Rafał Matyja. Krakowskie Przedmieście. Koniec wakacji

Rafał Matyja. Krakowskie Przedmieście. Koniec wakacji

Ostatnie dni sierpnia to jeden z najdziwniejszych okresów w roku. Nawet kiedy dawno skończyliśmy szkołę, ba – kiedy szkołę skończyły nasze dzieci. Wszędzie wyczuwa się nadchodzącą zmianę trybu życia. Od targów, przez galerie, aż po ruch uliczny i ostatnie wakacyjne szaleństwa młodzieży szkolnej.

To przejście społeczeństwa od stanu uprawnionej niepowagi, do rytmu, który towarzyszy nam przez większość roku. Oprócz świąt, wyjątkiem od tego rytmu jest może tylko weekend majowy, wyczekiwana namiastka wakacji. Zaczynająca i kończąca się korkami na drogach wylotowych z dużych miast. Ten rytm trwa ponad zmianami ustrojów, ponad kryzysami ekonomicznymi, ponad tym, co przykuwa uwagę innych mediów.

Koniec wakacji nie ma swojej nazwy, choć w kilku znanych mi miastach odbywa się przedwczesne sierpniowe, koncertowe pożegnanie lata. Bo tego prawdziwego końca lata – w ostatniej dekadzie września już nikt nie zauważy. Pojawi się co najwyżej w serwisach pogodowych. Wybitny francuski historyk Fernand Braudel wprowadził do nauki termin „długie trwanie”, po to, by obserwowanym w krótkich fazach zmianom, przeciwstawić zjawiska, które nie ulegają zmianie przez pokolenia. Cieszmy się tymi niewieloma, które dziś symbolizują ciągłość. W świecie zmian, nad którymi – jak mówią inni naukowcy – przestaliśmy panować.

Więcej felietonów w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama