Kowbojka z Katowic. Daria ze Śląska tu była [RELACJA]

Kowbojka z Katowic. Daria ze Śląska tu była [RELACJA]

Daria ze Śląska tu była. Tak, wiem, mogło wam to umknąć, gdyż powiedzieć, że koncert muzycznego objawienia minionego roku, imienia stojącego za rewelacyjnym debiutem, nie wspominając o dwóch Fryderykach za Fonograficzny Debiut Roku i Album Roku Indie Pop, nie był szczególnie nagłaśniany przez sądeckie media, to nic nie powiedzieć. Na szczęście zainteresowanie konkretnym rodzajem treści i osobą, która się nią para, nie jest tylko i wyłącznie wynikiem szerokiego spektrum medialnego szumu. Popularność jest procesem złożonym i semiotycznym, czego niedzielne wydarzenie w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Sączu było najświetniejszym przykładem.

Swoim niedawnym felietonem na łamach „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” znowu przewidziałem przyszłość. To była noc, projekcja, miękkie światła na twarzy, sold-out totalny i zarazem najsamotniejsze miejsce na Ziemi. Przewidziałem jej słowa, aurę, domknięcia poznawcze; papierek lakmusowy stanu ducha tak wielu z nas, dla których nawet najgłębsze zrozumienie nie jest w stanie przemówić do chronicznej samotności. Byłem tam. Pod sceną. Wpatrzony w nią jak w obrazek. Myślałem o nich wszystkich; w tagach potarganych losów każdego z bohaterów przeglądałem się jak w lustrze – miała zagrać na bis… I zagrała.

Daria ze Śląska | Fot. Bartosz Szarek

Daria to artystka totalna, którą ciężko rozgryźć, strawić, wytłumaczyć sobie, skategoryzować. Nie wiadomo, co napędza ją do działania, ani na co do końca ją stać. Pewne jest jedno: podczas koncertów Darii ludzie umierają lub otrzymują nowe życie. Ta enigmatyczna istota, cicha, skryta, o androgynicznej urodzie – skojarzyła mi się z bliską memu sercu fikcyjną postacią – odzianą w niebieski dres znaczony logo z wbitym we wstęgę mieczem w płonącym nimbie bohaterką NWR. Ten sam amulet, to samo fatum; poszukiwaczka zrozumienia przemierzająca szemrane rubieże utowarowienia, podłości i zepsucia – zjednująca i pogrążająca wszystkich, którzy staną jej na drodze.

Ta Kowbojka z Katowic, Krakowa, Wolbromia czy innej Kopenhagi, przedstawiła się Nowemu Sączowi debiutanckim albumem „Tu była”, dziesiątką dojmujących emocjonalnie piosenek w wersji live, z których „Chinatown” stanowił prawy, lewy i końcowy nokaut sercowy. Tytuły z poza płyty: „Mainstream”, „Pamięć do złych słów” i zwiastun drugiej płyty studyjnej, czyli najnowszy „Taras”, były mocno obecne podczas niedzielnego koncertu. Jednak to, co faktycznie zobaczyłem na scenie, to rodzaj osobistej antyodysei skierowanej do wewnątrz – statyczny pochód wśród autentycznych inspiracji i życiowych zakrętów, które musiały być na tyle „jakieś”, że stały się tworzywem jej przyszłych piosenek. Przyszłych narracji.

Daria ze Śląska | Fot. Bartosz Szarek

Zachowując oniryczną konwencję na kształt marzenia sennego – momentami irracjonalnego, absurdalnego, w którym zacierały się związki przyczynowo-skutkowe i logiczne następstwa zdarzeń – Daria zabrała nas przez kolejne niełatwe sytuacje, ale symetrycznie z wcześniejszymi postaciami z autorskiego imaginarium – wyłącznie do momentów przesilenia, akcentowanymi podkręconą teatralizacją w głosie czy tanecznymi wtrętami. W sytuacjach w pewnym sensie wyjątkowych, gdyż nadmiaru zła, którego paradygmatycznym przejawem staje się bezwyjściowość wszystkich namaszczonych w swoich tekstach bohaterów. W tym temacie Daria daje się poznać nie jako artystka, ale koncept zbudzony do odpowiedzialności, który odmiennie niż Odyseusz nigdy nie powraca do siebie, gdyż nie zna początku i nie wie, dokąd zmierza.

Koncerty Darii ze Śląska to medytacja nad kondycją człowieka, wędrówka eksplorująca potrzebę emocjonalnego zamętu, szarości, samotności, ciszy. Tu przeszłość rusza w ekstatycznym kondukcie po jeszcze jedną szansę, którą widz podejmuję w nie do końca świadomy sposób – na zasadzie rezonansu emocjonalnego. Jej twórczość to czysta transgresja; to ocierające się o eksperyment formalny przeciąganie liny między Erosem a Tanatosem – zamknięty w próżni poszukiwania szczęścia, upływu czasu i końca test niewarunkujący niczego.

Foto: Bartosz Szarek

Reklama