Ewa Novel powraca z nowym singlem. Posłuchaj utworu „Zgubiłam miłość” [RECENZJA]

Ewa Novel powraca z nowym singlem. Posłuchaj utworu „Zgubiłam miłość” [RECENZJA]

Każde twierdzenie jest prawdziwe w swoim własnym świecie. Ale który z nich jest w stałym kontakcie z naszym? Ewę Novel obserwuję już od jakiegoś czasu, choć poznałem prawdziwie końcem czerwca, kiedy to na deskach Amfiteatru Parku Strzeleckiego zaprezentowała się od najszlachetniejszej muzycznej strony, jaką mogę sobie wyobrazić. A moje emocje i feromony w mig zabulgotały niczym lody wrzucone do lemoniady.

Obok standardów, coverów, utworów autorskich i tych nagranych z zespołem Levi, Novel zaprezentowała kawałki z projektów pobocznych. I właśnie w tym ostatnim temacie po raz pierwszy dla mnie (i przypuszczalnie także dla ogółu) ze sceny popłynęło premierowe wykonanie „Zgubiłam miłość”. Po raz drugi, stosunkowo niedawno, gdyż końcem września, otrzymałem świeżutki singiel jako swoiste „sneak preview”. Dzięki temu mogłem już w sposób nieograniczony i na spokojnie osłuchać się z całością – słowami Michała Zabłockiego. I muszę przyznać, że zrobiło to na mnie nie mniejsze wrażenie niż początkiem lata przy Ogrodowej.

Obydwie sytuacje przypomniały mi z kolei inną – z początku lipca, kiedy to Nowy Sącz obchodził imieniny, a Tomasz Bulzak – wspólnie z Hardway Band, Kwartetem Galicyjskim, Ewą Novel oraz Tomkiem Jaroszem, dali popis nad popisy. Wszyscy bez wyjątku byli rewelacyjni, jednak to właśnie Ewa rozłożyła mnie na łopatki emocjonalnym wykonaniem „Terra Deflorata” Niemena – wzruszającą, dopracowaną, czułą, mocną interpretacją, która kosztowała ją wiele. Myślę, że nie inaczej było w przypadku powstawania nowego singla. To właśnie praca jest tym, co w głównej mierze odsiewa Artystów od artystów, których wysiłki dążą w pewnym sensie do „odsłonięcia siebie”. Aby w wirze emocji, pasji, nieustannej pracy nad sobą i swoim warsztatem, ukazał się on – człowiek. Prawdziwy, odarty ze zbędnych naleciałości, skorupy narzuconej przez konwencję. Albo przewrotnie – pomimo niej mógł zaistnieć możliwie najprawdziwiej.

Ewa Novel | fot. Dariusz Solecki

W nawias pierwszej, wyznaczonej na 14 października daty premiery nowego singla, a faktyczną premierą, która przypada na dzisiaj – wpadł teaser, który nie „podroczył się” ze mną, gdyż miałem już po drodze z całością, ale zaostrzył apetyty i podkręcił moje oczekiwania względem oprawy. Fakt faktem, oprócz facebookowych postów, oficjalnego zwiastuna i „wycyganionych” przeze mnie fotosów z planu, cała reszta została owiana swoistą „tajemnicą twierdzy szyfrów”. Albo może po prostu sam chciałem, żeby tak było.

To, co ujmuje w przypadku Ewy Novel to uniwersalność, choć wolę określenie „kompletność”, której coraz trudniej dopatrzeć się we współczesnym mainstreamie. Siła jej nowego singla leży w wykorzystywaniu niebanalnych środków – zarówno literackich i nieliterackich, by zwrócić uwagę na trudne tematy i dostarczyć głębszych przeżyć. Od strony instrumentalnej dostajemy tutaj to, co najlepsze. Klasyczne smyki Kwartetu Galicyjskiego (muzyka autorstwa Ewy Borcz) do spółki z perkusją Pawła Dobrowolskiego zachwycają rozmachem aranżacji. Skutecznie budują nastrój – wciągają w sedno historii stojącej za tekstem Michała Zabłockiego. Z kolei gitary, choć wspaniałe i narastające, nie wybijają się przed pozostałe instrumenty. I dobrze. Zarówno bas Roberta Kubiszyna, jak i wiodąca Jacka Korohody z ciekawą solówką w finale, podporządkowane są wiodącej melodii, mocno osadzonym klawiszom Krystiana Jaworza i wokalowi Novel – pełnego zaangażowania i niesamowitej ekspresji – od szeptu aż po krzyk. Scenariusz i choreografia to już zasługa Grzegorza Halko. A za realizacje wideoklipu odpowiada Dariusz Solecki.

Ewa Novel i Grzegorz Halko | fot. Dariusz Solecki

W przypadku „Zgubiłam miłość” mamy do czynienia z mocnym, zdecydowanym przekazem zachowującym świetnie wyważone proporcje. Zarówno muzyka, jak i tekst ukazują mroczne zakamarki ludzkiej duszy, w których zawsze można doszukać się  pierwiastka nadziei. Tekst Zabłockiego można czytać wielorako. Jako historię o przeżywaniu straty po odejściu najbliższych. Po których zostają jedynie samotne włóczęgi. Poszukiwanie śladów przeszłości, dawnych miejsc i związanych z nimi emocji. Jednak autor stawia pytanie, czy taka miłość ma sens. Czy miłość postrzegana jako balansowanie na granicy życia i śmierci, sentymentu i szaleństwa – to nadal miłość. A może już tylko jej powidoki?

Nową Novel można również interpretować jako zmagania artysty z materią, które windują go z jednej strony do postaci współczesnego Syzyfa. Z drugiej – osoby, z racji swojej wyjątkowości, samotnej wśród tłumów. Cierpiącej, rozdartej wewnętrznie, przewyższającej duchowo innych. Ale z nadzieją patrzącą w przyszłość. Autor tłumaczy, że jeżeli wyślemy w świat pozytywne emocje, to one powrócą, gdyż trudno oczekiwać, aby inni ludzie obdarzyli nas niemiłością i nieżyczliwością (co najwyżej obojętnością), kiedy prędzej sami poświęciliśmy im cząstkę siebie – słowa, czyn, uwagę.

Ewa Novel | fot. Dariusz Solecki (okładka singla)

Kiedyś pewien magazyn niezręcznie napisał o Cher, że ma tak wspaniały głos, który sprawia, że często można zapomnieć o słowach, które za nim stoją. Recenzent zapewne miał na myśli zatracenie się w jej muzyce i wokalu, choć na miejscu autora słów mógłbym się o to całkiem słusznie obruszyć. Tę sytuację można przełożyć na osobę Novel, gdyby nie to, że nie można. Zarówno w przypadku muzyki, jak i tekstu mamy tu do czynienia z produktem (nie lubię tego słowa) jakościowym. Jestem zdania, że nawet w najbardziej popowych piosenkach, powinno się poruszać rzeczy ważne. Bliskie, takie z którymi można się utożsamiać. Które, stają się iskrą do przemyśleń, wzniecenia emocji, być może jakiejś zmiany. Jakakolwiek by ona nie była. Właściwa – niewłaściwa. Dobra czy zła. W przypadku Novel na to liczyłem i to otrzymałem. Z nawiązką. Dziękuję.

Fot. Dariusz Solecki

Reklama