Przemysław Oberżyświat Osuchowski. Pamiętnik motocyklowy cz. 4.

Przemysław Oberżyświat Osuchowski. Pamiętnik motocyklowy cz. 4.

Fotografia dziesiąta

Wyprawowicz motocyklowy swój amerykański sen przeżyje na pewno na mojej ulubionej Alasce i w kanadyjskim Jukonie. Na terytorium wielkości Europy mieszka mniej ludzi niż choćby w Krakowie. Dróg też mają niewiele. Można więc na motocyklu poczuć się niczym dziewiętnastowieczni odkrywcy, westmani, poszukiwacze złota. Asfaltem Alaskańczycy cieszą się tylko na południu stanu, poza nim króluje szuter. Można nim dojechać do Prudhoe Bay nad Morzem Barentsa. W tym roku widziano tam polskie motocykle. A na motocyklach m.in. kobiety znad Wisły. Wprawdzie samo Prudhoe Bay to tylko stacja poszukiwaczy ropy naftowej i wygląda jak plastikowa stacja kosmiczna, ale mimo to turyści i tam, nad ocean arktyczny, docierają. Latem słońce świeci przez 24 godziny, więc zasnąć ciężko. Znaki drogowe też czasami są mało czytelne, gdyż są niemiłosierne „rozstrzelane”. Na Alasce jest więcej broni palnej niż pojazdów. Łosi i niedźwiedzi także. Campingi przyzwoite i tanie, ale paliwo najdroższe na kontynencie. Sezon krótki, najlepsze wrażenia na przełomie lipca i sierpnia. Praktycznie to już początek jesieni, ale przynajmniej komary nie dokuczają. Można się też pokręcić po prawdziwych bezdrożach. Patelnię trzeba zabrać! Tam naprawdę jest złoto!

 

Fotografia jedenasta

Motocykliści, którym z Samborem pomagamy, lubią też północne Indie. Przyciąga ich do Dharamsali oczywiście Dalajlama. Stolica Tybetańczyków na wygnaniu ma fantastyczną atmosferę. Ponieważ to już pobrzeże Himalajów, wysokość nad poziomem morza pozwala odpocząć od upałów subkontynentu. Warto wyjazd dopasować do rytmu monsunów, bo deszcze motocyklistom utrudniają życie. Szczególnie jeżeli chcecie wspiąć się na kilka przełęczy. Dolina Spiti to prawdziwa motorowa bajka. Jest pustynnie, a wokół góry sięgające nieba. Śnieżne zaspy i tunele nawet w lipcu! Ponieważ to region zamieszkany przez buddystów, jest nastrojowo i wystarczająco daleko od zdegradowanych ekologicznie, zatłoczonych Indii właściwych. Blisko stąd do Ladakhu, do Chin, do Pakistanu. Niestety nie bardzo jest jak granicę przekroczyć. Zadbali o to politycy po wszystkich stronach spornych terytoriów.

Dodatkową „atrakcją” jest ruch… lewostronny. Może sam w sobie nie byłby przesadnie kłopotliwy. Ale jeżeli dołożyć do tego pogardliwy stosunek obywateli Indii do przepisów drogowych i… życia współziomków, będzie o czym opowiadać po powrocie. To też ostatni moment na meandrowanie offroadem. W XXI wieku leją wszędzie asfalt na potęgę…

Fotografia dwunasta

Mamy na naszych ulubionych szlakach miejscówki, do których wracamy maniakalnie. Jedną z nich jest base camp pod Pikiem Lenina w Pamirze, na granicy Kirgistanu i Tadżykistanu. Trafić do bazy łatwo nie jest. Nie ma żadnych drogowskazów, a plątanina pasterskich ścieżek na pofałdowanym płaskowyżu przypomina labirynt. W kilku miejscach mniejsze rzeczki niosące wodę z topniejących lodowców trzeba pokonywać brodem. O drogę nie ma kogo pytać. Pik Lenina ma 7 134 metry n.p.m. Baza leży poniżej w szerokiej dolinie, na której końcu widać piętrzącą się grań wodza rewolucji. Pik Lenina uchodzi za jeden z najłatwiejszych siedmiotysięczników. Nie ma uskoków ani trudnych ścian, nie ma seraków lodowcowych ani lodowych wąwozów, poręczowanie nie jest potrzebne. Właściwie można by pod górę iść „spacerkiem” jak w Bieszczadach. Gdyby… nie tych 7 000 metrów. Lenin i tutaj ma na swoim sumieniu trochę istnień…

W rzeczywistości nowych, nieleninowskich i niekomunistycznych czasów oficjalna nazwa tego i wielu innych szczytów brzmi zupełnie inaczej. Pik Lenina to Pik Awicenny, Pik Komunizma to Pik Ismaila Samaniego, Marks i Engels też mają już innych patronów. Tymczasem nowe pokolenie alpinistów z humorem żongluje starymi nazwami. Ich zdaniem są bardziej cool. Gdy patrzę na długie dredy młodziaków z całego świata i wącham ich marihuanę, dochodzę do wniosku, że niech im tam będzie. Byle z tego Lenina cali wracali.

W nocy szronem potrafi przyprószyć nawet w lipcu. Na wysokości bazy, 3 651 metrów n.p.m., to nic dziwnego. Rano słońce oddaje trochę serca i obozowisko opuszcza się w podkoszulkach. Lenin patrzy majestatycznie na nasze motocyklowe marzenia.

 

Wcześniejsze odcinki znajdziesz tutaj:

cz. 1.:

https://www.dts24.pl/dts-2023-12-19-swieta/

cz. 2.:

https://www.dts24.pl/przemyslaw-oberzyswiat-osuchowski-pamietnik-motocyklowy-2/

cz. 3.:

https://www.dts24.pl/przemyslaw-oberzyswiat-osuchowski-pamietnik-motocyklowy-cz-3/

 

Reklama