Nowy Sącz. Kierowca stracił przytomność. Wyjątkowa relacja człowieka, który niósł pomoc

Nowy Sącz. Kierowca stracił przytomność. Wyjątkowa relacja człowieka, który niósł pomoc

Nowy Sącz, wypadek, relacja świadka

W niedzielę (5 marca) informowaliśmy o zdarzeniu, które miało miejsce w Nowym Sączu na ulicy Nawojowskiej. Przypomnijmy. Mężczyzna stracił przytomność za kierownicą. Jego samochód zjechał na przeciwległy pas jezdni. Zdarzenie relacjonowaliśmy na bieżąco. Potwierdziła je podinsp. Katarzyna Cisło.

– Na drodze krajowej nr 75 kierowca samochodu osobowego zjechał na przeciwległy pas ruchu. Prawdopodobnie mamy tutaj do czynienia z zawałem serca. Mężczyźnie jest udzielana pomoc (stan na godzinę 14:30) – relacjonowała podinsp. Katarzyna Cisło z KWP Kraków w rozmowie z naszą redakcją. Całość można przeczytać – TUTAJ.

Przedstawicielka KWP Kraków przekazała też w trakcie rozmowy (otrzymując telefoniczną informację od Policji w Nowym Sączu), że dobrą reakcją wykazali się świadkowie, bo została udzielona pierwsza pomoc. Naszej redakcji udało się dotrzeć do pana Filipa. To mężczyzna, który tę pomoc podjął jako pierwszy. Jego szczegółowa relacja z miejsca zdarzenia stanowi przekaz godny przemyśleń. Pan Filip w rozmowie z naszą redakcją w pierwszej kolejności relacjonuje rzeczywisty przebieg podjętej interwencji a następnie przekazuje emocjonalne odczucia. Oddajemy mu głos:

Dojeżdżałem samochodem do świateł. Ujrzałem w oddali, że na drodze zrobił się korek. Nie prowadził do następnej sygnalizacji świetlej, tylko do ulokowanego na przeciwległym pasie auta. To mnie zdziwiło. Zdecydowałem tam pojechać. Będąc na wysokości tego samochodu ujrzałem przez boczną szybę mężczyznę. Miał odchyloną w tył, opartą o siedzenie głowę. Usta otwarte. Nikogo przy nim nie było. Zatrzymałem samochód w pierwszej lepszej uliczce. Podbiegłem do auta, w którym znajdował się poszkodowany. W tym samym czasie pojawił się obok inny, przyjezdny mężczyzna. Złapał poszkodowanego za rękę. Nie wyczuł pulsu. Stwierdził, że kierowca nie żyje. Nie mam zamiaru ukrywać, nogi mi się ugięły. Nie da się tego opisać. Od tego momentu mogę pewnych szczegółów nie pamiętać. Ale coś podpowiedziało mi, aby spróbować raz jeszcze samemu sprawdzić puls. Podjąłem się tego i miałem wrażenie, że coś wyczuwam. W tym momencie musiał zadziałać impuls. Poszkodowany był przypięty pasami. Na miejscu nie było żadnej wykwalifikowanej pomocy. Stwierdziłem, że czas jest cenny. Zacząłem kilka razy uderzać kierowcę w klatkę piersiową. Po tych uderzeniach, nagle, zaciągnął się powietrzem. W tym samym czasie żona tego pana (który jako pierwszy sprawdzał puls) dzwoniła już po karetkę. Z poszkodowanym nie było żadnego kontaktu. Zaczął oddychać, ale bardzo dziwnie. Przejąłem telefon i zacząłem rozmowę z ratownikiem. Pytał o objawy. Zasugerował obniżenie siedzenia i ułożenie kierowcy w pozycji bezpiecznej. Nie wiem ile to wszystko trwało. Karetka pojawiła się dopiero po jakimś czasie. Po przybyciu na miejsce, ratownicy zaczęli wykonywać czynności. Poprosili jeszcze, aby pomóc wyciągnąć mężczyznę z samochodu. Wspólnie zrobiliśmy to. Został przetransportowany do karetki. Pamiętam, że Policja chciała tam wejść, ale ratownicy nie wyrazili zgody. Pogotowie stało jeszcze ok 10, może 15 minut, po czym odjechało na sygnale.

Pan Filip podczas rozmowy z naszą redakcją nie ukrywał, że cała sytuacja jest dla niego wstrząsająca. I nie chodzi o indywidualne przeżycia z podjętego ratunku. Zaczął zwracać szczególną uwagę na dostrzegalną „znieczulicę” ludzką. Jego zdaniem upłynęło ogrom czasu, zanim on sam dotarł do poszkodowanego. Wszystkie samochody przejeżdżały obok zdarzenia w sposób całkowicie obojętny. Przyznał, że w tym momencie chciałby wiedzieć tylko tyle, czy mężczyzna przeżył. Jak sam twierdzi, jego wiedza na temat stanu zdrowia mężczyzny skończyła się w momencie odjazdu karetki na sygnale. Dziś wykonaliśmy więc połączenie do Agnieszki Zelek-Rachtan, rzeczniczki sądeckiego szpitala. Poprosiliśmy o weryfikację stanu zdrowia pacjenta.

Mężczyzna został przyjęty o godzinie 14:50. Tak, mogę potwierdzić, że przeżył. Co więcej, został już wypisany do domu – przekazała dziś naszej redakcji Agnieszka Zelek-Rachtan ze Szpitala Specjalistycznego im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu.

LUDZKA ZNIECZULICA?
O tym, że poszkodowany mężczyzna żyje, pan Filip dowiaduje się od nas właśnie teraz – w  momencie czytania tego artykułu. Precyzując: właśnie powinno do niego dotrzeć, że uratował życie drugiego człowieka. Jeszcze wczoraj rano spotkaliśmy się z odmową zrelacjonowania powyższych wydarzeń. Pan Filip odezwał się dopiero wieczorem. Zmienił zdanie. Nie wiedząc jeszcze jaki jest stan zdrowia pacjenta, stwierdził, że chce się podzielić z czytelnikami całą wiedzą. Wyraził nadzieję, że ten materiał przemówi do rozsądku wielu ludzi.

Nie chciałem rozmawiać. Do zmiany decyzji skłoniły mnie słowa podinsp. Katarzyny Cisło, która wypowiedziała się w pańskim artykule, że świadkowie wykazali się dobrą reakcją. Niestety podważam te słowa. Wie pan jak to wyglądało z mojego punktu widzenia? Każdy przejeżdżający samochód omijał poszkodowanego. A każdy tam patrzył i musiał widzieć, że mężczyzna ma odchyloną do tyłu głowę i otwarte usta. Ewidentnie nie dawał oznak życia. Z kolei, gdy któryś samochód jechał w kierunku Krynicy, kierowcy grzecznie czekali, aż tylko zwolni się miejsce w korku, aby móc jak najszybciej odjechać. Rozbiło mnie to od środka. Żyjemy w jakimś strasznym świecie. Tak, jakby to co dzieje się dookoła, nie dotyczyło nas w żadnym stopniu. Uważam, że brak empatii i znieczulica ludzka mocno się pogłębiły na przestrzeni ostatnich lat. Nie wiem czym to jest spowodowane. Mogę się domyślać, że pojawia się strach. Strach przed konsekwencjami. Bo ja sam przykładając palce do tętnicy kierowcy zastanawiałem się, czy nie poniosę jakichś konsekwencji. Więc z jednej strony rozumiem tych, którzy omijali samochód. Ale mówimy tutaj o ratowaniu ludzkiego życia. Każdy z nas może znaleźć się w podobnej potrzebie. Niestety nie wiem, czy ten człowiek przeżył. Chciałbym. I chciałbym, aby całe to zdarzenie na coś się przydało.

– mówił podczas wczorajszej rozmowy z naszą redakcją pan Filip, po czym dodał:

Chciałbym podziękować temu przyjezdnemu panu. Podbiegł razem ze mną. Nie wiem nawet jak się nazywa. Ale dzięki niemu nie byłem tam sam. Ten człowiek jest dla mnie wielki – za to, że się zatrzymał. Nie bał się zareagować. Jeśli czyta ten artykuł to chciałbym mu bardzo podziękować – nie tylko za pomoc. Ale także za to, że dzięki takim osobom mogę odzyskiwać wiarę w ludzi

Fot: ilustracyjne / gov.pl

Reklama