Agnieszka Śliwa-Stawowy: Dla tego dziecka zrobię wszystko

Agnieszka Śliwa-Stawowy: Dla tego dziecka zrobię wszystko

 Gdy końcem października 2020 r. w Polsce i w Europie trwała pandemia koronawirusa, ludzie walczyli o zdrowie swoje i bliskich. Swoją walkę prowadziła też sądeczanka Agnieszka Śliwa-Stawowy. Tyle że ona cały czas walczy – o każdy krok ukochanego synka Jasia.

Jasiu urodził się jako wcześniak, przyszedł na świat w trzydziestym tygodniu (w połowie siódmego miesiąca). Na skutek odklejenia łożyska, podczas porodu doznał niedotlenienia, przez co urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym (MPD).

– Jaś mimo wszystko był po urodzeniu bardzo silnym dzieckiem. Wszyscy byli zaskoczeni, że może mieć jakieś problemy z uwagi na niedotlenienie, zupełnie nie było widać, że coś jest nie tak. Jak tylko po półtora miesiąca wyszliśmy ze szpitala, zaczęliśmy ćwiczyć, najpierw metodą Vojty, a po dwóch i pół roku metodą Bobatha – opowiada Agnieszka Śliwa. Dni mijały, Jaś rósł, ale z czasem jego mama zaczęła zauważać, że rehabilitacja to za mało, że cały czas coś jest nie w porządku, a ciężkie ćwiczenia nie dają oczekiwanych rezultatów.

Ćwiczenia nie dawały poprawy 

– Bardzo się wraz mężem cieszyliśmy, jak mały zaczął raczkować, bo było wiadomo, że ma  ruch naprzemienny. Jednak gdy ćwiczyliśmy metodą Bobatha, w ogóle nie widziałam żadnych postępów, najmniejszych. Jasiu ćwiczył wtedy pięć razy w tygodniu a po nocach budził się z płaczem, bo bolały go wszystkie mięśnie. W nocy musiałam masować mu nogi. Poza tym, po godzinie od zakończenia ćwiczeń, przykurcze mięśni wracały. Zaczęłam w takim razie siedzieć po nocach i szukać rady w internecie.

W Polsce lekarze i rehabilitanci rozkładali ręce. Pani Agnieszce, która oprócz Jasia wychowuje także dziewięcioipółletnią córeczkę Marysię, wciąż powtarzali, że mały musi ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Ale ćwiczenia nie dawały jakiejkolwiek poprawy, bo Jasiu nie umiał nawet podgiąć do siebie nogi a miał wtedy trzy latka.

– Zauważyłam, że nie posuwamy się do przodu. Bacznie obserwowałam jego kroczki, Jaś cały czas musiał się czegoś trzymać. Nie mógł się puścić ani na moment, w ogóle nie łapał równowagi. Bez przerwy wszędzie się wywracał. Baliśmy się, że się uderzy. Szczerze mówiąc, w Polsce Jasiu nie został nawet dobrze zdiagnozowany. Wiedziałam tylko, że ma dziecięce porażenie mózgowe, ale nie wiedziałam nawet, jakiego stopnia – wspomina Agnieszka Śliwa-Stawowy, która z zawodu jest lekarzem dentystą, prowadzi w Nowym Sączu własną klinikę dentystyczną. (…)

Cały tekst przeczytasz w DTS – za darmo pod linkiem:

 

Reklama