Filip Pławiak – klasa sama w sobie

Filip Pławiak – klasa sama w sobie

Nie ma na swoim koncie większych skandali. Jego twarz nie wyziera na nas z każdej okładki czy tabloidowych newsów. Od przeszło dekady z powodzeniem funkcjonuje w filmowo-serialowym show-biznesie, konsekwentnie rozwijając swoją zawodową karierę. Okrzyknięty drugim Tadeuszem Łomnickim, Filip Pławiak zachwyca umiejętnością transformacji, łącząc delikatny chłopięcy urok z animalistyczną siłą.

Kino upomniało się o niego niejako w sposób naturalny za sprawą filmu „Bilet na Księżyc” Jacka Bromskiego, w którym obok Anny Przybylskiej i Mateusza Kościukiewicza zagrał główną rolę. Jeden z bardziej interesujących i perspektywicznych aktorów młodego pokolenia, słynący ze swojej inteligencji i wszechstronności sądeczanin występuje obecnie w najciekawszych polskich produkcjach kinowych i telewizyjnych, z niebywałą lekkością lawirując między skrajnie różnymi „wagowo” kreacjami.

 

Pierwsze kroki na sądeckiej scenie

Urodził się 26 września 1989 roku w Nowym Sączu, choć dzieciństwo i wczesną młodość spędził w podsądeckich Witowicach Górnych. Już wtedy zaczął przejawiać predyspozycje aktorskie, angażując się aktywnie w życie teatralne Szkoły Podstawowej w Żbikowicach, do której uczęszczał. Pierwsze sukcesy osiągał również na niwie recytatorskiej. Jako uczeń gimnazjum zdobył pierwszą nagrodę w wojewódzkim konkursie w Trzebini, a okres liceum to już występy na deskach Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowym Sączu. Tam spotkał kierującego Teatrem NSA Janusza Michalika, który w 2006 roku powierzył mu role w dwóch spektaklach: „Piątce gorszej szansy” i „Takiej bajki nie było”. W drugiej ze sztuk Filipowi partnerowała wówczas młodziutka Angelika Kurowska, obecnie aktorka filmowa, serialowa i dubbingowa, kojarzona z krakowskimi teatrami: Bagatela, STU czy Łaźnia Nowa.

Studia aktorskie rozpoczął w PWSFTviT w Łodzi, a ich zwieńczenie przybrało formę przedstawienia dyplomowego „Z Różewicza dyplom”, które w 2012 roku zdobyło nagrodę specjalną na 32. Międzynarodowym Festiwalu Szkół Filmowych i Teatralnych w Moskwie oraz Nagrodę Studia Filmowego Opus Film na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu Filip zagrał epizody w dwóch głośnych, nagradzanych i szeroko wówczas komentowanych filmach: „Wenecji” Jana Jakuba Kolskiego i „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego.

 

Słodko-gorzkie wchodzenie w dorosłość

Po kilku mniejszych, drugo, a nawet trzecioplanowych rolach Filip Pławiak otrzymuje coś, o czym marzy każdy chcący rozwijać swoją karierę aktor – rolę główną. Na pierwszym planie debiutuje w 2013 roku w filmie Jacka Bromskiego „Bilet na Księżyc” – mocno osadzonej w peerelowskich realiach słodko-gorzkiej opowieści o wchodzeniu w dorosłość. Oprócz Mateusza Kościukiewicza i nieodżałowanej Anny Przybylskiej, dla której rola tancerki Roksany okazała się niestety jej ostatnią, Pławiaka oskrzydla plejada polskich aktorów z Andrzejem Chyrą, Łukaszem Simlatem, Andrzejem Grabowskim, Piotrem Głowackim czy Krzysztofem Stroińskim na dalszym planie.

 

Kontrowersyjne „Kamienie na szaniec”

Kolejny rok upłynął aktorowi pod znakiem komedii i dramatu, choć nie przyniósł mu ról, które można by było w jakimkolwiek sensie uznać za przełomowe. W „Facecie (nie)potrzebnym od zaraz” Weroniki Migoń zagrał technika MRI. A w kontrowersyjnych – nie ze względu na tematykę, lecz falę krytyki, która rozlała się na twórców filmu i aktorów jeszcze na długo przed pojawieniem się produkcji w kinach – „Kamieniach na szaniec” Roberta Glińskiego, w sposób odważny, brawurowo i z zacięciem odmalował postać Zygmunta Kaczyńskiego ps. „Wesoły”. Burzę w szklance wody rozpętała w owym czasie grupa krytyków, zarzucając Glińskiemu m.in. zbyt śmiałe uwspółcześnienie filmu oraz to, że główni bohaterowie to „hipsterzy”. Z perspektywy czasu i kilku niezwykle udanych produkcji o zbliżonym co u Glińskiego podejściu do materii języka filmowego, zarzuty stawiane „Kamieniom na szaniec” okazały się tak samo absurdalne, co zwyczajnie nietrafione.

 

Skok do aktorskiej pierwszej ligi

O ile rola Adama Sikory wyznaczyła początek prawdziwej kariery zawodowej Filipa Pławiaka, o tyle to, co miało nastąpić zaledwie dwa lata później, wypadałoby określić mianem wielkiego skoku do aktorskiej pierwszej ligi.

Rok 2015 to dwie mocarne pozycje w filmowym dossier sądeczanina. O tym, że stare grzechy mają długie cienie przekonywał w sposób diabelsko skuteczny Marcin Wrona w głośnym i z różnych powodów kontrowersyjnym „Demonie”, ostatnim filmie reżysera. Pławiakowi powierzono tam pomniejszą, choć ciekawie zarysowaną rolę jednego z weselników – ważną w swojej epizodyczności, bo otwierającą drzwi do jego przełomowej, jak się miało wkrótce okazać, kreacji.

To właśnie w drugim z obrazów – „Czerwonym pająku” Marcina Koszałki, gdzie miejskie legendy mieszają się z autentycznym życiorysem seryjnego mordercy Karola Kota, który jako „wampir z Krakowa” stał się prawdziwym celebrytą mediów końca lat 60., gra pierwsze skrzypce. Film imponuje warstwą wizualną, precyzyjnie skonstruowanym scenariuszem i doborowym aktorstwem. U Koszałki z trudem przychodzi doszukiwać się choćby jednego obsadowego pudła. Nominowany za swoją rolę do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego Filip Pławiak w sposób niebywale zniuansowany portretuje zaintrygowaną zbrodnią personę. Gra dyskretnie, nigdy nie szarżuje, a mimo to staje się postacią dominującą na przestrzeni całego filmu i ogromnie ważną, bo scalającą całą historię. Aktora wspierają na ekranie m.in. Adam Woronowicz, Wojciech Zieliński, Małgorzata Foremniak i Piotr Głowacki.

 

Rok hojny w jakość filmów

Rok 2016, podobnie jak ten wcześniejszy, okazał się dla Filipa Pławiaka rokiem skromnym w kontekście ilości, ale jakże hojnym co do jakości filmów, w których zagrał. W głośnym „Wołyniu” Wojciech Smarzowski powierzył mu krótką, ale jakże sugestywną rolę kapitana Zygmunta Krzemienieckiego, wzorowaną na historycznej postaci Zygmunta Rumla, polskiego dowódcy wojskowego, oficera AK i poety. U Smarzowskiego odniesienie do sztandarowego w twórczości Rumla wiersza zatytułowanego „Dwie matki”, znalazło swoje równie makabryczne, co wymowne odzwierciedlenie w scenie kaźni Krzemienieckiego z rąk „banderowców”.

Choć nad drugim z obrazów – „Prostą historią o morderstwie” Arkadiusza Jakubika, unosi się widoczny, ciemny nimb stylu Smarzowskiego, to nie ciężar gatunkowy, a rozpiętość emocjonalnych doświadczeń między centralnymi postaciami, świadczy o jego sile. Pławiak wciela się tutaj w rolę młodego funkcjonariusza wydziału kryminalnego, świeżo upieczonego absolwenta szkoły policyjnej, który za wszelką cenę chce odnaleźć prawdę o morderstwie matki i ojca. W „Prostej historii…” aktor potwierdza swój profesjonalizm i niebywały talent, które udowodnił już w „Czerwonym pająku”, budując swoją postać oszczędnymi środkami, rezygnując z wystudiowanej ekspresji na rzecz skrupulatnie dobranej dla potrzeb gatunku, powściągliwej w formie, lecz wyrazistej kreacji. Jak u Koszałki, tak i tu w sposób doskonały wciela się w bohatera, który nie grzeszy oczywistością, nie jest dla odbiorcy ani jednoznacznie dobry ani zły, a jego intencje i zamiary są dużo bardziej wyrafinowane niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Rolą Jacka wspina się na wyżyny aktorskiego kreacjonizmu. Na ekranie w niczym nie ustępują mu wcielający się w rolę ojca Jacka Andrzej Chyra i Kinga Preis jako zaszczuta przez despotycznego męża matka głównego bohatera.

 

Wrażliwsza strona aktora

Rok 2017 pozostawił po sobie kolejny dublet w filmografii Filipa Pławiaka. Produkcje prostsze w realizacji i o mniejszym ciężarze gatunkowym znalazły siłą rzeczy przełożenie na mniej wymagające aktorsko kreacje. U Jarosława Marszewskiego w „Bikini Blue” zagrał marginalną dla wydźwięku całej historii postać Rajmunda Lekkiego, z kolei rozkochany w Zuzie Katarzyny Zawadzkiej Rafał w „Listach do M. 3” Tomasza Koneckiego, pokazał Pławiaka od innej, wrażliwszej strony, przełamując delikatnie jego mroczne emploi.

Dotychczasowe zestawienie filmowych wcieleń sądeczanina domyka brytyjski dramat wojenny Davida Blaira z ubiegłego roku „303. Bitwa o Anglię”. Pławiakowi przypadł do sportretowania jeden z ciekawszych bohaterów, autentyczna postać jednego z myśliwskich asów przestworzy Mirosława Fericia, którego zapiski posłużyły Arkademu Fiedlerowi jako materiał wyjściowy do stworzenia słynnego „Dywizjonu 303”. I chociaż sam aktor przyznaje, że nie tylko Ferić, lecz każdy z członków dywizjonu był na tyle barwną i w swojej nietuzinkowości pojemną postacią, by stać się kanwą oddzielnego metrażu, zdaje sobie sprawę, że nie w jednostkowości a bohaterze kolektywnym tkwi sedno filmu Blaira i kryjące się za nim świadectwo.

 

Przygoda z ambitnym serialem

Pomimo tego, że największe sukcesy aktor święci na dużym ekranie, ten szklany zaczyna coraz śmielej upominać się o sądeczanina. Jego przygoda ze światem ambitnego serialu rozpoczęła się od emitowanej na przełomie 2014 i 2015 roku sensacyjno-kryminalnej „Zbrodni”, pierwszej polskiej produkcji telewizji AXN. Choć epizod tam zagrany nie powala rozmachem, to towarzystwo obsadowe, z którym przyszło mu pracować na planie: Magdalena Boczarska, Wojciech Zieliński, Joanna Kulig, Radosław Pazura czy Magdalena Zawadzka, do dziś dnia robi spore wrażenie.

W drugim sezonie wyprodukowanego w całości przez stację HBO „Paktu” (2015-2016) pojawił się już w drugoplanowej roli Szymona Bielika, asystent Anny Wagner, kuszonej przez „polityczne demony” ekranowej prezydent Bytomia.

Jednak to, co nastąpiło z początkiem 2018 roku, należy czytać jako pełnokrwiste role w serialowym dorobku Pławiaka. O ile w równie głośnym, co kontrowersyjnym „1983” Agnieszki Holland, pierwszej polskojęzycznej produkcji Netflixa, zagrał jedynie epizod, o tyle w nowym serialu produkcji TVN na podstawie twórczości Remigiusza Mroza, „Chyłka – zaginięcie”, gra już pierwsze skrzypce. Fabuła skupia się na tytułowej bohaterce, bezkompromisowej w swoich działaniach postaci mecenas Joanny Chyłki, której przydzielony zostaje młody aplikant, grany przez Pławiaka Kordian Oryński. Przechrzczony w krótkim czasie na Zordona musi radzić sobie z nieszablonowymi praktykami swojej mentorki. Oprócz wspomnianej dwójki aktorów, w obsadzie znaleźli się m.in. Katarzyna Warnke, Michał Żurawski, Jacek Koman, Szymon Bobrowski i Piotr Stramowski, a za produkcję odpowiada reżyser fenomenalnych „Bogów” – Łukasz Palkowski.

Od października zeszłego roku aktora można podziwiać również na Canal+ w ekranizacji dwóch powieści Vincenta V. Severskiego: „Nielegalni” oraz „Niewierni”, gdzie wciela się rolę jednego z agentów wywiadu, charyzmatycznego kapitana Olega Zubowa. Wyreżyserowany przez Leszka Dawida („Jesteś bogiem”) i Jana P. Matuszyńskiego („Ostatnia rodzina”) serial, oprócz świetnie zarysowanych postaci, to przede wszystkim dobra fabuła. Z jednej strony „Nielegalni” mają spore szanse, by zaskarbić sobie serca widzów spragnionych dobrego polskiego serialu sensacyjno-szpiegowskiego, z drugiej zaś, wszystkich tych, którzy tęsknią za złożonymi, intrygującymi bohaterami.

 

Trzyma asa w rękawie

Filip Pławiak to aktor, który bez wątpienia zasługuje na uwagę. Doskonale sprawdza się w wysokobudżetowych produkcjach o efektownych scenariuszach, jak również tych kameralnych i pełnych refleksji. Operując minimalistycznymi środkami wyrazu, potrafi wywołać u odbiorcy istną burzę emocji. Kreowane przez niego postaci to nierzadko chodzące enigmy, których motywacje trudno jednoznacznie zaszufladkować jako właściwe czy niewłaściwe. Bywa zabawny i romantyczny, natomiast kiedy wymaga tego zadanie aktorskie – bohaterski, stanowczy i precyzyjny w swoich działaniach. Filip Pławiak to klasa sama w sobie, która powoli staje się marką. Choć czas pokaże, czy uda mu się utrzymać dobrą zawodową passę, mocno wierzę w to, że trzyma dla nas jeszcze niejednego asa w rękawie.

Fot. Filip Pławiak w „Czerwonym pająku” Kino Świat/Adam Golec

Reklama