Bregović to była nasza inspiracja i nierealne marzenie

Bregović to była nasza inspiracja i nierealne marzenie

Rozmowa z Wojciechem Knapikiem – dyrektorem Centrum Kultury Sokół im. Ady Sari w Starym Sączu, pomysłodawcą i organizatorem Festiwalu Pannonica

– Do Barcic, wioski liczącej około tysiąca mieszkańców, przyjedzie w sierpniu Goran Bregović. W końcu udało się go do tego namówić?
– To nie było wcale takie trudne. Pannonica pracowała wiele lat na to, żeby managerowie i agenci opiekujący się gwiazdami muzyki bałkańskiej poznali nasz festiwal. Obecni jesteśmy na branżowych spotkaniach, targach. Odwiedzamy najważniejsze imprezy, staramy się regularnie bywać w Guczy, gdzie po paroletniej przerwie Goran Bregović znowu powrócił. Dlatego z menedżmentem Gorana Bregovića (bo to nie jest jedna osoba tylko sztab współpracowników) jesteśmy od dawna w bliskim, a przede wszystkim regularnie odnawianym kontakcie. Od 2013 roku wymieniliśmy w sumie blisko 50 maili. Uznaliśmy, że nie będziemy wychodzić z pozycji ubogiego, proszącego petenta. Chcieliśmy w odpowiednim momencie – a ten moment nastąpił w naszym przypadku po sześciu latach – gdy będziemy już wystarczająco znani i mocni, podjąć się współpracy, która z ochotą zostanie przyjęta. I tak też się stało.
To nie było tak, że Pannonica od pierwszego festiwalu starała się, by zagrał na niej człowiek, który w Polsce właściwie rozpropagował muzykę bałkańską?
– Nie, nie było tak. Jasne, że ta myśl kołatała gdzieś z tyłu głowy. Goran Bregović to w końcu ikona, punkt odniesienie, guru nie tylko na Bałkanach, ale w całym zachodnim świecie. Cała pierwsza fala zainteresowania muzyką bałkańską w Polsce jeszcze z lat dziewięćdziesiątych to filmy Kusturicy z muzyką Bregovića, a potem projekt Kayah & Bregović, po którym już nic nie było takie samo jak przedtem.
Bregović od początku to była inspiracja i nierealne marzenie, które po prostu odłożyliśmy na półkę, gdy zorientowaliśmy się o jakich stawkach mówimy. Wiedzieliśmy, że Goran jest nieosiągalny finansowo dla większości festiwali takie jak nasz i nawet o wiele większych.

– Czyli na przeszkodzie zwyczajnie stanęły pieniądze.

– Goran Bregović mieszka w Paryżu, starannie wybiera sale koncertowe, w których godzi się wystąpić. Po prawdzie w ostatnich latach zrobił wielki zwrot w kierunku muzyki symfonicznej i sal filharmonicznych. Zafiksowaliśmy się na czymś zupełnie odwrotnym. Stwierdziliśmy, że zrobimy festiwal naszych marzeń bez Gorana i udawaliśmy, że zapomnieliśmy o nim. Ale tak naprawdę było to niemożliwe, bo Goran w tym czasie rozwijał się jako artysta, wydał kilka znakomitych płyt. Oczywiście, jak to z gwiazdami bywa, narastały wokół niego niezliczone mity i nierzadko kontrowersje. Na szczęście nie musieliśmy opierać się wyłącznie na opiniach innych, bo po prostu trzymaliśmy rękę na pulsie i co jakiś czas uczestniczyliśmy w jego koncertach za granicą.

– Goran rozwijał się jako artysta, ale Pannonica też nie stała w miejscu.
– Wytworzyła się idealna sytuacja. Festiwal Pannonica w ciągu tych paru lat rzeczywiście pięknie się rozwinął, zbudował swoją markę i pozycję. Pokazaliśmy wszystkim niedowiarkom, że rozwijamy się dzięki oryginalnej koncepcji na festiwal plenerowy, udaje nam się utrzymywać od pierwszej edycji niepodrabialną atmosferę i klimat imprezy. Do rozwoju ani podtrzymania zainteresowania publiczności nie potrzebujemy mega gwiazd ani klasycznych headlinerów. Publiczność w większości kupuje karnety na nasz festiwal bez znajomości zespołów, które przecież zazwyczaj po raz pierwszy w naszym kraju występują właśnie dzięki zaproszeniu ich na Pannonikę. Wprawdzie Goran Bregović plasował się na samym szczycie marzeń w ankietach, jakie co jakiś czas przeprowadzaliśmy wśród naszej publiczności, ale też nikt nie domagał się otwarcie jego zaproszenia. Gdzieś zakulisowo rozeszła się nawet taka opinia – nie dementowana przez nas – że nie jesteśmy specjalnie Bregovićem zainteresowani, bo on dla Pannoniki nie przyniesie jakiejś szczególnej wartości dodanej. I właśnie wtedy, znienacka, ku zaskoczeniu wielu osób ogłosiliśmy, że Goran Bregović wystąpi w sierpniu w Barcicach.

Bez nazwiska, które przyciąga tłumy, Pannonica zyskała popularność. A co się dopiero będzie działo, gdy na afiszach zawiśnie nazwisko Goran Bregović?
– Nie uwierzysz mi, ale od drugiej edycji jednym z najpoważniejszych wyzwań Pannoniki jest zarządzanie wielkością naszego Festiwalu. Zupełnie nie chodzi tu o sprzedawanie jak największej ilości biletów na koncerty, tylko utrzymywanie odpowiedniego balansu między wrodzonym, wynikającym ze swojej unikalności potencjałem festiwalu do rośnięcia, a utrzymywanie odpowiedniej jego kameralności. Dlatego w tym roku dla nas ciągle najważniejszy jest organiczny wzrost głównie przez rekomendacje od przyjaciół. Nie chcemy tego zamienić na szeroko skierowaną reklamę.

– Ile więc osób może przyciągnąć tegoroczna Pannonica?

– Jest dużo bezpieczniejsze dla festiwalu, gdy osoby, które pokochały barcicką łąkę i atmosferę, którą odnajdują tu co roku, ściągają w roku kolejnym do nas swoich przyjaciół, chcąc zrobić im przyjemność. Dlatego mogę określić, że przed sceną będziemy mieli w tym roku około 7500 osób. Nie mniej, bo wtedy popłyniemy finansowo, nie więcej, bo wtedy nasz festiwal nie będzie już taki fajny. Obiecuję też, że gdybyśmy nawet mogli sprzedać 10 tysięcy czy jeszcze więcej biletów, to tego nie zrobimy. Bo Pannonica to projekt długofalowy, w którym chodzi o coś więcej niż jednorazowe wpływy z biletów.

Barcice na taką liczbę są przygotowane? Jak w ogóle mieszkańcy odnoszą się do festiwalu i czy potrafili przekuć sukces Pannnoniki na swój? Pokazują swoją gościnność?
– Przede wszystkim doceniam, że Barcice cieszą się z obecności naszego festiwalu w tej wsi. Ba, Barcice są dumne, że Pannonica jest u nich i jest „ichnia”. Jeśli chodzi na przykład o wynajem kwater, to od kilku lat mamy sygnały, że podczas Pannoniki w coraz szerszym promieniu już nie trzech czy pięciu, a ponad 20 kilometrów wzdłuż Doliny Popradu noclegi są praktycznie nie do zdobycia. Ponadto panie ze Stowarzyszenia Mieszkańców Barcic „Barciczanie” jak co roku dbają o żołądki mieszkańców pola namiotowego. Cały czas te pola współpracy się poszerzają, pojawiają się nowe. A my jak najbardziej jesteśmy otwarci na współpracę ze społecznością lokalną. Myślę, że obie strony są zadowolone. Nasi goście od lat powtarzają, że Barcice jako miejsce organizowania Pannoniki bardzo im się podobają, a mieszkańcy, którzy są blisko Pannoniki, twierdzą, że ci ludzie, którzy przyjeżdżają na nasz festiwal, są wyjątkowo sympatyczni, grzeczni i że to takie kolorowe, wesołe, nieszkodliwe dziwaki.

– Nikomu nie przeszkadzacie?
– Osoby, które nas nie lubią albo nam źle życzą, to pojedyncze przypadki. Im zwykle dużo ludzi w jednym miejscu przeszkadza w różnych dziwnych czy wręcz podejrzanych procederach – jak na przykład podbieranie żwiru z Popradu…
Ogólnie jednak to bardzo miłe, gdy ludzie dziękują za to, że ich miejscowość odżyła, że chociaż przez te parę sierpniowych dni jest jak dawniej, gdy ludzie przyjeżdżali do Barcic na letnisko, a w Popradzie jak przed laty znów kąpią się tłumy.

 

 

Reklama