo dobra.

Rozmawiał: Dariusz Grzyb

Fot. Arch. J. Słowika

https://www.dts24.pl/download/136174/

Reklama