Twierdza zdobyta – Sandecja pokonana przez byłego Mistrza Polski

Twierdza zdobyta – Sandecja pokonana przez byłego Mistrza Polski

Sympatycy zgromadzeni na obiekcie przy ulicy Kilińskiego 47 nie mieli dziś powodów do zadowolenia, bowiem podopieczni Tomasza Kafarskiego po raz pierwszy wiosną 2019 roku ponieśli porażkę. Na placu boju pokonali ich Mistrzowie Polski z 1931 roku, Garbarnia Kraków.

 

W porównaniu do zeszłotygodniowego starcia ze Stomilem w Olsztynie, doszło do jednej zmiany personalnej. Po odbyciu jednego meczu zawieszenia za nadmiar żółtych kartek powrócił Bartłomiej Kasprzak, który zastąpił Dawida Flaszkę. Znacznie więcej roszad dokonał Bogusław Pietrzak; łącznie w wyjściowej jedenastce pojawiło się czterech nowych graczy w porównaniu do przegranego pojedynku z GKS-em Tychy.

 

Zgromadzeni na trybunach powoli zastanawiali się, czy uda się wreszcie wygrać, w końcu trzy remisy z rzędu nie mogą być powodem do ogromnej dumy. Zawodnicy w asyście sędziowskiej wchodzą na plac gry; po „Biało-czarnym Sercu” płynącym ze stadionowych głośników, fanatycy gospodarzy rozpoczynają swój głośny doping. Czuć, że za moment zacznie się oczekiwany od kilku dni pierwszoligowy mecz. W pierwszych minutach akcja toczy się głównie w środku pola, ale to Sandecja próbuje przejąć inicjatywę. 5 minuta, rzut rożny dla gospodarzy; Chmiel mija czterech zawodników na prawym skrzydle, uderza prawą nogą w długi róg, ale futbolówka minęła konstrukcję bramki. Ze wszystkich sektorów słychać lekki zawód. Mija 300 sekund; Kasprzak zagrywa z prawej strony do Gabrycha, ten drugi pokusi się o woleja na 6. metrze. Również i ta próba kończy się pudłem. Gdyby Rafał Brzozowski był na trybunach, zacząłby pewnie śpiewać „Tak blisko!”

 

W drugim kwadransie coś do powiedzenia chce mieć Garbarnia, próbuje konstruować ataki w środku pola, ale na 20. metrze wszystko schodzi na panewce. Groźnie jednak nadal jest ze strony Sandecji; w 17 minucie Małkowski dośrodkowuje z rzutu wolnego w pole karne, na murawę pada Flis. Obie strony myślą, że sędzia Jarzębak chce wskazać na jedenasty metr. Otóż nie! Zdaniem arbitra środkowy obrońca „Biało-czarnych” dokłada w tym momencie swoje trzy grosze. Sektor F nie milknie, raz za razem intonując coraz to nowe przyśpiewki. Mija siedem minut, Gabrych znowu pudłuje, tym razem po główce w pobliżu pola bramkowego. Po chwili rzut wolny z drugiej strony, Kalemba uderza z 23. metra, ale Kozioł nie daje się zaskoczyć. Arbiter zaczyna powoli się gubić w podejmowanych decyzjach, co nie umyka uwadze Trenera Kafarskiego; kieruje pretensje w stronę technicznego. Czy słusznie? To dopiero będzie można sprawdzić w materiałach wideo.

 

Ostatnie piętnaście minut pierwszej połowy; gra po obu stronach zaczyna się coraz bardziej otwierać, piłka nierzadko pojawia się w okolicach pola karnego. Defensywy obu zespołów są jednak niczym Mur Berliński, jakiekolwiek próby przejścia ich graniczą z cudem. Powoli „Chłopcom z Ludwinowa” we znaki daje się Małkowski, raz za razem próbujący jakoś wykonać ten jeden atak. Atak, który ma za zadanie sprawić masę kłopotów Cabajowi. Udaje mu się to wreszcie w 41. minucie. Wówczas uderza płasko z 20. metra, w łatwy do złapania dla bramkarza sposób. Mija kilkadziesiąt sekund. Szczęścia próbuje Piter-Bučko. Ponownie z mizernym skutkiem. Sektor B zaczyna dywagacje na temat futbolu nie tylko na szczeblu krajowym, ale i europejskim, ponieważ w międzyczasie swój mecz rozgrywa Real Madryt. Doliczony czas gry; Kasprzak dostaje podanie na dobieg na 7. metr, uderza wślizgiem; ponownie Cabaj górą. Doping powoli milknie, fani powoli zmierzają do punktu sprzedaży jedzenia.

 

W przerwie kilku sympatyków próbuje swoich sił w konkursie rzutów karnych – każdy jednak dostaje drobne upominki. Z głośników zaczynają płynąć remiksy znanych utworów. Nie zabrakło Króla Popu, Michaela Jacksona, czy klasyki stadionu przy Kilińskiego 47, czyli „Black and White” grupy Kombi. Chwilę później rozgrzewający się na płycie boiska rezerwowi kierują się w stronę ławek, a piłkarze pierwszego składu wracają by zacząć drugą połowę. Chwila motywacji po obu stronach. Wreszcie sędzia Jarzębak wznawia grę. Krakowianie próbują w ślamazarny, powolny sposób rozegrać akcję od własnej połowy. Wysoki pressing gospodarzy jest dla Garbarni niczym poranne spotkanie z bandą Roberta Kubicy na torze w Melbourne, wywołuje nie lada zamieszanie pod polem karnym. Inicjatywa Sandecji rośnie z sekundy na sekundę. Efektem są coraz częstsze strzały z 15. metra. Na jakikolwiek atak ze strony podopiecznych Bogusława Pietrzaka czekać trzeba do 51 minuty. Wówczas Wójcik podaje piłkę wzdłuż pola karnego; nikt jednak jej nie wychwytuje. Zgodnie z niepisaną tradycją, fani z sektora rodzinnego zaczynają postulować o wejście na boisko Dudzica. Na razie jednak ich prośba nie zostaje wysłuchana.

 

57 minuta. W pole karne wpada Gabrych – jak to zwykle on, mimo minięcia kilku obrońców, za strzał zabrać się nie zdążył; wcześniej bowiem piłka zostaje zblokowana przez dobrze ustawionego defensora gości. 300 sekund później na boisko wchodzi oczekiwany skrzydłowy „Biało-czarnych”. Po chwili już kreuje dogodną akcję dla Klichowicza podaniem w lewą stronę, brakuje dobrego wyczucia czasu, by było niezwykle groźnie. Trybuny zaczynają frustrować się tym, jak kończone są kolejne ataki, choć coraz częściej futbolówka pojawia się na 6. metrze. Nerwowa atmosfera zaczyna udzielać się również zawodnikom; na przykład Małkowski w 71 minucie w akcie złości obija piłkę o ogrodzenie okalające trybuny przed wyrzutem z autu. Kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry; Słoma wbiega na 6. metr, podaje w środek pola karnego do Krykuna, który sprytnie pokonuje Kozioła uderzając przy prawym słupku bramki. Sympatycy z sektora F zaczynają skandować: „Pasy grać!”

 

Krakowianie zaczynają atakować na fali powodzenia poprzedniej akcji, głównie jednak polega to wszystko na szybkich kontratakach po niedokładnych podaniach sądeczan w środkowej strefie. Płaskie zagrania pod bramkę Sandecji są tak częste, jak narzekanie kierowców Williamsa na dyspozycję ich pojazdu. 85 minuta. Wreszcie okazja ze strony ekipy trenera Kafarskiego; Flis uderza na 18. metrze z rzutu wolnego, Cabaj zdążył sparować lecącą w prawe okienko bramki piłkę na słupek. Niebezpieczeństwo zażegnane. Coraz głośniej pomagać zawodnikom próbują obie strony trybun. Pod polem karnym gości zaczyna się „obrona Częstochowy” i chaotyczne ataki ekipy Tomasza Kafarskiego. Na początku doliczonego czasu gry Krykun wbiega przed linię pola karnego; jest sam na sam z Koziołem ale ostatecznie fatalnie pudłuje. Futbolówka leci pół metra nad poprzeczkę. Z perspektywy sympatyków klubu z Kilińskiego, lepiej musi pójść za dwa tygodnie, w starciu z poznańską Wartą.

 

Sandecja Nowy Sącz – Garbarnia Kraków 0-1 (0-0)

Bramki: Serhij Krykun 76′.

Żółte kartki: Maciej Małkowski, Radosław Kanach.

Sandecja: Marek Kozioł – Adrian Basta, Michal Piter-Bučko, Marcin Flis – Damian Chmiel, Bartłomiej Kasprzak (79′ Dawid Flaszka), Radosław Kanach, Maciej Małkowski (85′ Kamil Ogorzały), Dominik Kun – Mariusz Gabrych (63′ Bartłomiej Dudzic), Mateusz Klichowicz.

Garbarnia: Marcin Cabaj – Paweł Pyciak (90+2′ Marek Masiuda), Arkadiusz Garzeł, Krzysztof Kalemba, Remigiusz Szywacz – Filip Wójcik, Patryk Serafin (74′ Kamil Włodyka), Przemysław Lech, Kamil Słoma – Tomasz Ogar (74′ Dawid Nowak), Serhij Krykun.

Sędziował: Sebastian Jarzębak (Piekary Śląskie).

Zdjęcia: Remigiusz Szurek, Ryszard Nałęcz

Reklama