Sikorowscy na podsumowanie 27. JFT w Starym Sączu [RELACJA]

Sikorowscy na podsumowanie 27. JFT w Starym Sączu [RELACJA]

Może i nie będzie w tym, co napiszę nic specjalnie odkrywczego, ale doszedłem ostatnio do wniosku, że im więcej odczuwam, tym więcej wiem. Jednak to nie emocja ma monopol na pierwszeństwo, lecz zdarzenie, które je poprzedza. To przecież zdarzenia wciągają w sidła pamięci i wyciągania wniosków. Im bardziej mnie coś uwiera – jest dla mnie przykre, tym bardziej kombinuję, by tego w przyszłości unikać. Z kolei im bardziej mnie coś kręci i podnieca, tym usilniej myślę, co by tu zrobić, by zwiększyć swoje szanse na powtórkę z rozrywki.

I tak już od lat staram się być głodny pozytywnych emocji. Karmić się jedynie takimi myślami, które są w stanie zwrócić mi z nawiązką te dwa splątane ze sobą pierwiastki dobra i nie-ma-tego-złego, które w twórczości Andrzeja i Mai Sikorowskich robią swoje. Robią robotę. Nie tyle melodią, nie tyle tekstem, lecz stylem dwóch muzycznych pokoleń i kultur, którym od lat opakowują swoje kompozycje. Nie od dziś wiadomo, że lepiej robić prozaiczne rzeczy ze klasą, niż wiekopomne bez, a barnie się za przyziemną tematykę ze sznytem jest tym, co w moim odczuciu stanowi clou ich twórczości i scenicznego stawania się.

Andrzej Sikorowski | fot. Andrzej Rams

Gwoli doprecyzowania. Podczas wtorkowego koncertu w starosądeckim „Sokole”, którego w żadnym razie nie można – wręcz nie wypada, wpisać wyłącznie w punkt programowy podsumowania 27. edycji Jesiennego Festiwalu Teatralnego, mieliśmy wyjątkową okazję doświadczyć na żywo zarówno śpiewno-temperamentnego tandemu ojciec-córka, jak i towarzyszącego mu zespołu nieprzeciętnych instrumentalistów w składzie:  Jacek Królik (gitara), Tomasz Kupiec (kontrabas), Jakub Mietła (akordeon) oraz Gertruda Szymańska (perkusja). To oni towarzyszyli publiczności w muzycznej podróży przez poetyckie światy życiowych niesamowitości zaklętych w największych przebojach Pod Budą, jak i tych pochodzących z trzech albumów Sikorowskich: „Kraków-Saloniki” (2005), „Sprawa rodzinna” (2010) i „Okno na Planty” (2016).

To, co mnie osobiście ujmuje w twórczości Sikorowskich, tym dobitniej w formie scenicznej, to nie tylko zabawa słowem, lecz gest, spojrzenie – mimika, które tam i wtedy rozwijały się pięknym wachlarzem uniwersalnych treści traktujących o życiu, miłości, rodzinie i wielu innych aspektach ludzkiej codzienności – w sposób przewrotny, z dużą dozą humoru i dystansu do siebie.

Andrzej i Maja Sikorowscy | fot. Andrzej Rams

I może znowu nie będzie w tym, co napiszę nic specjalnie odkrywczego, ale wtorkowy występ przypomniał mi o czymś, co w dobie chwilowych popkulturowych podniet może niespodziewanie umknąć. O tym, że twórczość może być filozofią życia, otwartą księga inspiracji dla innych, kampanią emocji w dobie czasów trudnych jak najbardziej w cenie. Ale może być czymś jeszcze – jedną z piękniejszych pokoleniowych sztafet w odkrywaniu starego przez nowe, której nie mogłem się nadziwić i mogę sobie jedynie życzyć.

Maja i Andrzej Sikorowscy nie tyle żyją estradą. Nie tyle łapią za serce scenicznym obyciem i charyzmą, ale wysyłają gdzieś podprogowo przekaz, że miłość, jak i znaczenie dobrych piosenek, mogą nie tyle przetrwać najbrutalniejszą z prób – próbę czasu, ale ten czas pokonać. To daje nam samym nadzieję na najcudowniejszy rodzaj nieśmiertelności, o ile odważymy się spojrzeć na życie z szerszej perspektywy. Z dystansem, szczyptą brawury i lekkomyślności. Aby ryzykować. Wykorzystywać chwile. Robić swoje i być z tego dumnym.

Sold-out totalny, przekrój wiekowy i emocjonalne reakcje publiczności, stanowiły tego wieczoru najtrafniejsze potwierdzenie tego, że wytworzona na potrzebę potrzeby nisza, w której od lat funkcjonują, jest de facto bardzo pojemna. Sikorowscy ze swadą opierają się w równym stopniu niepamięci, co komercji. Ich twórczość nie łaknie piękna wyrażonego we współczesnych kanonach. Jest inteligentna, dowcipna i śmiała, interesująco-nieinteresująca, żądna przygód, spokoju i rodzinnego ciepła. Jest swoją własną definicją bycia niesamowitą. I to jest piękne.

Fot. Andrzej Rams

Reklama