W Nowym Sączu postawiono ambonę myśliwską. Jest się czego obawiać?

W Nowym Sączu postawiono ambonę myśliwską. Jest się czego obawiać?

W Nowym Sączu nad Kamienicą w pobliżu ulicy Sportowej stanęła ambona myśliwska. Zauważyli to mieszkańcy i zaczęli się zastanawiać, czy to oznacza, że na terenie miasta będą prowadzone polowania i czy jest to pokłosie przejętej przez Senat specustawy dotyczącej walki z afrykańskim pomorem świń (ASF). – Czy nasze dzieci są bezpieczne w drodze do szkoły? Przecież w Polsce było kilka przypadków pomylenia człowieka z dzikiem i zastrzelenia go – zaznaczają. Chcąc odpowiedzieć na ich pytania dotarliśmy najpierw do Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego, jednak ostateczną odpowiedź udało nam się uzyskać w Nawojowej. Dlaczego Nowy Sącz jest kulą u nogi myśliwych? 

–  Zanim koła łowieckie postawią gdziekolwiek ambonę myśliwską, ustalają to z właścicielami gruntu. Nie stawia ich się byle gdzie – i o tym zapewniam. Niektóre obszary miasta są objęte obwodami łowieckimi. Są to tereny rolne, za które koła łowieckie płacą odszkodowania i na których polują. Oczywiście jest to ograniczone gęstą zabudową, w takim przypadku nie stawia się ambon i nie poluje – usłyszeliśmy w Zarządzie Okręgowym Polskiego Związku Łowieckiego w Nowym Sączu.

Okazuje się, iż w mieście są miejsca, gdzie można polować. W Nowym Sączu obejmują one chociażby setki hektarów upraw rolnych znajdujących się np. w Biegonicach.  Tam, jak zapewnił nas przedstawiciel Zarządu Okręgowego PZŁ, dziki regularnie buchtują pola, lisy zabierają kury, a mieszkańcy skarżą się na niechcianych gości i żądają odszkodowań. Ze względu na ścieżki rowerowe myśliwi zrezygnowali z polowań zbiorowych. Są jedynie indywidualne odstrzały. Co roku odszkodowania, jakie muszą zapłacić gospodarzom tamtych rejonów sięgają kwoty 10 tysięcy złotych.

– Zwierzęta dzikie są własnością Skarbu Państwa, ale my płacimy odszkodowania za tereny z naszych kół łowieckich. Cały czas mieszkańcy skarżą się nam, że dziki ryją im posesje, rozbijają płoty. Co do ambony, to nie mam wiedzy czyja ona jest, ale postaram się pomóc – zapewnił przedstawiciel Zarządu Okręgowego PZŁ w Nowym Sączu. 

Ambona myśliwska w mieście 

Okazuje się, iż ambonę myśliwską około trzy miesiące temu ulokowało Koło Łowieckie ,,Głuszec” z Nawojowej. W ich okręg łowiecki wchodzi właśnie tamten skrawek miasta. W pobliżu ulicy Sportowej, wzdłuż Kamienicy w stronę Nawojowej dziki regularnie ryją działki, posesje, grunty rolne. Gospodarze chcąc odpędzić dzikie zwierzęta, ogradzają je tzw. straszakami w postaci patyka wbitego w ziemię ze sznurkiem, butelkami po napojach kolorowych, a nawet piwie.

Szefem okręgu łowieckiego, który sprawuje pieczę nad terenem jest Władysław Samek – prezes Koła Łowieckiego ,,Głuszec” w Nawojowej, myśliwy, leśnik nagrodzony Złotym Jabłkiem Sądecczyzny za zasługi w edukacji społeczeństwa, wieloletni przedstawiciel Ligii Obrony Przyrody, a także pszczelarz. Zapewnia, iż myśliwi, to nie snajperzy, którzy będą strzelać do wszystkiego, co się poruszy.

– Musimy ograniczyć populację dzika, bo szkody na tych terenach są ogromne, nie zapominajmy również o walce z ASF (red. afrykańskim pomorem świń) – wyjaśnia. – My robimy wszystko, żeby ulżyć mieszkańcom. Nie jesteśmy snajperami, którzy będą strzelali do wszystkiego, co się rusza – zaznacza prezes Samek.

Jednocześnie wyjaśnia, iż ambona jest właśnie po to, aby myśliwy mógł bezbłędnie przed oddaniem strzału ocenić, czy jest to dzikie zwierze, czy chociażby pies. Strzelanie z poziomu gruntu mogłoby być niebezpieczne.

Nowy Sącz kulą u nogi 

Szef koła łowieckiego ,,Głuszec” nie ukrywa jednak, iż teren miasta jest swoistą kulą u nogi.

– Chętnie pozbylibyśmy się tego terenu, aby on nie był już w naszej ewidencji, bo my żadnego interesu w tym nie mamy. Gdyby tak się stało, to wszystkie szkody pokrywałby urząd miasta, ale wiemy, że włądze miasta się na to nie zgodzą. Pani sobie nawet nie wyobraża konsekwencji takiej sytuacji. Utylizacja dzika kosztuje 250 złotych. To nie jest tak, jak często sugeruje się w mediach, że my premie dostajemy. Ależ skąd! To można między bajki włożyć – przekonuje Władysław Samek.

Przyznaje, iż inne koła łowieckie płacą w ramach odszkodowania od 100 zł do maksymalnie 3 tysięcy, a ,,Głuszec” rokrocznie nawet do 43 tys. W ubiegłym roku była to kwota 38 tys. Tereny, które wchodzą w skład ich obwodu sięgają m.in.: Kamionki, Boguszy, Łabowej, Barcic, Rytra, Piwnicznej-Zdroju, Nowego Sącza.

– Ubiera nas państwo w obowiązek strzelania i ratowania gospodarki narodowej związanej z rolnictwem i przemysłem rolnym, to są miliardowe sprawy –  przyznaje prezes Samek.

Jak zaznacza, rząd ustalił, że zwierzyna w stanie wolnym jest własnością Skarbu Państwa. Z tego wynikałoby, że to właśnie państwo powinno naprawiać szkody, a tymczasem obowiązek ten scedowano na leśników i myśliwych.

– Postanowienie Trybunału Konstytucyjnego odnoszące się do wypłacania szkód za zwierzynę łowną i zwierzynę pod ochroną wygląda tak, że zwierzyna pod ochroną stanowi dobrodziejstwo całego społeczeństwa, więc społeczeństwo musi ponosić część kosztów związanych z ochroną. Co za tym idzie – nie zawsze ten, kto ma straty np. w postaci zagryzionej owcy, czy krowy może dostać odszkodowanie – wyjaśnia. – Natomiast co do zwierzyny łownej, to postanowienie jest takie, że Skarb Państwa płaci poprzez nadzór ministra środowiska polskim związkom łowieckim, a jak jest, to wszyscy wiemy – mówi Władysław Samek, prezes Koła Łowieckiego ,,Głuszec” w Nawojowej.

Dziki na obrzeżach Nowego Sącza

Leśnik przyznaje, iż populacja wilka i rysia w naszych lasach zwiększyła się. Dziki uciekają na obrzeża lasu przed mięsożercami, a na obrzeżach miasta, czy wsi witają je nowalijki. Mają tutaj ,,pełen bufet”: ziemniaki, warzywa, owoce, ale nie tylko.

W glebach, które nie są prowadzone w kulturze rolnej występuje masowe zapędraczenie. Samek zaznacza, że jeżeli ziemię się przeora, pędraki nie mają tak dobrych warunków do rozwoju, jak w glebach opuszczonych.

– Dziki ryją, bo szukają pędraków, czyli źródła białka. Z drugiej strony robią dobrą robotę, bo m.in. dzięki nim nie mamy klęski żywiołowej liściożernych – dodaje prezes ,,Głuszca”.

Psy w lasach, dziki pod domami 

Władysław Samek dostrzega również inne zagrożenie. Zamontowane w lasach kamerki, które mają rejestrować chociażby przypadki kradzieży drzewa, czy tez kłusownictwa, często rejestrują w nocy jak psy wałęsają się po lesie.

– Gospodarze często wypuszczają psy, aby pobiegały sobie, bo zimno. Pies biegnie do lasu, ma wilgotny nos i może przenieść wściekliznę, ASF. Czworonoga pogłaszcze gospodarz, czy dziecko i już mamy epidemię na całą Polskę – przestrzega.

Prezes zapewnia, że mieszkańcy nie mają się czego obawiać ze strony myśliwych. Strzały będą oddawane zgodnie z wszelakimi zasadami bezpieczeństwa. Pomoże w tym postawiona ambona myśliwska, gdyż z góry lepiej widać poruszające się zwierzę.

– Najgorsze jest jednak to, że ludzie są już tak zbulwersowani, że zaczną w końcu truć zwierzynę, a wtedy dojdzie do tragedii – podsumowuje  Władysław Samek.

Przypominamy, w połowie stycznia br. senatorowie zaakceptowali bez poprawek specustawę w sprawie zwalczania afrykańskiego pomoru świń (ASF). Ma być ona narzędziem do walki z wirusem, który atakuje trzodę chlewną w Polsce. Daje ona możliwość polowania myśliwym w bezpośredniej bliskości domów, zarówno w dzień i w nocy. Będą mogli także wykorzystywać tłumiki, aby nie być uciążliwymi dla mieszkańców pobliskich budynków. Co więcej, za utrudnianie polowań związanych ze sanitarnym odstrzałem zwierząt, grozi nawet do trzech lat pozbawiania wolności. Trzeba również pamiętać, iż ustawa nakłada obowiązek na właścicieli pół i lasów, aby wpuszczali na swój teren myśliwych.

Fot. Czytelnik/ arch.

Reklama