Jan Golba: Nie tak miało być

Jan Golba: Nie tak miało być

Rozmowa z Janem Golbą – burmistrzem Muszyny, wieloletnim samorządowcem

– Ile lat jest Pan samorządowcem?

– Jak tak sięgam pamięcią wstecz, to wychodzi, że działam już 33 lata w administracji rządowej i samorządowej.

– A skąd pomysł, by zostać samorządowcem? Przecież ukończył Pan studia prawnicze, po drodze była ekonomia, różne studia podyplomowe.

– Tak naprawdę to w ogóle nie było takiego pomysłu na życie. Kończąc studia nie wyobrażałem sobie takiej pracy, która wydawała mi się po prostu koszmarnie nudna. W głowie mi się nie mieściło, że mógłbym być urzędnikiem. Ale jak to w życiu bywa, zadecydował przypadek. Wszystko zaczęło się w 1988 roku. Już wtedy zaczęły następować w Polsce zmiany. W Krynicy ówczesny gospodarz uzdrowiska Tadeusz Wołowiec szukał zastępcy naczelnika (obecnie to stanowisko wiceburmistrza). Nie wiem jak, ale gdzieś mnie sobie wypatrzył i zaproponował tę pracę. Oczywiście nie bardzo się chciałem zgodzić, broniłem się rękami i nogami, byle tylko nie to. Przy mojej aktywności życiowej to było nie do przyjęcia. Ale przyszedł taki czas, kiedy pracowałem w Funduszu Wczasów Pracowniczych. Wszystko miałem poukładane, byłem na takim etapie, że zacząłem się nudzić i myślałem o zmianie. Wtedy znów pojawił się Tadeusz Wołowiec i mnie przekonywał, przekonywał, aż się zgodziłem.

– Jak wyglądały początki?

– Przez pierwsze miesiące myślałam: co ja tu robię? Po co mi to? Nie bardzo potrafiłem się w urzędzie odnaleźć.

– Jak wtedy wyglądała samorządność? 

– To był już koniec PRL. Warto podkreślić, że wtedy było dużo samodzielności. Środki był wciąż dzielone centralnie, ale mieliśmy w tym zakresie dużo swobody. To jednak już zmierzało ku końcowi. Kiedy pojawiłem się w urzędzie, nie wiedziałem, że ówczesny naczelnik ściągając mnie miał ukryty zamiar. Po czterech miesiącach poszedł na chorobowe, później na rentę i zostawił mnie samego. Od razu zostałem więc rzucony na głęboką wodę. Po paru miesiącach ta praca mnie wciągnęła. Wtedy zaczynały się coraz większe zmiany. Byłem zapraszany na różne spotkania dotyczące reformy administracji. Jeździłem do Warszawy, Gdańska, gdzie dyskutowaliśmy o tym, jak ma wyglądać działanie w terenie. Byłem w zespole, który zmieniał ustawę o samorządzie. Stąd m.in. jest tam zapis o gminach uzdrowiskowych, czyli słynny art. 38, który pozwalał na odrębne uregulowanie kwestii takich regionów. Uczestniczyłem w pracach zespołów, które pracowały nad nową ustawą o samorządzie. To mnie tak wciągnęło, że już wiedziałem, iż to jest to, co chcę robić. Poznałem wielu ciekawych i ważnych ludzi. To później bardzo pomagało przy realizacji inwestycji czy pozyskiwaniu pieniędzy. Ważne było też doradztwo tych osób. Wspomnę choćby ministra finansów za czasów PRL Mariana Krzaka, później ambasadora w Austrii. To właśnie on namówił mnie na budową kolejki gondolowej w Krynicy. On ułatwił mi wyjazdy do Szwajcarii, Francji i Austrii, abym zobaczył te słynne stacje narciarskie, spojrzał, jak to wszystko funkcjonuje.

– Był Pan przy tworzeniu ustawy samorządowej. Czy to jest taki dokument jak zakładano pisząc go? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

Reklama