G. Krychowiak: Dzisiejszy futbol polega na wygrywaniu meczy

G. Krychowiak: Dzisiejszy futbol polega na wygrywaniu meczy

Rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem

– Pamiętam taką scenę po meczu z Niemcami, jak wygraliśmy na Stadionie Narodowym, byłem w euforii, a Ty spokojnie skomentowałeś, że to tylko trzy punkty.

– Mam problem z cieszeniem się po zwycięstwach. Osiągałem sukcesy, wygrywałem puchary itp. i zawsze przed meczem było napięcie na sto procent, a po meczu to już tak zwyczajnie.

– A po którym zwycięstwie miałeś poczucie euforii?

– Może nie euforii, tylko spełnienia, to po finale w Warszawie w 2015 r. (finał Ligi Europy Dnipro-Sevilla 2-3  przyp. red.).

– I strzelona bramka.

– Wydaje mi się, że to nie ma znaczenia. Owszem, kiedy się strzela bramkę w danym momencie to tak, ale po meczu, jeśli jest wygrany, nie ma znaczenia, kto strzelał.

– W reprezentacji to Ci przypadkiem nie spowszedniało? Czasami może nie potrafisz się cieszyć po takich sukcesach jak awans do Mistrzostw Świata, bo już przeżyłeś podobne emocje.

– To zabrzmi tak, jakby tu były kamery i ktoś to nagrywał (śmiech), ale gra dla reprezentacji to jest coś wyjątkowego. Tam nikt nikogo nie zmusza, żeby grać, tylko to jest naprawdę ogromne wyróżnienie.

– Ale był taki mecz Polska – Czarnogóra, kiedy Robert Lewandowski absolutnie się po tym zwycięstwie nie cieszył, bo był rozczarowany naszą postawą w tym meczu. I Michał Pazdan skomentował, iż miał poczucie, że Robert zabrał Wam możliwość cieszenia się z tego meczu.

– Wydaje mi się, że był taki okres i to bardzo negatywnie wpływało na cały zespół. Teraz już tak nie robi. Jak przeanalizujesz mecz ze Szwecją to nie był jakiś wybitny mecz z naszej strony, ale jest ten sukces. Wydaje mi się, że przez pewien okres, podczas kadencji Jerzego Brzęczka, zgubiło nas to, że oceniano nas za styl, a nie za to, że osiągnęliśmy sukces.

– Są dwie strony medalu. Jerzy Brzęczek jako selekcjoner trochę zbudował twierdzę. Komunikował, że jest tym trenerem, który jest ciągle krytykowany.

– Nie będę wchodził w detale, tylko wydaje mi się, że dzisiejszy futbol polega na wygrywaniu meczy.

– Ale pamiętam mecz z Austrią na Stadionie Narodowym, gdzie Austriacy robili co chcieli na boisku, pewnie mieli z 60 proc. posiadania piłki, a my byliśmy zespołem cofniętym. Oglądając to można się było czuć zawstydzonym.

– Rozumiem, ale w dzisiejszym futbolu istnieją różne sposoby wygrywana meczy. Kluczem do wszystkiego jest to, czy osiągasz sukces czy nie.

– Wojtek Szczęsny powiedział, że wierzy w coś takiego jak DNA drużyny. I uważa, że reprezentacja Polski ma DNA defensywne.

– Wydaje mi się, że o DNA można mówić w klubie, a nie w reprezentacji, gdzie trener zmienia się co rok.

– Ale piłkarzy mamy tych samych.

– Rozumiem, ale masz Krychowiaka, który gra jako defensywny pomocnik albo ofensywny zawodnik. To od trenera zależy, w jaki sposób będziesz grał.

– Po to przyszedł Paulo Sousa, żeby zmienić nasze nastawienie defensywne.

– I strzeliliśmy dwie bramki, a straciliśmy trzy. Największe sukcesy osiągaliśmy wtedy, kiedy nie traciliśmy bramek, choć oczywiście ofensywni zawodnicy trochę narzekali, bo strzelali mniej. Masz grupę zawodników reprezentacji, wśród nich pewnych liderów, którzy grają w najlepszych klubach na świecie i zawodników, którzy grają w mniejszych klubach. Kluczem jest to, czy odpowiednio dobierzesz taktykę. Emery powiedział, że to w jaki sposób atakujesz, zależy od tego, w jaki sposób bronisz.

– Dlaczego masz numer 10 na koszulce w reprezentacji?

– To czysty przypadek. Dla mnie numer jest drugorzędną sprawą. Awansowaliśmy chyba do Mistrzostw Europy we Francji. Pamiętam taką rozmowę ze Wojtkiem Szczęsnym, Tomaszem Iwanem i Adamem Nawałką, w czasie której tak jakoś powiedziałem: „Trenerze to ja biorę tę dziesiątkę”. I tak zostało.

– Nie miałeś poczucia, że do tej dziesiątki nie pasujesz?

– Nie, ale jakiś klub się mną interesował i zapytali mojego agenta, czy mam wszystko z głową w porządku, skoro mam dziesiątkę w kadrze (śmiech).

– Co lubisz oprócz piłki?

– Wiele rzeczy. Podróżować lubię. Nie potrzebuję do tego luksusu. Minimalny standard to taki, żeby można było się umyć. Trafiłem na taką listę 100 cudów świata i te miejsca odwiedzam. Mam weekend, nie ma Celii, więc sobie spontanicznie gdzieś jadę. Na przykład we wtorek będę miał wolny dzień, więc polecę do Etiopii. Ostatnio byłem w Libanie. Tylko ludzie o tym nie wiedzą…

– Bo się nie chwalisz na Instagramie.

– Bo nie wygraliśmy meczu. Piłkarz ma prawo wrzucenia zdjęcia z jakieś miejsca, tylko gdy wygrywa mecz. Jeżeli wygramy kolejny mecz – będzie zdjęcie, jeśli nie, nie będzie, ale mimo to tam pojadę, bo trzeba zrozumieć, że piłkarz jest jak każdy człowiek.

Rozmawiali: Kuba Polkowski i Łukasz Wiśniowski

Fot. Adrian Maraś

Całą rozmowę oglądaj na kanale Food Truck

https://www.youtube.com/watch?v=1Eyhkctmha8 

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

Reklama