Jazz nie miał nigdy łatwego życia na Sądecczyźnie

Jazz nie miał nigdy łatwego życia na Sądecczyźnie

Ludzie dzielą się na już zarażonych jazzem i na tych, którzy od jazzu stronią przez całe życie. Podobno dużo zależy od pierwszego kontaktu. Najłatwiej znaleźć się w wąskiej grupie „trąconych jazzem”, gdy w odpowiednim momencie życia trafi się na dobry koncert jazzowy. To doświadczenie bliskiego kontaktu z muzyką improwizowaną jest czymś unikalnym, czymś co otwiera przed człowiekiem zupełnie nowe horyzonty i wciąga. Najczęściej na całe życie.

Przez długi czas stroniłem od jazzu. Mimo że uważam się za człowieka otwartego na różne gatunki muzyczne i różne dziedziny kultury, uznałem, że te dźwięki i rytmy nie są moje. I taki stosunek do jazzu miałem przez pierwsze 35 lat swojego życia. Ale być może znacie tę sytuację, kiedy prowadząc samochód trafiacie na stację grającą jazz i natychmiast przełączacie się na inną? Też tak miałem. „Trzy Kwadranse Jazzu” – kultowej audycji w Polskim Radiu mogłem słuchać wyłącznie, kiedy Jan Ptaszyn Wróblewski opowiadał swoje jazzowe anegdoty. Kiedy zaczynała grać muzyka, włączał się u mnie ów odruch Pawłowa i przełączałem radio na inną stację.

Dorastałem w Tarnowie, gdzie istniało całkiem prężne środowisko klubowe z Tarnowską Piwnicą na czele. Ale mnie to miejsce nie wciągnęło. Podczas studiów rozwijałam w sobie różnorodne zainteresowanie muzyczne, ale do Piwnicy u Muniaka z własnej, nieprzymuszonej woli nigdy nie zajrzałem.  W latach dziewięćdziesiątych już w Nowym Sączu w kolegami z pracy trafiłem na pierwszy koncert jazzowy w którejś z knajp na Gorzkowie i musze przyznać, że było to doświadczenie przykre. Fatalne nagłośnienie, hałaśliwe rozmowy, odgłosy stukających się kufli z piwem. Pewnie gdyby ta moja inicjacja miała inny przebieg odkryłbym dla siebie jazz dużo szybciej. Ale okazji żeby pójść na porządny jazzowy koncert odkąd mieszkam w Nowym Sączu nigdy nie było za wiele. A gdy były, to jakieś takie hermetyczne, nie w tym czasie, nie w tym miejscu. Dlatego nie dziwię się, że ciągle tak mało osób interesuje się jazzem na Sądecczyźnie.

Jazz odkryłem dla siebie w końcu dość okrężną drogą, ale zdaje sobie sprawę, że nie ma lepszej sposobności ku temu, niż pójść na koncert jazzowy w klubie czy niedużej sali koncertowej w dobrym towarzystwie. Kiedyś pomyślałem, że warto stworzyć taką kameralną imprezę dla miłośników jazzu czy po prostu dla ludzi, którzy chcieliby sprawdzić czy spodoba im się muzyka improwizowana. I w ten oto sposób Sącz Jazz Festiwal zaczyna swoją piątą edycję. Naszą misją od początku istnienia festiwalu było stworzenie pierwszej na Sądecczyźnie cyklicznej imprezy jazzowej na najwyższym poziomie. Cały czas jesteśmy w procesie poszukiwania idealnej formuły, próbując dotrzeć do wszystkich fanów jazzu w naszym regionie oraz promując różne rodzaje i oblicza tego gatunku muzycznego.

Polski jazz, od dawna powszechnie ceniony na świecie, znalazł więc nową scenę na sądeckiej ziemi. Dotychczas grali u nas głównie polscy muzycy – znani i cenieni w środowisku jazzowym, ale w tym roku, w związku w 5. edycją festiwalu, otwieramy szerzej drzwi i zapraszamy śmielej zespoły z zagranicy i składy udziałem zagranicznych  jazzmanów. Inaugurując piątą edycję Sącz Jazz Festiwal możemy z dumą stwierdzić, że pionierska misja chyba się powiodła, bo obok sukcesywnego rozwoju własnej idei, najwyraźniej inspirujemy innych do podobnych, jazzowych działań. W pobliskiej Limanowej organizowany jest od niedawna wrześniowy Beskid Jazz & Folk Festival, a legendarny animator wydarzeń muzycznych Wojtek Kulasa właśnie otwiera w Starym Sączu Jazzową Gospodę – swój najnowszy projekt gastronomiczno-muzyczny (o czym szerzej obok).

W założeniu Sącz Jazz Festival miał być wydarzeniem łączącym scenę jazzową w obu Sączach – Starym i Nowym. Dlaczego tak się nie stało – po całkiem obiecującym początku – to osobna historia, na dłuższą opowieść z sensacyjnymi wątkami. Ale liczymy, że kiedyś jeszcze ta idea może się ziści. Powtarzając zając za wybitnym, niedawno zmarłym muzykiem jazzowym Zbigniewem Namysłowskim – jazz to niebywała możliwość twórczego rozwoju, swobody, wyboru stylu, szansa wyżycia się, radość i satysfakcja. A jesień i urok Starego Sącza pozwalają nam budować niepowtarzalny klimat Sącz Jazz Festivalu i myśleć o jego rozwoju w kolejnych latach.

Wojciech Knapik
Dyrektor Artystyczny Sącz Jazz Festival

Fot. Paweł Ferenc

Więcej o Sącz Jazz Festival przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS:

Festiwal został dofinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki w ramach projektu „Wzmocnienie marek turystycznych i produktów sieciujących w Dolinie Popradu”.

znak

Reklama