Kiedy życie przekracza wszystkie granice fikcji

Kiedy życie przekracza wszystkie granice fikcji

Był najmniej rzucającym się w oczy dyrektorem instytucji publicznej w Nowym Sączu. Podczas oficjałek zawsze stawał w drugim szeregu. Jeśli nie musiał, nie zabierał publicznie głosu. Generalnie niechętnie opuszczał skromny dyrektorski gabinet na poddaszu muzeum przy Lwowskiej. Niemal wszyscy znajomi są zgodni, że był najbardziej skrytym człowiekiem, z jakim się zetknęli. Ale życie lubi być przewrotne. Człowiek, który ze wszystkiego na świecie najmniej pragnął rozgłosu, został głównym bohaterem książki jednego z najpopularniejszych polskich pisarzy.

Ale na tym paradoksy się nie kończą. W tej historii niemal wszystko jest zaskakujące. Nawet osoby czytające powieść „Los odwrócony” Janusza Leona Wiśniewskiego mogą być przekonane, że to przypadek, element fikcji literackiej. Co prawda akcja toczy się w dużej mierze w Nowym Sączu, Biczycach, sądeckim muzeum, na ul. Lwowskiej, ale przecież to może być przypadek. Jednak nie był. Ale i to nie wszystko. O tym, że za główną postacią powieści czytanej w całej Polsce przez setki tysięcy osób kryje się dyrektor Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, długo nie wiedzieli ani pracownicy muzeum, ani najbliższa jego rodzina. Ba, nie wiedział o tym sam Roman Kucia, który stał się pierwowzorem głównego bohatera. I choć całe życie konsekwentnie unikał rozgłosu, posłużył Januszowi Leonowi Wiśniewskiemu jako ten, wokół którego zbudował całą powieść.

Janusz Leon Wiśniewski przyznał to publicznie podczas spotkania autorskiego w Nowym Sączu na początku marca tego roku:

– Tak, Roman Kucia, dyrektor sądeckiego muzeum, stał się pierwowzorem Marcina, głównego bohatera „Losu powtórzonego”. Zainspirowała mnie do tego rozmowa z jego bratanicą, dziennikarką Moniką Kucią, która wówczas pracowała w „Newsweeku”. Mieliśmy kontakt, bo Monika pisała o moich książkach, robiła ze mną wywiady i tak zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadaliśmy sobie różne historie z życia, ja jej ze swojego, a ona ze swojego. I tak m.in. opowiedziała mi historię o Romanie Kuci, który miał siedmioro rodzeństwa i opiekował się niepełnosprawną matką. A wszystko to działo się w Nowym Sączu, więc pomyślałem – co ja będę wymyślał, oto jest gotowa historia (…)

  Całą rozmowę przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:  

Fot. Piotr Droździk

Reklama