Dlaczego PiS straciło mandat w Nowym Sączu i utraciło władzę w kraju? [FELIETON]

Dlaczego PiS straciło mandat w Nowym Sączu i utraciło władzę w kraju? [FELIETON]

Nowy Sącz, felieton, wybory

To już równe dwa tygodnie od momentu zwycięstwa demokracji w naszym kraju. Siedemdziesiąt pięć procent Polaków postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie popełniliśmy absolutny rekord frekwencji w historii wolnej Polski (rekord, który przez długi czas może nie zostać pobity).

Zadymiło się od wyścigu do urn, kurz raptem osiada. Tymczasem w partii Prawa i Sprawiedliwości nadal trwa analiza fenomenu tej sytuacji. Z dobrego źródła wiadomo, że przedstawiciele partii prześcigają się na argumenty w szukaniu przyczyn utracenia władzy. I tutaj chętnie wtrącę swoje trzy grosze – zwyczajnie pomogę. Opiniotwórczych podpunktów tej porażki można by wskazać dziesiątki. Skupię się tylko na tych, o których w przestrzeni publicznej mówi się najmniej (o zgrozo).

W Nowym Sączu PiS oddał mandat dobrowolnie
Tutaj analiza zbędna. Sprowadza się do jednego zdania, jednej przyczyny. W okręgu 14 Prawo i Sprawiedliwość oddało mandat dobrowolnie, precyzując: dokonała tego osoba, która podjęła decyzję o tym, że z listy kandydatów usunięto Jana Dudę. Pozbycie się ulubieńca olbrzymiej części Sądecczyzny odbieram jako sabotaż. Jan Duda to nie tylko kulturalny i pracowity człowiek. Swoim zachowaniem, jako jedyny z całej wyborczej listy wykracza poza wizerunkowe granice partii. W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że ma w sobie coś co sprawia, że nawet przeciwnicy PiSu byliby w stanie oddać na niego głos. Koniec analizy w kwestii Nowego Sącza.

Dla formalności
Teraz kilka wniosków ogólnopolskich. Bardzo chciałbym poznać ludzi, którzy projektowali kampanię Prawa i Sprawiedliwości. Jestem pod wrażeniem tak spektakularnie spierniczonej sprawy. Popełnili panowie olbrzymi błąd w przestrzeni internetu (o tym za chwilę).

Najpierw formalności. Największą krzywdę wyrządził swojej partii premier Mateusz Morawiecki. Nie da wygrać wyborów w taki sposób, że świadomemu społeczeństwu oferuje się tak wyrazistą narrację nienawiści. Bo oto niespodzianka: społeczeństwo zrobiło się bardzo świadome. I właśnie w opozycji do tej świadomości, premier obrał narrację nienawiści. Jeździł po Polsce i mówił tylko jedno: „Tusk”. No to wywindował pan premier Tuska (wykonał dla niego kawał dobrej roboty). Selekcjonowanie ludzi na spotkania wyborcze, upublicznianie tych spotkań w telewizji i liczenie, że świadome społeczeństwo wytrzyma narrację nienawiści? Ktoś nie docenił dojrzałości Polaków.

Pan premier Morawiecki przegrał dla PiSu wybory także w innym momencie. Otóż pokusił się o wejście do miejsca, do którego wchodzić nigdy nie powinien. W trakcie piłkarskich Mistrzostw Świata pojechał do Kataru. Odwiedził Reprezentację Polski. Obiecał premie za awans do 1/8 finału. Tak – ten dzień to jedna z przyczyn utracenia bardzo dużej grupy wyborców. Premier złożył niemoralną propozycję. Zaoferował rozdawnictwo w miejscu, gdzie absolutnie nie wolno tego robić. Wywołał w ten sposób olbrzymi kryzys wewnątrz piłkarskiej Reprezentacji Polski. Tutaj przypomnę tylko, że piłka nożna jest sportem narodowym. Niemoralna propozycja (tak podsumował to Robert Lewandowski) i w konsekwencji „afera premiowa” zostały omówione na wszelkie możliwe sposoby w miejscu, gdzie w dzisiejszych czasach odbywa się publicystyczne życie sportu – czyli na YouTubie. To już nawet nie chodzi o to, że sportowcy z całej Polski (mamy ich troszkę a oni mają pod sobą swoje rodziny i ogrom fanów) utracili względem premiera jakikolwiek szacunek. Lekkoatleci biją rekordy, siatkarze wygrywają wszystko. Ale premier poszedł rozdać forsę kadrze piłkarskiej (i to nie za tytuł Mistrzów Świata a za awans do 1/8 finału). Pech premiera Morawieckiego polegał w tej sytuacji na tym, że od Mistrzostw Świata w Katarze upłynęło trochę czasu, a zatem był czas, aby sportowi publicyści zdążyli omówić ten temat na wszelkie możliwe sposoby. Sam Krzysztof Stanowski generował w Kanale Sportowym oglądalność rzędu kilkunastu milionów odbiorców. I on (jako jeden z wielu), uświadamiał ludzi, że to właśnie premier dał początek tej fatalnej atmosferze, która zapanowała.  Aby nie być gołosłownym – poniżej przykładowy urywek. Tak przez ostatnie miesiące uświadamiano miliony Polaków (wyborców):

oraz potwierdzenie statystyk:

Mówiłem to wiele razy, powtórzę jeszcze raz: politycy nie powinni mieszać się do sportu.

YouTube to nie Radio Maryja
I przechodzę wreszcie do tych ludzi, którzy projektowali tę wspomnianą już kampanię dla PiSu. Otóż kilka dni temu ujrzałem przybliżoną kwotę, jaką partia w kampanię zainwestowała. Dla dobra ludzkości – Boże broń przed wymienianiem na głos tej kwoty. Wystarczy jeśli padnie teza, że jest to jedna z najbardziej zaprzepaszczonych sum pieniędzy, jaką w życiu widziałem.

Każdy, kto jest użytkownikiem YouTuba (czyli miliony, bo internet zaczyna prześcigać telewizję) ten widział w trakcie kampanii, że Prawo i Sprawiedliwość wykupiło spot reklamowy (bodajże 30-sekundowy), który miał na celu partię promować. Tenże spot pojawiał się w trakcie oglądania wszelkich materiałów dostępnych na platformie YouTube. I co najważniejsze: tutaj tematycznych rozgraniczeń już nie było. Bez względu czy ktoś oglądał koncert czy słuchał podcastu o niedźwiedziu brunatnym, ten systematycznie, codziennie, mógł natknąć się na niezwykle irytujący przerywnik: spot, który zaczynał się mniej więcej od takich od słów: „Donald Tusk. To on zniszczył Polskę”.

Nie wiem kto wymyślił scenariusz tej reklamy. Nie wiem kto ją nagrał. Nie wiem też, kto z projektantów kampanii PiSu dał zielone światło na upublicznienie tego spotu. Ale wiem jedno: wybranie się z tą reklamą pod oczy milionów młodych wyborców (użytkowników YouTube) i zaoferowanie im wmawiania politycznej nienawiści w trakcie oglądania ich ulubionych programów – było jak samobójstwo. Mówiąc wprost: YouTube to nie Radio Maryja. Tam należy przedstawiać się nieco inaczej.

To nie jest tak, że swoje wnioski snuję bez żadnego pokrycia. Otóż świat internetu jest bardzo specyficzny. Sam należę też do YouTubowych grup tematycznych, bardzo dużo korzystam też z możliwości, jakie oferuje instagram. Przez ostatnie miesiące miałem bardzo dużo czasu, aby posłuchać tego, jaki prezent w podziękowaniu za sposób przeprowadzonej w internecie kampanii szykuje dla PiSu młodzież. Ona się tam szykowała jak na wojnę. Armaty odpalono 15 października.

I jeszcze jedno. Konop, Dubiel, Boxdel. Jednym słowem Pandora Gate. Gwoździem do trumny było wydanie przez premiera wyroku na YouTuberów. Nie wszyscy są pedofilami. O tym, który z nich jest pedofilem zdecyduje sąd. Ale premier wolał swoją wypowiedzią wydać publiczny wyrok na „ich wszystkich”. Dodatkowo, uczynił to na samym finiszu kampanii, wyprzedzając przy tym organ orzekający, czyli sąd. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że wyrok otrzyma tylko jedna osoba (pan Stuu).

Wydać wyrok na chłopaków, którzy od 2012 roku budowali pokolenie 20-letnich, 22-letnich i 24-letnich dzisiaj wyborców? Przecież tych ludzi ogląda do dziś po 11 milinów osób (dziś już świadomych choćby z tego zakresu, że nie wolno publicznie wyrokować zanim uczyni to sąd). I tak jak kibice nie wybaczają robienia krzywdy sportowcom, tak też widzowie nie wybaczyli wyprowadzonego ataku. A na social mediowych grupach skrzyknęli się pod hasłem: „Idziemy wszyscy, bo inaczej będą nas lekceważyć nadal.”

Ps. Przeczytałeś ten felieton i nie wiesz o co chodzi? Nie martw się. To oznacza, że równie dobrze Ty mogłeś poprowadzić tegoroczną kampanię PiSu. Efekt byłby taki sam.

Fot: DTS24 / oraz prt sc YouTube

Reklama