Piętnowanie takich domów to donosicielstwo czy samoobrona?

Piętnowanie takich domów to donosicielstwo czy samoobrona?

Pan Jacek (nazwisko do wiadomości redakcji), mieszkaniec Łazów Biegonickich, ogrzewa dom gazem. Ma również kominek, w którym pali – jak mówi – dla klimatu. Rok temu kupił czujnik pyłu, by sprawdzić, czy to, co wychodzi z jego komina, nie zanieczyszcza powietrza. Przy okazji miał sposobność sprawdzić, czy i właściciele okolicznych domów nie zatruwają środowiska. Swoimi obserwacjami i refleksjami postanowił podzielić się na naszych łamach, dołączając do tego zdjęcia:

– Choć palę tylko drewnem bukowym, sezonowanym trzy-cztery lata, kupiłem rok temu czujnik pyłu. Chciałem mieć pewność, że nie truję rodziny ani sąsiadów. Szczególnie, że sam upominam innych, kiedy widzę czarne dymy wychodzące z kominów okolicznych domów. Czasami bowiem jesteśmy zupełnie nieświadomi tego, co wylatuje z naszych kominów, gdyż właśnie w tym momencie siedzimy przy piecu. Żeby była jasność – sam widok dymu z komina mnie nie przeraża. Reaguję tylko wtedy, gdy widzę, że jest on groźny. To znaczy jest go dużo, utrzymuje się długo i jest w kolorze czarnym lub żółtym. Wyciągam wtedy mój pomiernik, wychodzę przed dom i widzę, jak czujnik wskazujący stężenie pyłu PM 2,5 z 10-30 jednostek nagle wybija 300, a gdy zbliżam się do źródła, pokazuje 900. To dowód na to, że moja reakcja jest uzasadniona.

Zastanawiałem się, dlaczego ludzie nie chcą ogrzewać domów gazem – jeżeli nawet mają taką możliwość – a wybierają kotły na węgiel. Z moich wyliczeń wynika, że koszt ogrzewania tymi źródłami ciepła jest porównywalny. Kiedy więc ktoś mówi, że palenie węglem jest tańsze, trudno mi się z tym zgodzić.(Oczywiście do kalkulacji przejmowałem cenę węgla dobrej jakości). Myślę więc, że taki stan może trochę wynikać z tradycji, z przyzwyczajenia. Kiedy mamy w piwnicy węgiel, to wiemy, ile to kosztowało i widzimy, na ile nam wystarczy. Rachunek za gaz zawsze jest finansową niespodzianką. Poza tym, jak węgiel zaczyna się kończyć, to można do niego „coś” dorzucić, by zbilansować budżet na ogrzewanie. Z gazem jest to niemożliwe. Oczywiście są osoby, które robią tak, bo ich zwyczajnie nie stać na dokupienie węgla, ale są też tacy, którzy poczytują to sobie za swoją (o zgrozo) gospodarność.

Zadziwia mnie, jak wiele osób wokół mnie podobnie spostrzega ten problem, a nikt nie reaguje. Dlaczego? Bo nie wypada, bo to wtrącanie się w nie swoje sprawy. Bo publiczne piętnowanie i wskazywanie takich domów to donosicielstwo. Może to i prawda… Ale, czy wypuszczanie z komina swojego domu dymu, który sprawia, że powietrze w odległości 50-100 m od niego ma 900 PM 2,5 jest w porządku wobec nas?
Nie chcę bezczynnie siedzieć w momencie, kiedy ktoś zatruwa życie moich bliskich. Może, kiedy taka osoba zobaczy swój dom w gazecie czy na portalu internetowym, chociaż się zawstydzi, zreflektuje. Ktoś może powiedzieć, że nie powinno mnie interesować, co robi sąsiad. Ale to błędne myślenie. Mogę nie interesować się tym, co ma w domu, ale jeżeli zatruwa moją rodzinę, nawet jeśli to robi w zaciszu swojej kotłowni, muszę zareagować. Może inni pójdą w moje ślady. Tylko stanowcza reakcja i publiczne piętnowanie „kopciuchów” może ograniczy problem smogu. Bo na zakaz taki jak w Krakowie nie ma co liczyć.

Fot. Nadesłane przez Czytelnika

 

 

 

Reklama