Piękno chrześcijaństwa i słabości chrześcijan

Piękno chrześcijaństwa i słabości chrześcijan

Rozmowa z ks. Markiem Dziewieckim, autorem książki „Karykatury chrześcijaństwa. Czym chrześcijaństwo na pewno nie jest i co naprawdę głosi”, którą wydało sądeckie wydawnictwo RTCK (Rób To Co Kochasz)*

– „Karykatury chrześcijaństwa” to książka, która w Księdzu dojrzewała, czy też jest ona może odpowiedzią-refleksją na obecny czas, na sytuację, w jakiej znalazł się świat? To chyba nie przypadek, że ukazała się w tym roku, tuż przed Bożym Narodzeniem?

– Dostrzeganie wypaczonych wizji chrześcijaństwa oraz ich demaskowanie wymaga czasu, refleksji, uważnego zgłębiania słów i czynów Jezusa, zestawiania tego, co głosi Ewangelia, z tym, w co wierzą chrześcijanie, a także z tym, co o chrześcijaństwie mówią ludzie z zewnątrz: i ci życzliwie nastawieni do Jezusa, i ci, którzy nie ukrywają wrogości do Jezusa i do Jego wyznawców. Im dłużej jestem księdzem, tym bardziej oczywiste staje się dla mnie to, że w każdej epoce trzeba ciągle na nowo oczyszczać chrześcijaństwo z naszych ludzkich, jednostronnych, selektywnych czy wręcz całkiem wypaczonych spojrzeń na to, co Bóg objawił nam w Dobrej Nowinie o sobie i o swojej miłości do ludzi.
Sporo osób wierzy w to, że chrześcijaństwo to religia nakazów i zakazów, cierpiętnictwa i przymusu, że to religia, która odbiera nam prawo do krytycznego myślenia, ogranicza naszą wolność czy że zabrania nam doświadczania radości z życia doczesnego. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Chrześcijaństwo to jedyna religia na świecie, która głosi, że Bóg kocha nas do tego stopnia, że osobiście przychodzi do nas w ludzkiej naturze po to, żebyśmy dosłownie mogli zobaczyć, że kocha nas nieodwołalnie i za każdą cenę, czyli nawet wtedy, gdy traktujemy Go jak złoczyńcę i zabijamy na krzyżu. Chrześcijaństwo to religia, która pomaga nam rozumieć nas samych, odkrywać naszą godność dzieci Bożych, a z drugiej strony dostrzegać naszą niedoskonałość, potrzebę czuwania i nawrócenia. Chrześcijaństwo pomaga nam stawać się najpiękniejszą wersją samych siebie, czyli być coraz bardziej podobnymi do Boga, który jest miłością i mądrością jednocześnie. Kto kieruje się słowami i czynami Jezusa, ten żyje w przyjaźni ze Stwórcą, z samym sobą i z bliźnimi, doświadczając już w doczesności takiej radości, jakiej ten świat nam ani dać, ani zabrać nie jest w stanie.

– Pandemia mocno obnażyła kondycję naszej wiary. Co Księdza najmocniej zabolało, zdziwiło czy zaskoczyło w postawie Kościoła – duchownych i świeckich – na tę sytuację?

– Po pierwsze, pandemia potwierdziła, że prawdą jest to, co głosi Biblia o człowieku i o naszej sytuacji na tej ziemi, o tym, że dobra doczesne, materialne są nietrwałe, że one nie wystarczą nam do szczęścia, że w jednej chwili człowiek może stracić wszystko, co posiada. Jezus się nie myli, gdy stwierdza, że powinniśmy być czujni i nieustannie się nawracać, gdyż ciągle będą pojawiać się trudności i zagrożenia, które zaskakują nas jak złodziej i które mogą nagle odebrać nam poczucie bezpieczeństwa, zdrowie, pracę, status finansowy, a nawet życie. Z taką właśnie trudną sytuacją, która spadła na nas niespodziewanie, mamy do czynienia w obliczu pandemii koronawirusa.
Po drugie, w obliczu pandemii po raz kolejny przekonuję się o tym, że trzeba odróżniać chrześcijaństwo od chrześcijan, czyli odróżniać Jezusa od Jego wyznawców. Jezus nigdy nas nie rozczaruje. Natomiast my, Jego uczniowie, często rozczarowujemy siebie nawzajem i samych siebie. W ostatnich miesiącach boleśnie się o tym przekonujemy. Niektórzy chrześcijanie popadają w panikę czy przerażenie. Boją się pójść do świątyni czy skorzystać z sakramentów. Skupiają się na tym, co mogą stracić, a nie na tym, jak bardziej niż dotąd kochać ludzi wokół siebie i jak stawać się tymi, dla których to, kim są, ważniejsze jest niż to, co posiadają. Inni źle wykorzystują czas, który otrzymali w obliczu zawieszenia działalności całych działów gospodarki i ograniczonej mobilności. Niektórzy – zamiast wykorzystywać ten czas na duchowy rozwój i na wspieranie bliskich sobie ludzi – ulegają lenistwu czy popadają w uzależnienia, albo je pogłębiają, na przykład uzależnienia od urządzeń elektronicznych i Internetu. Boli mnie to, że także część duchownych zamknęła się w plebaniach i popadła w izolację społeczną w tym negatywnym znaczeniu. Niestety raczej mniejszość kapłanów zwiększyła w parafii liczbę mszy, żeby więcej świeckich mogło uczestniczyć w Eucharystii, czy zaoferowało pomoc duchową poprzez indywidualne rozmowy albo kontakt telefoniczny.

– Mówiąc o tym, czym chrześcijaństwo na pewno nie jest, porusza Ksiądz problemy, z którymi mierzy się dziś Kościół, w tym problem pedofili. Jeśli mówimy o tym zjawisku z poziomu ogółu, wszyscy uznają, że to ogromne zło. Niemniej, gdy zaczynają padać konkretne nazwiska księży i biskupów, rodzi to skrajne emocje i opinie. Dlaczego do tego tematu w Kościele nie podchodzi się jednoznacznie, czyli skoro jest wina, to musi być kara? Czy Kościół potrzebuje oczyszczenia? (…)

To tylko fragment rozmowy. Całość przeczytasz w świątecznym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – dostępny bezpłatnie pod linkiem:

Reklama